Mateusz Makuch: Rozmawiałem niedawno z Tomkiem Gapińskim, z którym dzieliłeś szpitalną izbę jakiś czas temu. Jak zapewne wiesz, u niego nie wszystko poszło zgodnie z planem. A jak było w Twoim przypadku? Po kontuzji nie ma już śladu? Czy wszystko jest w porządku? Zabieg się powiódł?
Grzegorz Zengota: U mnie na szczęście nie było żadnych komplikacji. Teraz już w zasadzie nie ma śladu po kontuzjach, więc pewien etap w swoim życiu uważam już za zamknięty. Najwyższa pora skupić się tylko i wyłącznie na jak najlepszych wynikach.
Spędziłeś pierwszy rok poza swoim macierzystym klubem. Jak go ocenisz?
- Był to sezon bogaty w nowe doświadczenia. Cieszę się, że trafiłem do Włókniarza. Mimo iż w sezonie 2011 ten klub miał problemy, zaufałem właśnie im i nie żałuje tego. Tak samo klub zaufał mi. W tym miejscu bez względu na to czy będę startował w przyszłym sezonie we Włókniarzu czy też nie, chciałbym podziękować działaczom za te właśnie zaufanie i kibicom za doping w całym sezonie.
Osiągnąłeś KSM wyższy, niż w sezonie 2011, w którym miałeś zdecydowanie mniej jazdy z racji kontuzji. Satysfakcjonuje Cię 5,93?
- Poprawiłem swój KSM o jeden duży punkt. W związku z tym myślę, że to dobry prognostyk przed tym, co mnie czeka w przyszłym sezonie. Omijały mnie w końcu kontuzje. Dzięki temu wiem, że przyszły sezon będzie lepszy.
W tym sezonie we Włókniarzu pokazałeś, że stać Cię, by być solidnym krajowym liderem. Miewałeś jednak wahania formy. Czego potrzeba, byś ją ustabilizował?
- Przyszedłem do Włókniarza z rolą zawodnika tak zwanej drugiej linii, choć moje ambicje są większe. W wielu meczach zdobywałem dużo więcej punktów aniżeli ode mnie oczekiwano przed sezonem. Dzięki temu w momencie kontuzji Grigorija Łaguty została mi powierzona rola tymczasowego kapitana drużyny, co było dla mnie dość sporym wyróżnieniem. Jest mi trochę szkoda, że przez trzy słabsze mecze wielu ludzi ocenia moje tegoroczne występy, jako przeciętne a nawet słabe.
Przez swoją nierówną jazdę wypadłeś na moment ze składu Włókniarza. Nie było trochę tak, że czułeś się zbyt pewny miejsca w meczowej siódemce?
- Zdarzyło się tak dlatego, że zanotowałem te trzy słabsze występy, o których wspomniałem, praktycznie jeden po drugim. Jeśli chodzi o odsuniecie mnie od składu w meczu we Wrocławiu, to uważam, że nie zasłużyłem sobie na to, ale ten temat jest już zamknięty.
Udało Ci się wrócić do składu dość szybko. Fakt, że straciłeś miejsce w składzie mocno Cię zmobilizował, czy zadziałał jakiś inny czynnik? A może czułeś czyjeś zwyczajne ludzkie, aczkolwiek mocne wsparcie?
- Po odsunięciu mnie od tych meczów bardzo mocno zmobilizowałem zarówno siebie jak i cały team, żeby jak najszybciej wrócić nie tylko do składu, ale do dyspozycji jaką prezentowałem na początku sezonu. Myślę, że końcówka sezonu pokazała, że poradziliśmy sobie z naszymi problemami i wyciągnęliśmy wnioski na przyszłość.
Odnoszę wrażenie, że poprzez transfer do Częstochowy troszeczkę wyszedłeś z cienia liderów Falubazu, gdzie w ostatnim czasie nie startowałeś za wiele. Podzielasz tę opinię? Potrzebowałeś mówiąc kolokwialnie świeżego tchnienia?
- W Falubazie, mimo tego że zawsze byłem zawodnikiem rezerwowym, potrafiłem sobie wywalczyć miejsce w składzie i pojechać sporo meczów. Przeciwnika w walce o miejsce w składzie nie maiłem łatwego. Przez spory czas był nim Niels Kristian Iversen. W Częstochowie dojrzałem do rywalizacji w Ekstralidze i pewnie dlatego wiele razy potrafiłem udźwignąć ciężar walki o ligowe punkty w trudnych pojedynkach.
Włókniarz Częstochowa zajął ósme miejsce w ENEA Ekstralidze. Jedni sądzą, że to sukces, bo uniknięto baraży, drudzy, że ten zespół było stać na więcej. Słowem, zdania są podzielone. A jakie jest Twoje?
- Uważam, że sezon był udany dla Włókniarza. Trzeba pamiętać, że Włókniarz przystąpił do rozgrywek praktycznie rzutem na taśmę. Skład został zbudowany praktycznie na ostatnią chwilę. Wiem, że apetyty, także nas zawodników, były zdecydowanie większe, ale to był sezon, który dużo nas wszystkich nauczył. Zrobiliśmy do tego mały kroczek w przód, bo uniknęliśmy baraży.
W Częstochowie było w tym sezonie trochę nerwowości. Na początku drużynę prowadził Janusz Stachyra, później do Jarka Dymka dołączył Sławomir Drabik. Torem zajmował się Henryk Trąbski, którego zastąpił Andrzej Puczyński. Dołączył do was także Kenneth Bjerre, ale to akurat było wzmocnienie. Jak m.in. te wymienione przeze mnie wydarzenia wpływały na was, waszą jazdę, Ciebie? Czy jakkolwiek?
- Przez większą część sezonu było dość duże zamieszanie, ale w końcówce znaleźliśmy to czego szukaliśmy wszyscy i myślę, że można było to również zauważyć po wynikach na torze.
Czy z perspektywy czasu był taki moment w sezonie, który chciałbyś kategorycznie zmienić? Załóżmy, że wyciągnąłeś wnioski i wiesz, że postąpiłbyś inaczej, a efekty mogłyby być zdecydowanie inne, lepsze.
- Najbardziej zawiedziony byłem po występie w Zielonej Górze. Wiem, że bardzo wszyscy na mnie liczyli. W tym meczu kompletnie nic się nie układało po mojej myśli. W pierwszym biegu upadek i strata najlepszego motocykla, a z drugim mieliśmy spore kłopoty z dopasowanie do toru, który tak naprawdę dobrze znam. Wniosek po tym występie był jeden - muszę mieć dwa równie szybkie motocykle. Zaraz po tym meczu zamówiłem nowe silniki, które w końcówce sezonu bardzo dobrze się sprawdziły.
W którymś z ostatnich wywiadów powiedziałeś, że Włókniarz ma pierwszeństwo w rozmowach o kontrakcie na przyszły sezon. Ponadto mówiłeś, że chciałbyś zostać w Częstochowie. Włókniarz zapowiada wzmocnienia. Czy otrzymywałeś jakieś sygnały od częstochowskich działaczy? Czy ewentualnie podjąłbyś rękawicę, gdyby trzeba było walczyć o miejsce w składzie?
- Tak, Włókniarz ma pierwszeństwo w rozmowach, a ja chcę zostać w Częstochowie. Jeśli chodzi o wzmocnienia, to pewnie takowe będą, ale wszystkie nazwiska jakie się przewijają to na razie czyste spekulacje nie mające nic wspólnego z rzeczywistością. Włókniarz jawi się w tej chwili jako klub stabilny finansowo i organizacyjnie. Chciałbym tutaj cieszyć kibiców swoją jazdą. Co do rywalizacji o skład to się jej nie boję, bo doświadczam tego co rok.
Falubaz Zielona Góra również zapowiada zmiany w składzie. Nadal mieszkasz w Zielonej Górze. Działacze Falubazu kusili Cię już jakąś ofertą?
- Póki co nie mogę rozmawiać z żadnym klubem, bo zabrania tego regulamin.
Sezon we Włókniarzu zakończyłeś udanie meczem z Unią Leszno. Za granicą było jeszcze lepiej. Walnie przyczyniłeś się do srebrnego medalu Piraterny Motala. Szczególna Twoja rola była w półfinale, w którym zdobyłeś 13+3. Nie kryłeś radości z tego sukcesu. Jak smakuje medal w Elitserien?
- To już drugi mój srebrny medal w Szwecji z tym, że do tego dołożyłem większą cegiełkę. Jeśli chodzi o smak, to na pewno lepiej by smakowało złoto, ale srebrny medal też odbieram jako spory sukces.
W ostatnich sezonach na Twojej szyi wisiały medale DMP, które wywalczyłeś wraz z Falubazem. Czy dla Ciebie mają one większą wartość niż wspomniany przeze mnie medal ze Szwecji? Czy trudno oba sukcesy ze sobą porównywać?
- Każdy medal smakuje wyjątkowo. Na mojej szyi wisiało ich na razie stosunkowo mało, ale mam nadzieję, że ich jeszcze sporo przybędzie. Wtedy będę mógł coś więcej powiedzieć w tej kwestii.
W nowym sezonie w Elitserien będziesz reprezentował barwy Vargarny Norrkoeping. Dlaczego? Czemu już nie Piraterny?
- Menadżer Piraterny poinformował mnie, że moja średnia nie pasuje do koncepcji drużyny na nowy rok. Na pewno szkoda, bo w tej drużynie są moi przyjaciele. Teraz będę startował w drużynie Vargarny Norrkoeping. Zespół ten posiada trudny techniczny tor. Sądzę, że będę mógł sporo dzięki temu się nauczyć.
Czy oprócz startów w Polsce i Szwecji planujesz podpisać umowy gdzieś jeszcze? Myślałeś o powrocie do Elite League?
- Myślę o Elite League i być może w przyszłym sezonie się tam pojawię. Cały czas chce się rozwijać. Anglia może mi w tym bardzo pomóc.
Indywidualnie brałeś udział w wielu turniejach. Jednym z najważniejszych to finał Indywidualnych Mistrzostw Polski w Zielonej Górze. Niewiele zabrakło do medalu. Czujesz niedosyt?
- Na pewno niedosyt pozostał, ale jeszcze wszystko przede mną. Z drugiej strony piąte miejsce w IMP i walka do końca o medal, czy drugie miejsce w finale Złotego Kasku na torze w Gorzowie pokazały, że na krajowym podwórku stać mnie na rywalizację z najlepszymi o najważniejsze trofea. Mam nadzieję, że w niedalekiej przyszłości stanę na podium w finale IMP.
Jakie są Twoje plany odnośnie Grand Prix? W tym sezonie odpadłeś bodajże w półfinale GP Challenge. Realnie myślisz o znalezieniu się w światowej czołówce?
- Realnie o tym myślę i mam ambicje, aby tam trafić w najbliższym czasie, ale póki co jeszcze nie jestem na to gotowy.
Na koniec abstrahując od speedwaya. Na Twoim fan page’u na facebooku pojawiło się Twoje zdjęcie z Przemkiem Pawlickim i Maćkiem Janowskim podczas meczu Polska - Anglia. Jak wrażenia? Byliście też dzień wcześniej, gdy Stadion Narodowy przerodził się w basen? Skąd w ogóle pomysł na takie spędzenie wolnego czasu?
- W trójkę dość często spędzamy razem czas. Przyjaźnimy się już dobre kilka lat. W Warszawie na tym meczu znaleźliśmy się trochę przypadkiem, ponieważ z innym celem przyjechaliśmy do stolicy. Jednak okazało się, że mecz odbędzie się następnego dnia, więc spróbowaliśmy załatwić sobie wejściówki. Udało się to i w tym miejscu ukłon w stronę kolegów z one sport marketing za pomoc. Dzięki chłopaki. Na zakończenie chciałbym również pozdrowić wszystkich fanów!