Krajobraz po KSM: Kluby ze wzmocnieniami i... licencjami nadzorowanymi

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Wiele klubów ma problemy finansowe i nie było w stanie rozliczyć się z zawodnikami. Co jest jednak ciekawe, większość zespołów w Ekstralidze wzmocniła w trwającym okresie transferowym swoje składy.

W ostatnich dniach informowaliśmy o przygotowaniach polskich klubów do procesu licencyjnego. Wiadomo, że problemy ze spłatą zobowiązań względem żużlowców za sezon 2013 miały kluby z Częstochowy, Gdańska czy Tarnowa. Działacze Włókniarza otwarcie zakomunikowali, że liczą na przyznanie licencji nadzorowanej. - Ta sytuacja nie jest żadnym zaskoczeniem. Wszystko można było przewidzieć. Zmienił się regulamin, który stwarza klubom możliwość ubiegania się o licencje nadzorowane. Ludzie, którzy dokonywali zmian, musieli wiedzieć, jak wygląda sytuacja. Gdyby trzymać się sztywno procesu licencyjnego, to Ekstraliga liczyłaby pewnie cztery lub sześć drużyn a nie osiem - ocenia ekspert portalu SportoweFakty.pl Jacek Gajewski. Problemów nie brakuje również w pierwszoligowych ośrodkach. O licencję nadzorowaną zamierzają wystąpić w Bydgoszczy czy w Gnieźnie, a więc w klubach, które spadły w tym roku z ENEA Ekstraligi.

Jeśli chodzi o kluby ekstraligowe, to na przyznanie licencji bezwarunkowej w pierwszym terminie liczą działacze Unibaksu Toruń, Stelmetu Falubazu Zielona Góra,Unii Leszno czy Stali Gorzów. - Można zadać sobie pytanie, jak wyglądał tak naprawdę proces licencyjny w poprzednich latach. To nie są problemy tego roku. Przed tym sezonem pojawiła się furtka w postaci licencji nadzorowanej i niektórzy, zamiast uprawiać wirtualną księgowość, doszli do wniosku, że lepiej głośno powiedzieć o zaległościach i wystąpić o specjalny rodzaj licencji - przekonuje Gajewski.

Większość klubów dokonała wzmocnień w okresie transferowym
Większość klubów dokonała wzmocnień w okresie transferowym

Eksperci zauważają również, że niemal wszystkie kluby, mimo problemów finansowych, dokonały w trwającym okresie transferowym znaczących wzmocnień. Silniejsze są drużyny z Torunia, Zielonej Góry, Tarnowa, Leszna, Gorzowa czy Wrocławia. O osłabieniach może mówić Dospel Włókniarz Częstochowa, a wiele niewiadomych jest w Gdańsku, chociaż i ten klub systematycznie sięga po kolejnych żużlowców. Co ciekawe, przedstawiciele większości z tych ośrodków byli zwolennikami górnego KSM, który miał ograniczyć wydatki. Tymczasem większość skorzystała tej zimy z braku limitu i wzmocniła siłę rażenia swojej ekipy. - Są przecież takie sytuacje, że ktoś bierze 3,5 miliona kredytu, utrzymuje trzon składu z poprzedniego roku i dodatkowo się wzmacnia. W prawie wszystkich przypadkach można mówić o mniejszych lub większych wzmocnieniach. Toruń jest mocniejszy, dla Zielonej Góry wzmocnieniem jest powrót Łoktajewa, Leszno pozyskało Pedersena, a Stal Zagara. Można by wymieniać dalej. Kluby działają na rynku transferowym i pytanie, czy robią to za te same czy mniejsze pieniądze. Podejrzewam jednak, że płace dla zawodników, jeśli nie rosną, to przynajmniej utrzymują się na takim samym poziomie - zakończył Gajewski.

Obecna sytuacja doskonale pokazuje, że próba utrzymania KSM nie była związana z tym, żeby ktoś zaoszczędził. Nie miała również na celu wyrównania ligi. Wszystko było robione tylko po to, żeby zatrzymać jednego czy drugiego zawodnika swojej drużynie. W momencie, kiedy to się udało, KSM nie był już do niczego potrzebny. To hipokryzja, z którą spotykamy się od dawna. Pod tym względem akurat nic się nie zmienia. Brak KSM spowodował, że drużyny są bardziej wyrównane. Zgadzam się, że mamy dream-team w Toruniu. Reszta zespołów będzie jednak również mocna. W poszczególnych drużynach nie ma nazwisk przypadkowych, które powinny jeździć w pierwszej czy drugiej lidze. To będzie liga dla najlepszych, ale tak to musiało się skończyć przy braku KSM i ośmiu zespołach - ocenia Krzysztof Cegielski. Eksperci z jednej strony nie potrafią zrozumieć wzmocnień, których dokonały kluby w obliczu wcześniejszego stanowiska wobec KSM i obecnych problemów finansowych. W ich ocenie, liga mimo zniesienia limitu, nie musi być mniej wyrównana i ciekawa, co wróżyło wielu prezesów. Z drugiej strony obserwatorzy nie mają wątpliwości, że brak KSM sprawi, że w ENEA Ekstralidze nie będzie już przypadkowych zawodników. Już teraz widać, że żużlowcy z niskim KSM, którzy w minionych rozgrywkach uzupełniali składy swoich klubów, szukają zatrudnienia w niższej klasie rozgrywkowej. Tak było między innymi w przypadku Kamila Brzozowskiego i Dawida Lamparta. Ich los podzielą pewnie tacy żużlowcy jak Adrian Gomólski, Paweł Hlib, Łukasz Jankowski czy Jonas Davidsson. Mniej ograniczeń przy procesie kompletowania drużyny, w ocenie wielu osób, daje większe pole manewru i szanse na oszczędności.

Do dziś dzwoni do mnie wielu zawodników, którzy nie mają ofert z klubów ekstraligowych. To świadczy o tym, że wróciliśmy do normalności. Najlepsi nie mają problemu, a ci gorsi muszą sobie szukać miejsca w pierwszej lidze. Do tej pory było odwrotnie. Żużlowcy z niskim KSM mieli z tego tytułu powody do radości, bo byli rozchwytywani. Teraz wielu może narzekać i mówić, że gdyby KSM był nadal, to znaleźliby miejsce w Ekstralidze. Odpowiedź jest jednak prosta - nie byłoby problemów z zatrudnieniem, gdyby mieli dobry sezon. Teraz muszą odbudować się w niższej lidze. To normalna kolei rzeczy. Najlepsi jeżdżą z najlepszymi, a nieco gorsi w pierwszej lidze, która też na tym skorzysta. Składy wielu pierwszoligowców powinny być ciekawe, a rozgrywki wyrównane. Należy też zwrócić uwagę, że oczekiwania finansowe wielu żużlowców, którzy chcieli pozostać w mniej licznej Ekstralidze, znacząco spadły. Oni musieli zgodzić się na gorsze warunki. Nie ma sensu nad tym jednak ubolewać, bo to normalna sytuacja rynkowa - wyjaśnia Krzysztof Cegielski.

Zniesienie KSM sprawiło, że wielu zawodników musi szukać zatrudnienia w niższej klasie rozgrywkowej
Zniesienie KSM sprawiło, że wielu zawodników musi szukać zatrudnienia w niższej klasie rozgrywkowej

W tej chwili trudno o jednoznaczne wnioski, czy zniesienie KSM negatywnie wpłynęło na finanse klubów. Warto bowiem podkreślić, że obecne problemy poszczególnych ośrodków związane są z sezonem 2013. Co jest jednak ciekawe, wtedy górny KSM obowiązywał, a wiele klubów mimo to musi teraz drżeć przed procesem licencyjnym. Część z nich otwarcie mówi, że będzie ubiegać się o licencję nadzorowaną.

W naszej ocenie zniesienie KSM w połączeniu ze zmniejszeniem Ekstraligi do ośmiu drużyn wymusiło już wiele istotnych zmian. Po pierwsze, widoczne są one na rynku zawodniczym. Wielu żużlowców, którzy w tym roku startowali w najlepszej lidze świata, nie znajdzie już w niej miejsca. Powód? Znacznie mniej miejsc pracy i ograniczeń przy kontraktowaniu zawodników. Żużlowcy, których jedynym atutem był niski KSM, przestali być dla działaczy atrakcyjni. Szansę na angaż w Ekstralidze mają tylko najlepsi, którzy w ubiegłym roku pokazali, że warto na nich stawiać. Inni żużlowcy mogą do niej wrócić po tym jak odbudują się w pierwszej lidze lub zostać w przypadku, gdy zgodzą się na obniżkę swoich zarobków.

Te zmiany mogłyby być pierwszym krokiem w kierunku normalności. Trudno jednak przypuszczać, że Ekstraliga zmierza właśnie w tym kierunku. Już teraz wiadomo, że kolejny raz proces licencyjny stanie się fikcją. Tym razem wydarzy się tak za sprawą licencji nadzorowanych, które należy traktować jako przyzwolenie na długi. Kluby znów nie poniosą odpowiedzialności za zaciągane zobowiązania. Za życie ponad stan nie spotka ich żadna kara. Bezkarność jest zresztą widoczna w ich poczynaniach na rynku transferowym. Renault Zdunek Wybrzeże Gdańsk kontraktuje nowych zawodników, a do dziś nie rozliczyło się z żużlowcami za sezon 2013. Trudno więc dziwić się oburzeniu Thomasa H. Jonassona. Szwed z jednej strony czeka na pieniądze ze swojego klubu, ma problemy, żeby się z nim skontaktować, a z mediów dowiaduje się, że jego dotychczasowy pracodawca podpisuje umowy z nowymi żużlowcami. To właśnie efekty wprowadzenia licencji nadzorowanych. Działacze nadal nie obawiają się wydać więcej niż posiadają, ponieważ zamiast kar otrzymują narzędzia, które pozwalają im dłużej przetrwać, ale w żaden sposób nie rozwiązują ich problemów. W ENEA Ekstralidze życie ponad stan trwa w najlepsze i trwać będzie, dopóki żużlowi decydenci nie będą zdawać sobie sprawy z wagi procesu licencyjnego, do którego należy podejść w sposób maksymalnie rygorystyczny.

Jesteś kibicem "czarnego sportu"? Mamy dla Ciebie fanpage na Facebooku. Zapraszamy!

Źródło artykułu: