- Gospodarze zrobili tor praktycznie pod nas. Ja jechałem na takich samych silnikach i przełożeniach jak w Tarnowie. Korygowaliśmy tylko delikatnie zapłon żeby ten motocykl był jeszcze szybszy. Okazało się, że "wyjechałem" swój życiowy mecz. Jedenaście oczek z bonusami nigdy na tym szczeblu nie zrobiłem więc oby taki stan rzeczy się utrzymał - mówił rozpromieniony.
[ad=rectangle]
Co ciekawe, w opinii młodzieżowca tarnowian przedsezonowy sparing na stadionie im. Alfreda Smoczyka nie przyniósł mu zbyt wielu wniosków, które mógł wykorzystać w niedzielnym starciu. - Wtedy były hopki, tor był bardziej przyczepny. Teraz start był podobny, a na trasie twardo. Ale ja przecież spod taśmy nie byłem jakoś błyskotliwie szybki, bardziej wykorzystywałem błędy rywali. Służyły mi koleiny przy krawężniku. Przejeździłem tam prawie cały mecz (śmiech). Byłem szybszy od zawodników, którzy szukali dobrej ścieżki na szerszej części toru - tłumaczył.
W jedenastym wyścigu Gomólski i Krzysztof Buczkowski zaprezentowali publiczności prawdziwy popis jazdy parą. W pokonanym polu pozostawili Kennetha Bjerre i Przemysława Pawlickiego. Duet leszczynian był tak bezradny, że mimo kilku prób ataków musiał w końcu wywiesić białą flagę. - Tam chyba by nikt nie przeszedł, ciężko było się tam wbić. Może ktoś kto dysponowałby ekstra szybkim motocyklem i minął nas po zewnętrznej. Ale mnie i Krzyśkowi naprawdę odpowiadał ten krawężnik. Tam była taka tarka, wjeżdżaliśmy w to i nam spasowało - kontynuował.
To był właśnie m.in. jeden z głównych powodów triumfu Jaskółek w Wielkopolsce. Współpraca i wzajemne i oglądanie się za partnerem. Leszczynianie w wielu przypadkach przeszkadzali sobie, co doprowadziło do sytuacji zapalnych jak te z udziałem Nickiego Pedersena i Piotra Pawlickiego. Z "Powerem" całkiem niedawno nie pieńku miał też młodszy z braci Gomólskich. To zadra po jednym spotkaniu w lidze duńskiej. - Zawodnicy gospodarzy się z nim przepychali. Ja osobiście nic do niego nie mam. Ani to mój kolega, tylko przeciwnik jak każdy inny. W niektórych gonitwach naprawdę przesadzał. Każdy o tym wie, że jadąc z Nickim w biegu jest niebezpiecznie. Trzeba się na to nastawić psychicznie przed gonitwą. Niby nikt się na tym nie skupia, ale zdaje sobie sprawę, że koło niego ustawia się Pedersen. Ja na szczęście miałem go ostatnio częściej za sobą - wyjaśniał.
Kluczem do zwycięstwa na trudnym terenie była skuteczność Kacpra oraz Krzysztofa Buczkowskiego. Obaj zniwelowali braki punktowe mającego słabszy dzień Artioma Łaguty. - Jestem mega zadowolony, bo drużyna wygrała jadąc super mecz. Dodatkowo z "Buczkiem" odblokowaliśmy się na obiektach wyjazdowych. Wiem, że on jechał na nowym sprzęcie, korzystał z nowego silnika. Imponował szybkością i skutecznością, bo też wykręcił dwucyfrówkę - zdradził.
Drużyna z Małopolski nie zbacza z obranego kursu jakim na początku jest szybkie zapewnienie sobie awansu do fazy play off. Lider EE ma tyle samo punktów co Spar Falubaz Zielona Góra, ale nad trzecią Stalą Gorzów już cztery punkty przewagi. - My się cieszymy, że mamy tyle punktów, ale prezes z księgową mogą się łapać za głowy, bo te wyniki u siebie i ten nasz wyczyn w Lesznie były bardzo solidne i przekonujące -opowiadał.
Wychowankowi Startu Gniezno bardzo służy solidna dawna startów w ciągu tygodnia. Gomólski czuje się wtedy jak ryba w wodzie, a to pozwala na osiąganie coraz lepszych wyników. - Ten tydzień mam dość mocno zawalony, bo tylko poniedziałek i wtorek wolny. W międzyczasie jedziemy z silnikiem do przeglądu, aby w następnym meczu było tak idealnie jak w Lesznie. Środa Dania, czwartek "ćwiartka" IMP, piątek trening w Tarnowie. Trzeba się jak najlepiej przygotować do batalii z Wrocławiem – zakończył.