29-letni Grigorij Łaguta karierę w lidze polskiej rozpoczynał w barwach drugoligowego Lokomotivu Daugavpils. Łotysze do rozgrywek przystąpili w sezonie 2006 i spisywali się nadspodziewanie dobrze. Zajęli trzecie miejsce i wydatnie pomógł im w tym Łaguta, który zakończył sezon ze świetną średnią 2,361 punktu na bieg. Zwykle startował z pozycji rezerwowego seniora i zastępował słabiej dysponowanych kolegów. W następnym roku poprowadził Lokomotiv do awansu do I ligi. Uzyskał jeszcze lepszą średnią biegopunktową (2,614).
Na zapleczu ekstraligi jeździł niewiele gorzej. Jako ulubieniec publiczności w Daugavpils otrzymywał także dziką kartę na Grand Prix Łotwy, jednak tylko raz zakwalifikował się do półfinału. Przed sezonem 2011, po pięciu latach startów w Lokomotivie, przeniósł się do Częstochowy i barwy Włókniarza reprezentuje do dziś.
Trochę inaczej przebiega kariera o sześć lat młodszego Artioma Łaguty. Podobnie jak w przypadku starszego brata, pierwszym jego klubem w polskiej lidze był Lokomotiv, którego plastron przywdziewał przez trzy lata. W 2010 roku osiągnął to, co nie udało się Grigorijowi - sensacyjnie awansował przez challenge do Grand Prix. Świetne występy w lidze zaowocowały transferem do Częstochowy. W odróżnieniu od brata nie zrobił w debiutanckim ekstraligowym sezonie furory. Niepowodzeniem zakończył również udział w cyklu mistrzostw świata, w którym zajął 15. miejsce.
{"id":"","title":""}
Talent Artioma eksplodował na dobre dopiero w tym sezonie. Zamienił Polonię Bydgoszcz na Unię Tarnów i stał się czołową postacią ekipy Marka Cieślaka. Znajduje się w najlepszej "10" żużlowców ekstraligi. To zaskoczenie, ponieważ po nieudanej przygodzie z Bydgoszczą niewiele osób wierzyło w odrodzenie Rosjanina.
Bracia Łagutowie imponują walecznością, choć prezentują na torze nieco odmienny styl. Grigorij słynie z efektownej, często ostrej jazdy i jest autorem wielu mijanek. Siła Artioma to przede wszystkim start, lecz potrafi, zwłaszcza w tym sezonie, zawalczyć na dystansie.
Grigorij i Artiom jeździli zwykle w jednej drużynie - reprezentacji bądź klubie - i nieczęsto stają po przeciwnych stronach. Jeśli już rywalizują, to emocji nie brakuje. Do ich pojedynku doszło w czwartek w lidze rosyjskiej. Startujący dla Mega Łady Togliatti Artiom w biegu 10. świetnie wyszedł spod taśmy, ale w pogoń za nim wdał się "Grisza", zawodnik Wostoku Władywostok. Tuż przed metą przypuścił atak. Wygrał o błysk szprychy.
{"id":"","title":""}
W bezpośrednich pojedynkach w polskiej lidze także lepszy okazywał się dotąd Grigorij. Z Artiomem zwyciężał trzykrotnie w poprzednim sezonie - dwa razy w Bydgoszczy i raz w Częstochowie.
"Tiomek" w poniedziałek otrzyma szansę do rewanżu. Jego Unia zmierzy się na własnym torze z Włókniarzem. Bracia podchodzą do spotkania ze spokojem. - Mieliśmy ostatnio taki mecz, w którym nie było sentymentów z obu stron. Dowiózł mnie do samego płotu. Dobrze, że upadku z tego nie było. Mam nadzieję, że następnym razem pomyśli i nie będzie ze mną jeździć tak ostro - mówi młodszy z nich.
- W czwartek jeździliśmy w Rosji i nie mieliśmy problemów, aby ze sobą rywalizować. Artiom dobrze spisuje się w Tarnowie, jest jednym z liderów i na pewno będzie w poniedziałek bardzo trudnym rywalem. Ja będę trzymać gaz do końca i nie boję się jakichś ostrych sytuacji - tłumaczy Grigorij.
Jesteś kibicem "czarnego sportu"? Mamy dla Ciebie fanpage na Facebooku. Zapraszamy!