Krzysztof Kasprzak: Miałem oferty z pięciu różnych klubów

Krzysztof Kasprzak podpisał nową, dwuletnią umowę ze Stalą Gorzów. Na piątkowej konferencji zawodnik opowiedział o tym, jak do tego doszło i dlaczego trwało to tak długo.

- Czuję się dobrze w Gorzowie. Podpisałem kontrakt na dwa lata, bo chcę się zżyć z kibicami oraz ustatkować swoje miejsce w polskiej lidze. Mam też Grand Prix i myślę, że jazda w Gorzowie pozwoli mi na dobre występy w tych zawodach. Jestem zadowolony, że się dogadaliśmy - powiedział na wstępie Krzysztof Kasprzak. - Pierwsze spotkanie było luźniejsze. Od razu po powrocie z wakacji przyjechałem do klubu i podpisałem kontrakt na tych samych zasadach, co rok temu - dodał.

Po tych słowach wybuchła mała burza, gdyż wszyscy mieli w pamięci pretensje honorowego prezesa Stali, Władysława Komarnickiego, który ostro skomentował rzekomo wysokie żądania finansowe "Kaspera".

Żużlowiec natychmiast pospieszył z wyjaśnieniami. - Coś tam ludzie mówili o Lesznie, ale ja z nimi nie rozmawiałem ani razu. Czekałem na decyzję z Gorzowa. Obiecaliśmy to prezesowi Zmorze. Miałem oferty z pięciu klubów, ale z żadnym nie rozmawiałem. Poleciałem na wakacje i miałem trzy czy cztery dni na wybranie klubu. Wróciłem i prosto z Berlina przyjechałem do Gorzowa podpisać kontrakt. Wszystko jest ok. Jeśli coś było nie tak, to trzeba o to spytać prezesa honorowego. Tutaj mam dobry tor, trenera, zarząd i rozwijam się prawidłowo. Nie ma zgrzytu w klubie. Musimy sobie pomagać, a nie, że każdy jedzie po swoje - skomentował wychowanek Unii Leszno.

Problemów z pieniędzmi nie brakowało jednak w Szwecji. Kasprzak przyznał, że jego były klub z Elitserien, Vargarna Norrkoeping nie wypłaciła mu części wynagrodzenia. Gdzie blondwłosy jeździec planuje startować za granicą w przyszłym roku? – Powiedziałem sobie, że jedną ligę odpuszczę i padło na szwedzką, bo w Vargarnie strasznie dużo pieniędzy mi nie wypłacili. Upadło też Hagfors i nie wypłacili mi pieniędzy za pięć meczów. Mam złe wspomnienia ze Szwecji. W czwartek podpisałem kontrakt w Coventry. Jestem zadowolony z tego, co mam. Jeżeli jakiś klub ze Szwecji zadzwoni, to może pojadę, ale patrząc na terminarz, to Grand Prix, liga angielska i polska mi wystarczą. Najważniejsza jest dla mnie ta ostatnia, bo tutaj na mnie liczą i muszę robić wynik. Do tego jeszcze Grand Prix - wyznał 29-latek.

Ze starego składu w Stali Gorzów pozostali właśnie Kasprzak i Niels Kristian Iversen. Po poprzednim sezonie oczywisty wydaje się fakt, że ta dwójka będzie liderami gorzowskiej ekipy. Innego zdania jest syn Zenona. – Wszyscy startujemy od zera. Każdy musi wziąć na siebie ciężar. Nieważne, kto będzie liderem. Ważne, żeby każdy zrobił po 7-8 punktów i wtedy się wygrywa mecze - przyznał.

Nowe przepisy, a szczególnie ten o KSM-ie nie wyższym niż 40 punktów, zmusiły włodarzy klubu z miasta nad Wartą do rewolucji, w wyniku której odeszli Tomasz Gollob, Michael Jepsen Jensen i Matej Zagar. Dla nikogo nie były to dobre informacje. Podziały były jedynie przy osobie Golloba. Tego, że do tych zmian doszło żałuje również Indywidualny Mistrz Świata Juniorów z 2005 roku. – Trochę tych zawodników straciliśmy przez ten KSM. Będziemy się starali zrobić dobry team z tego, co jest. Nie jest powiedziane, że on będzie gorszy. Szkoda, że odszedł Tomek, bo zawsze się na nim wzorowałem. Dalej tak będzie, bo to on pomógł mi tutaj trafić. Za to mu dziękuję. Mateja także szkoda, bo zawsze mieliśmy dobry kontakt, gdyż jeździłem z nim od juniora. Mamy to, co mamy, ale powinniśmy być zadowoleni. - mówił. - Czasami jest tak, że kto jest mocny na papierze, ten nie jedzie, bo coś się stanie z silnikiem i zawodnik nie jedzie tak, jak się po nim spodziewano - dodał po chwili.

Nie da się ukryć, że tym razem Stal Gorzów nie będzie stawiana w roli faworyta. Skład jest co najmniej eksperymentalny i wszystko jest możliwe. Kasprzak wypowiedział się na temat jazdy w roli faworyta, a jako przykład podano Unibax Toruń, który w swoim składzie będzie mieć Golloba, Ryana Sullivana, Darcy Warda, Adriana Miedzińskiego czy mistrza świata Chrisa Holdera . - Jest dwa razy gorzej w roli faworyta. Tak było przez ostatnie pięć lat w Gorzowie. Mieli być w finale, a kończyło się na szóstym miejscu, a byli przecież Gollob i Pedersen. Jak za dużo jest gwiazd w zespole, to jest dwa razy gorzej, bo każdy chce być liderem. To wszystko jest przepompowane. Wydaje mi się, że Toruń może mieć ten problem. Ze słabszej pozycji jedzie się lepiej. Przykład? Cardiff. Zadzwonili do mnie w piątek rano o 10, że jadę. Wziąłem to, co miałem, czyli mokry kevlar po meczu w Swindon i bez mojego teamu, z kołem i mechanikiem od Warda, bo nic nie miałem przy sobie, pojechałem i prawie bym wygrał w Cardiff. Mi lepiej się jedzie ze słabszej pozycji. Takich mistrzów jak Tony Rickardsson można tylko podziwiać, bo to trudna sztuka. Wszyscy jadą wtedy na ciebie, bo chcą z tobą wygrać - zakończył Krzysztof Kasprzak.

Źródło artykułu: