Nicki Pedersen dochodzi do siebie po wypadku w finałowej gonitwie Zlatej Prilby. Duńczyk doznał wówczas wstrząśnienia mózgu i urazu nadgarstka, złamał też cztery żebra. Ponadto stwierdzono u niego uszkodzenie szóstego kręgu szyjnego. W związku z tym zawodnik z kraju Hamleta zmuszony był odpuścić starty w końcówce sezonu. Obecnie zawodnik czuje się już dużo lepiej i niedługo będzie mógł zdjąć kołnierz ortopedyczny.
- Czuję się całkiem nieźle jak na taki groźny wypadek - mówi Pedersen. - Nadal noszę kołnierz, ale mam nadzieję, że wkrótce go zdejmę. Lekarzy martwił nieco złamany kręg szyjny, dlatego zalecili ten gorset. Po prostu chcieli by kręg był bezpieczny. Wszystko jednak leczy się dobrze i mam nadzieję, że w przeciągu dwóch, trzech tygodni będę mógł zdjąć kołnierz- opowiada Pedersen.
Trzykrotny indywidualny mistrz świata ma za sobą nieudany sezon, który osłodził sobie zwycięstwem w tegorocznej edycji SEC. Przed rozpoczęciem finałowych zawodów w Rybniku nikt nie spodziewał się, że Pedersen może wskoczyć na najwyższy stopień podium ze złotym medalem. - Przyjechałem na ostatnią rundę jako dziewiąty w klasyfikacji, a musiałem wejść do pierwszej piątki, by zakwalifikować się do cyklu w przyszłym roku. Taki był mój podstawowy cel. Później okazało się, że mogę powalczyć o mistrzostwo. To był wspaniały wieczór i wiem, że wielu ludzi mówiło, że były to świetne zawody do oglądania na stadionie i w telewizji - wspomina Nicki.
- Wydaje mi się, że w tym sezonie ciężko pracowałem, ale nie wszystko szło po mojej myśli. Brakowało mi prędkości, mocy w silniku i sprawach dookoła mnie. Zwycięstwo w SEC to był wielki bonus, szczególnie po tak ciężkim sezonie - twierdzi Duńczyk.
ZOBACZ WIDEO Tomasz Gollob znów z nagrodą za wyścig sezonu: "Sam się dziwię, jak ja to robię"