Ewelina Bielawska: 6 marca żużlowy światek obiegła informacja o odejściu prezesa z żużla. Skąd taka decyzja?
Robert Dowhan: Tego dnia wyciekły treści moich zaproszeń na benefis, które wysłałem do wielu ludzi, z którymi byłem związany. O tym, że w tym roku będę się żegnał z klubem żużlowym, moi najbliżsi współpracownicy wiedzieli już od dawna. Przez 11 lat zarządzania na stanowisku prezesa uważam, że zrobiłem już sporo dla tego sportu i musiał wreszcie nastąpić moment, by zakończyć ten etap w życiu. Rezygnuję ze swojej funkcji, ale sercem i duchem będę z klubem na zawsze. Nadal będę pomagał zdobywać sympatyków poza Zieloną Górą. Postaram się przy każdej okazji nakłaniać sponsorów do inwestowania w ten sport.
Ta decyzja była sporym zaskoczeniem.
- Ale jest to decyzja przemyślana. Kiedyś już ją podejmowałem, ale było to zbyt szybkie i do końca nieprzygotowane. Okazało się, że nie ma osób, które mogłyby stanąć na czele spółki akcyjnej. Pierwszy raz pomyślałem o tym w momencie zdobycia pierwszego złotego medalu. To było coś, co sobie kiedyś zapowiedziałem - że zrobię wszystko, by zdobyć tytuł najlepszej drużyny w kraju i wtedy będę czuł się spełniony. Natomiast w tym 2009 roku tak fajnie wszystko się rozkręcało, miałem wiele pomysłów na to, żeby w tym klubie jeszcze wiele się zmieniło. Usatysfakcjonowany złotym medalem z 2009 chciałem zrobić jeszcze więcej, dlatego zostałem. Od tamtego roku zaczęła się fantastyczna seria sukcesów, która trwa do dziś.
Może odejście od speedwaya jest potrzebne, bo zamierza prezes grać o najwyższą stawkę w Zielonej Górze - fotel prezydenta miasta?
- Czy to jest rzeczywiście najwyższa stawka? Jestem i będę dumny z tego, że mogłem być prezesem ZKŻ i częścią jego historii. Dla mnie to było kiedyś nie do pomyślenia. Jako dziecko chciałem być blisko klubu, przebywać wśród zawodników, ale nigdy nie sądziłem, że będę sternikiem SPAR Falubazu. Spełniło się jedno z moich marzeń, które przyszło dość nieoczekiwanie, bo moje życie nie było wcześniej podporządkowane temu, by stać na czele klubu. Zbieg niektórych zdarzeń doprowadził jednak do tego, że byłem coraz bliżej niego, ostatecznie podjąłem decyzje, iż w nim pozostanę.
Z tej okazji 11 kwietnia odbędzie się oficjalne pożegnanie. Na ten dzień zaplanowano imprezę, na której pojawią się goście z całej Polski. Jak z kolei zamierza prezes pożegnać się z wielkim gronem kibiców?
- Zaplanowałem to dwuetapowo. Pierwsza część to spotkanie w teatrze, gdzie spotkam się z ludźmi powiązanymi z klubem i z żużlem. Oczywiście, zamierzam podczas inauguracji 12 kwietnia powiedzieć parę słów również kibicom. Słowo "pożegnanie" nie do końca jest właściwe, gdyż ja nie wyjeżdżam z Zielonej Góry, to moje miasto marzeń i ja tu nadal chcę być, mieszkać. Wiążę swoje plany właśnie z tym miastem. Nadal będę przy klubie, zawodnikach. Nadal mam prywatne zobowiązania związane z tym, że odpowiadam za sprawy, których podjąłem się wcześniej i podpisałem długoterminowo. Nie żegnam się więc ani z tym klubem, ani ze sportem, zawodnikami czy kibicami.
W momencie gdy pierwsze zaproszenia na benefis zostały wysłane, prezes wyjechał z Polski. Były obawy, że ta decyzja jeszcze się zmieni?
- To był zbieg okoliczności. Planowałem ten wyjazd wcześniej, wyleciałem do syna, który przebywa w szkole za granicą. Faktem jest, że wywołało to medialną burzę. Otrzymywałem mnóstwo telefonów. Każdy chciał poznać powód mojej decyzji, doszukiwano się sensacji, a ja nie chciałem uciekać, ale odpocząć i spędzić czas z synem.
Przebywając w Chicago spotkał się prezes ze Zbigniewem Morawskim, który działał w tym klubie w latach 90tych. Po tym spotkaniu były działacz w miłych słowach wypowiadał się o prezesurze Roberta Dowhana.
- Pana Morawskiego mogłem obserwować z trybun, kiedy zapachniało tam tak naprawdę wielkim światem. Zawodnicy wyjeżdżali wówczas w nieźle uszytych skórach, to był taki powiew świeżości w żużlu. Niedawno spotkaliśmy się podczas mojego pobytu za granicą, by powspominać stare czasy. Poznałem kulisy jego zarządzania tym klubem, opowieści z meczów, kontraktów. Było o czym rozmawiać...
[nextpage]Podobno relacje z meczów SPAR Falubazu będą emitowane w telewizji w Chicago. Jak to się stało?
- Przebywając za granicą spotykam się z wieloma ludźmi. Udało nam się podpisać umowę, którą wcześniej przygotowywałem poprzez swoją działalność w senacie, spotykając z liderami polonijnymi. To wybitne osoby, które działają za granicą. Poznałem ludzi z telewizji z Chicago i w ten sposób zrodził się pomysł, by nasze relacje się tam pojawiały. Cieszę się, że udało nam się nawiązać taką współpracę z Amerykanami. Zostałem także zaproszony do radia, gdzie po samej audycji otrzymałem wiele zaproszeń od ludzi, którzy chcieli mnie gościć u siebie w domu. Siła mediów jest więc bardzo duża.
Na zakończenie tej przygody podpisaliście umowę na kolejny rok współpracy z Kronopolem. Mimo decyzji o odejściu, widać, że klub nadal rzeczywiście może więc liczyć na Pana pomoc.
- Pamiętam, jak starałem się o pierwszy kontrakt z Kronopolem. Nikt nie wróżył mi wtedy sukcesu.Uważano, że to nierealne. Mimo wszystko udało nam się przekonać tę firmę do wspierania zielonogórskiego żużla i Kronopol jest z nami aż do dziś. Mam dobry kontakt z ludźmi, którzy związali się z nami.
Rzeczywiście po 11 kwietnia nie zobaczymy Roberta Dowhana już w żużlu? Po tylu latach chyba ciężko będzie ot tak, zniknąć..
- Następnego dnia jest 12 kwietnia i inauguracja sezonu, więc nie zniknę (śmiech - dop. redakcji). Będę nadal, nie pełniąc jednak już żadnej funkcji. Jestem sercem z tym klubem. Jeżeli będzie potrzeba mojej pomocy, zawsze będę dostępny i dyspozycyjny. Kiedyś jednak musiał nastąpić ten dzień, w którym będę mógł wreszcie "pożyć". Do tej pory miałem wyłączone wszystkie weekendy, bo sezon jest długi i zabiera najpiękniejsze, słoneczne dni. Nie miałem czasu dla siebie, rodziny, bo zawsze na pierwszym miejscu był klub. Obecnie, mając wsparcie w fajnych ludziach, którzy pracują w klubie oraz posiadając wypracowany model działalności, jestem spokojny, że sobie poradzą. Ja będę obok "dobrym duchem".
Nie mamy więc liczyć na żadne spektakularne powroty?
- Nie zamierzam tego robić. Ten etap uważam powoli za zamknięty. Mam satysfakcję z tego, że osiągnąłem więcej niż planowałem. Czuję się człowiekiem spełnionym. Pojawiły się słowa, że uciekam z tonącego okrętu. Chcę temu zaprzeczyć, bo klub miewa się dobrze i idzie we właściwą stronę. Nie przypominam sobie żadnych zaległości finansowych czy też afer związanych ze strajkiem zawodników czy też problemów z licencjami.
Pierwsze lata panowania nie były zbyt obfite w sukcesy. Pomimo tego z wielką wiarą staraliście się odbudować ten klub.
- To prawda. Na początku nie było zbyt kolorowo. Brakowało środków finansowych, a także osób chętnych do pomocy. Pierwsze, czym zajęliśmy się, były rozmowy z dłużnikami oraz "łatanie dziur" finansowych. Trudno było zachęcić do współpracy jakiekolwiek firmy w momencie, kiedy obraz klubu nie był zbyt pozytywny. Z czasem powoli poukładaliśmy te niezbyt przyjemne sprawy, dzięki czemu zaczęli pojawiać się sponsorzy. Sporo firm dawało mi kredyt zaufania. Widzieli, że jestem człowiekiem upartym i będę dążył do celu. Wszystko, co udało nam się stworzyć jest więc pracą wielu osób - kibiców, sponsorów, a także pracowników klubu.
Od roku 2008 zaczynają się pasma sukcesów - klub przeradza się w faworyta rozgrywek, dysponuje imponującym budżetem, ma wspaniałych wiernych kibiców. Zostawiając klub w takim stanie można być zarówno dumnym jak i spokojnym o jego przyszłość.
- Nie chcę przypisywać sobie sukcesów. Gdyby nie ludzie, którzy byli z tym klubem oraz kibice, którzy są z nami na dobre i na złe, nie byłoby tak dobrze. Jestem dumny ogromnie, bo to nasz wspólny sukces. Zdobyliśmy wiele nie tylko pod względem sportowym, ale i marketingowym. Dlatego m.in. ponad 400 dzieciaków gra w Akademii Piłkarskiej Falubazu, kibice odnoszą piłkarskie sukcesy na czele ligi okręgowej, fundacja , "Falubaz Pomaga" naprawdę pomaga, w pełni wyposażone karetki medyczne ratują codziennie życie i zdrowie naszych mieszkańców. Strona internetowa i Falubaz.tv biją rekordy popularności, a "Tylko Falubaz" od kilku sezonów jest ulubionym pismem kibiców. Nasze gadżety sprzedają się na cały świat, a woda Falubazu trafia do najlepszych sklepów i jest serwowana w regularnych rejsach lotniczych.