- Myślałem, że wywalczymy więcej punktów, że bardziej postawimy się gospodarzom. Z drugiej strony nie było to dwadzieścia do siedemdziesięciu (śmiech) - mówił już rozluźniony po porażce 27:63 z Grupą Azoty Unią Tarnów.
W latach 2011-2013 Duńczyk był zawodnikiem Jaskółek i tor przy Zbylitowskiej zna niemal tak dokładnie jak własną kieszeń. W ślad za nowym jeźdźcem beniaminka Enea Ekstraligi nie poszli jednak koledzy, którzy wypadli bardzo blado. - Mówiłem partnerom z zespołu jeszcze przed początkiem spotkania, że w Tarnowie nie jest łatwo o jakiekolwiek punkty. Walczyliśmy na ile mogliśmy. Ja ze swojej strony robiłem wszystko co w mojej mocy aby rezultat był jak najlepszy. W parkingu starałem się dzielić swoimi doświadczeniami z kilku lat tu spędzonych. "Sprzedawałem" rady, ale wszyscy mieli problemy żeby dobrze wyjść ze startu. Cóż, takie jest życie. Raz się wygrywa, a innym razem przegrywa. Musimy jak najszybciej zapomnieć o tym meczu i iść dalej - wyjaśnił.
Jeźdźcy jak i trener teamu znad morza nie załamują rąk, bo kluczem do sukcesu i spokojnego utrzymanie w gronie najlepszych polskich drużyn mają być triumfy na domowym torze w Gdańsku. - Miejmy nadzieję, że na swoim obiekcie będziemy silniejsi. Wygrywać u siebie, na tym się przede wszystkim koncentrujemy i to jest nasz główny cel. Wielu ludzi skazuje nas na pewne porażki wszędzie. Pokażemy jak bardzo się mylą. Jesteśmy na własnym owalu silniejsi niż im się wydaje - stwierdził ze sportową złością.
26-letni Madsen był w Lany Poniedziałek jedynym pogromcą Martina Vaculika. Jego najlepszy kolega z tarnowskich czasów musiał uznać wyższość Skandynawa dopiero w ostatniej odsłonie. Mając na uwadze wysoką formę Słowaka pozbawienie maksymalnego dorobku sprawiło jeźdźcowi przyjezdnych sporo radości. - Nie byłbym zadowolony gdyby Martin zdobył komplet punktów (śmiech). Musiałem go zatrzymać w kończącym mecz wyścigu, zwłaszcza, że w przedostatniej gonitwie popełniłem błąd. Pojechałem zbyt defensywnie przy krawężniku i Martin tylko śmignął koło mnie po szerokiej. Na koniec wyciągnąłem jednak wnioski i potrafiłem zrewanżować się Vaculikowi. Jesteśmy świetnymi kumplami. Zawsze kiedy mamy okazję się spotkać dużo żartujemy. Nawet przed biegami - powiedział.
Zawodnik dzięki któremu nie doszło do kompromitacji gdańszczan w Małopolsce zdradził sekret świetnej dyspozycji u progu sezonu. - Muszę przyznać, że w tym sezonie nie mogę narzekać na silniki. Są lepsze w porównaniu do zeszłego roku. Ich szybkość jest rewelacyjna i jazda na nich sprawia mi olbrzymią przyjemność -zakomunikował.
We wcześniejszych latach, kiedy Madsen dopiero aklimatyzował się w Tarnowie był solidnym uzupełnieniem drugiej linii. Z taką myślą był też kontraktowany. Z każdym sezonem rozkręcał się i był coraz bardziej regularny, a dwucyfrowe zdobycze nie były tylko jednorazowymi wyskokami. Teraz natomiast były rezerwowy cyklu Grand Prix przechodzi płynnie w kolejny kariery, wyrasta na wiodącą postać w ekipie Stanisława Chomskiego. Sam zna też swoją wartość. - Wiem, że mogę być liderem tej drużyny - ucina krótko i bez cienia wątpliwości.
Kibice zgromadzeni w Jaskółczym Gnieździe przygotowali Madsenowi iście królewskie powitanie i pożegnanie. Nikt nawet przez moment nie miał myśli, aby gwizdać na jeźdźca, który miał olbrzymi wkład w zdobycie złotego i brązowego medalu drużynowych mistrzostw Polski, a przy tym bardzo utożsamiał się z barwami klubowymi. Do fanów też przeważnie wychodził jako jeden z pierwszych, nawet mimo porażek. Teraz też wybrał się pod sektor najzagorzalszych sympatyków biało-niebieskich. Tam czekała na niego niespodzianka. Fani najpierw go oklaskiwali, a na deser kilkanaście razy głośno wyskandowali jego nazwisko. - Nie wiedziałem tak naprawdę jaki będzie odbiór mojej osoby, co mnie czeka na prezentacji i po zawodach. Długo się nad tym zastanawiałem. Okazało się, że bojaźń była niepotrzebna. A wszystko co mnie spotkało było nieprawdopodobne, aż ściskało za serce. Brakuje mi słów by wyrazić jak bardzo dziękuję tarnowskim kibicom za przyjęcie. Cudownie było tutaj wrócić i zobaczyć wszystkich - obwieścił wyraźnie wzruszony.