Tajemnica świetnego występu Buczkowskiego w Lesznie znana. "Jechałem na nowym silniku"

Niespodziewanym bohaterem zwycięskiej (52:38) ekipy Grupy Azoty Unii Tarnów w Lesznie był Krzysztof Buczkowski. 28-latek wreszcie odpalił tak jak wszyscy od niego oczekiwali. Co było tego sekretem?

Kryje się za tym inwestycja poczyniona w ostatnich dniach. - Jechałem na nowym silniku. W piątek po treningu w Bydgoszczy zadzwoniłem do trenera i spytałem czy jakby nie było chętnych mógłbym skorzystać z próby toru. Wybierałem pomiędzy najlepszą jednostką napędową, jaką miałem i tą nową. Udało się zdobyć mnóstwo punktów, dodatkowo kapitalnie spisała się cała drużyna, więc jestem szczęśliwy. Chyba przede wszystkim z tego, że ta praca wreszcie przynosi efekt - powiedział po zanotowaniu przy swoim nazwisku 11+1.
[ad=rectangle]
"Buczek" dołącza do większości kolegów z drużyny Jaskółek, którym przedsezonowy mecz towarzyski na stadionie im. Alfreda Smoczyka nieszczególnie pomógł przed tą batalią. - Niczego ekstra się nie spodziewałem. Chciałem się przejechać przed zawodami i założyć to co myślałem. Tor był naprawdę świetnie przygotowany. Nie było żadnych dziur, czy muld jakie zastaliśmy na sparingu - zaznaczył.

Przepis na sukces w tych zawodach mocno zaskoczył jeźdźca małopolskiego klubu. - Muszę przyznać, że spotkanie było dziwne, bo trzy czwarte biegów rozegrało się przy krawężniku. Tam była ta korzystna ścieżka. Widać było, że Greg wysunął się raz na środek i nie jechał. Potem to skorygował. Na szczęście to my przy wewnętrznej części owalu odnajdywaliśmy się szybciej od rywali - oznajmił.

Przyjezdni w kilku odsłonach pokazali modelowy przykład jazdy w duecie. Brak zrozumienia na torze leszczynian był za to aż nadto widoczny. - To nie jest nasza sprawa. Oni jeżdżą ze sobą cały sezon i powinni się rozumieć. U nas było z tym o wiele lepiej. Kilka razy pokazaliśmy fajną jazdę parową. Może nie trenujemy jej jakoś dogłębnie, ale naszym przepisem na sukces jest to, że świetnie się dogadujemy na torze i poza nim - tłumaczył.

Takim obrazkiem, który zapamiętają kibice była na pewno jedenasta odsłona, w której Buczkowski wspólnie z Kacprem Gomólskim stworzyli zaporę nie do przejścia dla Kennetha Bjerre i Przemysława Pawlickiego. Obaj zawodnicy z Tarnowa wynieśli nauki z takiej jazdy ze wspólnych występów na Wyspach Brytyjskich, gdzie przywdziewali kewlar Peterborough Panthers. - W Anglii to była trochę inna bajka. Super się tam bawiliśmy taką jazdą. Tutaj jest poważniej i trzeba te gonitwy rozstrzygać na swoją korzyść. W Lesznie udało nam się to rozegrać świetnie. Spojrzałem za siebie i zobaczyłem, że Kacper jest przy kredzie, więc mogliśmy poprowadzić nasz duet po podwójny sukces - wyjaśnił.

Krzysztof Buczkowski w Lesznie pojechał wreszcie na miarę oczekiwań
Krzysztof Buczkowski w Lesznie pojechał wreszcie na miarę oczekiwań

Po tygodniu przerwy podopieczni Marka Cieślaka wracają na swój obiekt. Tam wychowanek GKM-u Grudziądz czuje się z każdym zetknięciem z tym owalem pewniej. To nie znaczy, że jest idealnie. - Wiadomo, że ten tarnowski obiekt sprawia mi coraz mniej kłopotów, ale jednak wciąż one są. Cieszę się jednak, że mam jakąś bazę i te ostatnie wyścigi przeciwko Włókniarzowi mogą napawać optymizmem. Poprawiłem też wyjścia spod taśmy, co jest kapitałem nie do przecenienia. To był ten szkopuł, na który też kładłem spory nacisk - zdradził.

Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!

Źródło artykułu: