Piotr Dym: Nie ma szans na mój występ w Finale IME i podczas meczu z Kolejarzem Opole

Piotr Dym z powodu kontuzji kręgosłupa odniesionej w Opolu opuści sobotni Finał IME i rewanż półfinału drugoligowych rozgrywek. Możliwe też, że nie pojawi się już on w tym roku na torze.

- Obecnie przechodzę różne badania, m.in. rezonans i tomografię oraz mam konsultacje lekarskie. Na wtorek jestem umówiony ze specjalistą od urazów kręgosłupa, który leczył Rafała Dobruckiego. Prawdopodobnie mam pęknięty kręg szósty i dziewiąty. Dlatego nie ma szans na mój występ w turnieju finałowym Indywidualnych Mistrzostw Europy i podczas niedzielnego meczu z Kolejarzem Opole - mówi w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl Piotr Dym.

Trener Piotr Żyto przed kilkoma dniami przyznał, że oględziny wykazały uraz sprzed kilku lat. - Rzeczywiście, to odnosi się do kontuzji przepukliny kręgosłupa z przeszłości i dodatkowo kość ogonowa jest stłuczona - dodaje.

Wkrótce okaże się, kiedy będzie można spodziewać się powrotu kapitana rawickiego zespołu. - Na razie trudno powiedzieć, w jakim terminie mógłbym wrócić na tor. Będę miał dokładniejsze informacje we wtorek. Jeśli te diagnozy się potwierdzą, to na pewno w tym roku nie będę się już ścigał. Gdyby okazało się, że wszystko jest w porządku, to chciałbym jak najszybciej przejść rehabilitację i pomóc kolegom - stwierdza.

Żużlowiec Niedźwiadków jasno wyraża swoje zdanie na temat niedzielnego wypadku. - Mam stuprocentowe pretensje do Krzysztofa Pecyny, bo tak się nie jeździ i takie ataki z tyłu nie powinny mieć miejsca. To jest zawodnik, który jedzie na siłę i się boi, że zrobi kiepski wynik i że będą się do niego czepiali. To też jest takie wywieranie presji ze strony działaczy, wmawianie, że musi to zrobić. Jest to moim zdaniem zawodnik bez głowy, który chce się pokazać w drugiej lidze. Takie faule są w jego stylu, już nieraz tak zrobił. W dodatku głupio się też wypowiada, że nie ponosi winy za ten wypadek. To kto jest w takim razie winny? - pyta retorycznie.
- Byłem przednim kołem na kredzie na wyjściu z łuku, a Pecyna się napędził i mnie przeciął. Kiedy ja wypuszczałem motocykl, on tylnym kołem podciął mnie i wyprostowało mi motor. Skoro był szybszy, to mógł wynieść się na orbitę albo mijać na następnym łuku. Tak się nie robi. Też byłem szybki, lecz Eric (Andersson - przyp.red.) mi trochę przeszkadzał i nie mogłem jechać na maksa. Osobiście staram się nikomu nie zrobić krzywdy, czasami gdzieś odpuszczam, przymykam gaz, żeby obyło się bez kolizji -

oznajmia.

36-letni żużlowiec zwraca uwagę, że podobne zachowania mijają się z celem. - Każdy z nas ma rodzinę, mamy gdzie wracać i drugiej lidze są takie stawki, że to się nie opłaca, żeby działać na szkodę innych. Musimy się szanować, tak jak czynią zawodnicy światowej klasy. To widać w Grand Prix, jak ktoś jest szybszy, to po prostu jest puszczany do przodu - kończy Dym.

Źródło artykułu: