W zasadzie od zakończenia sezonu 2013 Rafał Okoniewski toczył spór o to, że PGE Marma Rzeszów potrąciła jego zarobki za poprzedni sezon według tabeli, która klasyfikowała żużlowców wszystkich polskich lig. Pewne nasilenie tego konfliktu nastąpiło w grudniu, kiedy to rzeszowski klub złożył wniosek o zbadanie, czy miał podstawę do obcięcia zarobków zawodnikowi, a sam Rafał Okoniewski chciał rozwiązania kontraktu z klubem. Decyzja w tej sprawie zapadła dopiero 7 lutego! Kiedy Głównej Komisji Sportu Żużlowego wydawało się, że będzie mogła zająć się sprawą rozwiązania kontraktu zawodnika z klubem, PGE Marma nałożyła na Okoniewskiego karę finansową, za "naruszenie dobrego imienia klubu i udzielenia publicznie niewłaściwych wypowiedzi". GKSŻ musiała po raz kolejny czekać na orzeczenie Trybunału PZM, który swoją decyzję wydał... 8 kwietnia! Dwa tygodnie później GKSŻ zadecydowała o rozwiązaniu kontraktu zawodnika z rzeszowskim klubem.
[ad=rectangle]
Tylko pozornie wszystko jest w porządku. GKSŻ zaznaczyła bowiem, że potencjalny nowy klub "Okonia" podpisuje z nim kontrakt na własne ryzyko. Gdyby bowiem Trybunał zmienił orzeczenie GKSŻ, to punkty zdobyte przez zawodnika w meczach ligowych zostałyby odjęte, a wyniki klubu zweryfikowane. Czyli nadal czekamy. Czeka sam zawodnik, który z pewnością chętnie wyjechałby już na tor i czekają jego kibice oraz fani GKM Grudziądz, z którym podpisał kontrakt. Najgorsze jest to, że nie wiadomo, ile potrwa jeszcze cała procedura.
Najbardziej w sprawie Rafała Okoniewskiego rzuca się w oczy fakt, że minęły ponad cztery miesiące od momentu powstania jego konfliktu z klubem. Przez ten okres można było już dawno sprawę uznać za zamkniętą. Tak się jednak nie dzieje, bo od momentu złożenia wniosku do Trybunału, ten podejmuje swoje decyzje po dłuższym czasie. Cała ta sytuacja pokazuje, że warto się zastanowić, czy Trybunał jest właściwym dla polskiego żużla organem odwoławczym? Moim zdanie nie jest. Z kilku powodów. Po pierwsze - co zostało wskazane już wcześniej - czas, w którym ten organ podejmuje swoje decyzje, pozostawia wiele do życzenia. Po drugie - analizując obecny dziewięcioosobowy skład Trybunału PZM, warto zwrócić uwagę, że tylko jeden z członków (Marek Czernecki) wywodzi się ze środowiska żużlowego. O tym jak ważne jest "czucie" tej dyscypliny, przekonaliśmy się chociażby przy orzekaniu o karze dla Unibaksu Toruń. Już w październiku zeszłego roku przewidywałem, że orzeczenie Komisji Orzekającej zostanie obalone przez Trybunał. I zostało. Bardzo surowe kary nałożone przez KO zostały przez Trybunał złagodzone. Dlaczego? Wcale nie dlatego, że w różny sposób obie strony interpretowały przepisy. Głównie dlatego, że członkowie obu organów mieli inny punkt spojrzenia na tę dyscyplinę.
Rozwiązaniem, które funkcjonuje w innych dyscyplinach, a które mogłoby się sprawdzić w polskim żużlu, jest powołanie do życia Sądu Odwoławczego. W innych dyscyplinach to organ, w skład którego wchodzą wybitni prawnicy oraz uznani działacze środowiska. Podstawową zaletą tego organu jest szybkość podejmowanych decyzji. Z pewnością w polskim żużlu nie brakuje osób, które mogłyby w tym sądzie zasiadać. Powstaje tylko pytanie: czy warto powołać taki organ do życia? Kiedy patrzę na czas, w jakim podejmowana jest ostateczna i prawomocna decyzja w sprawie Rafała Okoniewskiego, dochodzę do wniosku, że to konieczność.
Damian Gapiński