Jak już wcześniej informowaliśmy, Bogdanka nie będzie wspierać w nadchodzącym sezonie żużlowców KMŻ Lublin. To duży problem dla klubu. Działacze zbudowali skład, do którego utrzymania potrzebny jest budżet na poziomie niespełna dwóch milionów złotych. Problem polega jednak na tym, że w tej kwocie uwzględniane było wsparcie kopalni. Co więcej, włodarze szacowali, że Bogdanka będzie w dalszym ciągu największym partnerem biznesowym klubu.
Obecna sytuacja musi niepokoić zawodników. Jednym z nich jest Robert Miśkowiak, który wielokrotnie podkreślał, że przy wyborze nowego pracodawcy kierował się przede wszystkim względami finansowymi. W ostatnich latach żużlowiec nie miał szczęścia do klubów. Pieniędzy zarobionych w ubiegłym roku w Gdańsku nie otrzymał do dziś. A chodzi o niemałą kwotę, bo ponad 400 000 zł. Żużlowiec liczył, że wszystko będzie wyglądać inaczej w Lublinie. Teraz mimo wszystko nie traci optymizmu i wierzy, że działacze poradzą sobie z problemami. - Jestem zaniepokojony, ale myślę, że brak wsparcia tego sponsora zostanie zrekompensowany w inny sposób. Liczę, że działacze jakoś to zorganizują. Nie wyobrażam sobie, że moglibyśmy nie wystartować. Kontrakty zostały podpisane, więc wszyscy chyba mieli świadomość, na co się piszą. Klub powinien brać pod uwagę każdą ewentualność przy podpisywaniu umowy z zawodnikami. Mam nadzieję, że wszystko uda się pozytywnie rozwiązać - powiedział w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl Miśkowiak.
Zawodnik kreowany w Lublinie na lidera drużyny jest daleki od paniki. Do sezonu przygotowuje się w spokoju. Będzie miał za co zainwestować w sprzęt i to dużej mierze zasługa jego sponsorów. - Duże podziękowania dla całego zespołu Inawery. Do sezonu przygotowuję się normalnie i to w dużej mierze zasługa mojego sponsora. Jego wsparcie jest dla mnie kluczowe. W innym przypadku moje przygotowania byłyby praktycznie niemożliwe - dodał na zakończenie Miśkowiak.