Zakulisowe rozmowy na Balu o tłumiku. Żużlowcy podzieleni. Nici z przelotowego tłumika?

Żużlowcy najpierw walczyli o przelotowy tłumik, a kiedy jest szansa na jego wprowadzenie, obawiają się, że nowe urządzenie wprowadzi spore zamieszanie sprzętowe. Środowisko znów mocno podzielone.

Podczas XXIV Balu Tygodnika Żużlowego można było zaobserwować zakulisowe narady żużlowców z przedstawicielami Głównej Komisji Sportu Żużlowego. Łatwo było się domyślić, że rozmowy toczyły się głównie o nowym polskim tłumiku i jego wprowadzeniu w naszej lidze. - Rzeczywiście, rozmawialiśmy między innymi o tłumiku - zdradza nam Jarosław Hampel. - Zobaczymy, jak ten temat dalej będzie wyglądał. Wiemy jedno - każdy produkt, który ma przelot będzie lepszy niż te tłumiki, obowiązujące obecnie. Może jednak dojść do sytuacji, że będziemy musieli się jeszcze ten rok przemęczyć na dotychczasowych tłumikach. Jak wiemy w innych federacjach nic się nie zmienia. Wprowadzenie nowego tłumika przelotowego w Polsce może wprowadzić sporo zawieruchy jeśli chodzi o przygotowania sprzętowe - uważa wicemistrz świata, który w cyklu Grand Prix i tak musiałby jeździć na dotychczas używanych tłumikach.

Zwolennikiem dania szansy polskiemu produktowi jest Janusz Kołodziej, który podkreśla patriotyczny aspekt całej sprawy. - Nie widziałem, nie testowałem tego tłumika. Wiem tylko ze zdjęć jak wygląda. Moim zdaniem tyle walczyliśmy o te tłumiki, że wszystko jest lepsze niż to, na czym jeździmy obecnie. Powinniśmy wprowadzić nowe tłumiki w Polsce i jeździć na przelotowych produktach. Myślę, że byłby to sygnał, aby od przyszłych sezonów tłumiki były jeszcze lepsze. Bądźmy prekursorami tego, co dobre i pozytywne w speedwayu. Mam wiele do zarzucenia obecnie obowiązującym tłumikom. Po pierwsze są one niebezpieczne. Po drugie - bardzo drogie, bo potrafią totalnie zużyć nasze silniki w zastraszającym tempie. To, co kiedyś było standardem, że można było odjechać nawet 10 meczów na jednym silniku, poszło dawno w niepamięć. Obecnie po dwóch meczach trzeba oddać silniki do remontu, nie można na nich trenować, co jest dużym utrudnieniem. Ratowałbym się więc wszystkim, co jest możliwe. Co najważniejsze - jest to polski tłumik i dajmy zarobić wreszcie komuś w Polsce, a nie zagranicznym producentom. Spójrzmy także na to, że trzeba być honorowym i konsekwentnym, a także patriotą. W naszym środowisku brakuje solidarności i to jest chyba nasz główny problem - uważa Janusz Kołodziej, gorący zwolennik tłumika przelotowego.

Polskiej racji stanu w żużlu broni także Adam Skórnicki. - Oczywiście, że taką decyzję można podjąć w Polsce. Przykładowo w Australii, gdzie byłem ostatnio też nikt nie narzuca zawodnikom, że muszą jeździć na konkretnym sprzęcie. Każdy może używać jakiego chce tłumika. Problem jest tylko taki, że jeśli nasza federacja podjęłaby taką decyzję, to pewnie FIM nie będzie zapraszał naszych ludzi na niektóre imprezy. Trzeba mieć jaja, żeby taką decyzję podjąć - mówi bez ogródek "Skóra".

Inaczej na sprawę zapatruje się Piotr Protasiewicz, który uważa, że nowy tłumik może wprowadzić duże zamieszanie sprzętowe, tym bardziej, że używany mógłby być on tylko w polskiej lidze. - Uważam, że nie jest to odpowiednie miejsce i czas na to, by wprowadzać ten tłumik. Tym bardziej, że od 2015 roku wchodzą nowe urządzenia. Nie mówię, że ten polski produkt jest zły, ale wprowadzenie czegoś na dwa czy trzy tygodnie przed wyjazdem na tor, może spowodować duże zaburzenie w przygotowaniach silników przez tunerów. Z kolei we wszystkich eliminacjach czy Grand Prix oraz topowych ligach poza naszą, zawodnicy musieliby startować i tak na dotychczas obowiązujących tłumikach, dlatego uważam, że nie jest to dobry pomysł. Jeśli już to za późno to robimy. Taki tłumik musiałby być dostępny w połowie zeszłego sezonu lub chociaż w końcówce, by można było go przetestować. Podkreślam – nie twierdzę, że ten tłumik jest zły, ale nie było okazji go przetestować i dopasować do silników. Uwsteczniłoby to nas i nie było dobrym rozwiązaniem dla żużlowców. Z tego, co rozmawialiśmy podczas balu w Lesznie, większość zawodników jest podobnego zdania - wyjaśnił "Pepe".

Bal w Lesznie był okazją, by władze polskiego żużla mogły wysłuchać opinii samych żużlowców o przelotowych tłumikach. - Rozmawialiśmy z zawodnikami o kilku sprawach, także o przyszłości polskiego tłumika. Tak naprawdę do końca lutego podejmiemy decyzję odnośnie tłumika, dlatego chcieliśmy poznać opinie samych żużlowców, bo są one dla nas bardzo ważne. Rzeczywiście, opinie zawodników są różne. Na spokojnie jeszcze z nimi na dniach porozmawiamy i na podstawie ich opinii GKSŻ podejmie decyzje - wyjaśnia Piotr Szymański.

Przewodniczący GKSŻ zdaje sobie sprawę, że środowisko nie mówi jednym głosem w kwestii polskiego tłumika i nie chodzi tutaj o sam produkt, tylko termin jego wprowadzenia i używanie wyłącznie w polskiej lidze. - Zdania odnośnie obowiązujących tłumików rzeczywiście są bardzo podzielone. Niektórzy mówią, że doszli z nimi już do ładu, że nie przegrzewają silników tak jak na początku. Inni cały czas na nie narzekają, ale przed samym sezonem boją się tych zmian. Tak jak wspomniałem - zdania są podzielone - ale z przewagą opinii, żeby zostawić to, co obowiązuje, by nie wprowadzić zamieszania. Robimy jeszcze pewne badania techniczne odnośnie nowego tłumika. Chcemy naprawdę podjąć jak najlepszą decyzję, uwzględniającą racje zawodników - kończy Piotr Szymański.

Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!

Źródło artykułu: