W minioną niedzielę w pierwszym meczu półfinału Azoty Tauron Tarnów pokonały 48:42 Unibax Toruń. Wynik ten bardziej zadowolił ekipę gości niż gospodarzy. Anioły przekonywały, że takie rozstrzygnięcie przed zawodami wzięliby w ciemno. Ekipa z grodu Kopernika liczy więc na odrobienie strat na własnym torze.
Adrian Miedziński, jeden z liderów torunian nie popada jednak w przesadny optymizm przed rewanżem. - Oczywiście, że wynik meczu w Tarnowie nie jest dla nas zły, bo mogliśmy przegrać różnicą dziesięciu, albo więcej punktów. W rewanżu czeka nas jednak bardzo trudne spotkanie, z niezwykle trudnym rywalem. W 2009 roku w pierwszym meczu finałowym też przegraliśmy 42:48 na wyjeździe z Zieloną Górą i wszyscy widzieli już w nas mistrzów Polski. Tymczasem w rewanżu u siebie przegraliśmy. Nie popadamy więc w hurraoptymizm. W niedzielę chcemy na pewno odrobić straty z Tarnowa i awansować do finału, ale szanujemy rywala - przekonuje Adrian Miedziński.
Wielu fachowców oraz reprezentantów zespołów z Tarnowa i Torunia uważa, że o awansie do finału może zadecydować ostatni wyścig spotkania na Motoarenie. - Nie zastanawiałem się nad tym. Nie rozpisuję tego meczu na tak szczegółowe scenariusze. Obie ekipy będą na pewno chciały wcześniej zapewnić sobie start w finale - mówi "Miedziak".
Niedzielny mecz z Azotami Tauronem będzie - póki co - najważniejszym dla Unibaksu w sezonie 2012. Adrian Miedziński nie planuje jednak specjalnych przygotowań do zawodów. - Do spotkania z Tarnowem przygotowuję się, jak do każdego innego. W sobotę będziemy z kolegami trenować na Motoarenie, by jak najlepiej spasować motocykle do toru. Na rewolucyjne zmiany w sprzęcie jest już za późno - uważa jeden z liderów Unibaksu.
W Tarnowie Adrian Miedziński przywiózł dla "Aniołów" 6 punktów. A jak będzie w niedzielę? - O każdy punkt będzie ciężko i każdy punkt będzie bardzo ważny. Stać nas jednak na dobry wynik i awans. W Tarnowie dobrze rozpocząłem, potem było już gorzej. Na twardym torze o sukcesie decydował start, a mój motocykl w drugiej części zawodów nie był szybki pod taśmą. Nie zdecydowałem się jednak na zmianę maszyny - zakończył Adrian Miedziński.