Damian Gapiński: Polemizujący przewodniczący

Przewodniczący Głównej Komisji Sportu Żużlowego za pośrednictwem swojej medialnej tuby "wbił mi szpilę" w zakresie szkolenia młodzieży w Polsce.

W tym artykule dowiesz się o:

Tak właściwie to dostałem z dwururki. Najpierw rzecznik prasowy Głównej Komisji Sportu Żużlowego Robert Noga w swoim felietonie na łamach SportoweFakty.pl a następnie sam przewodniczący GKSŻ - Piotr Szymański podjęli polemikę na temat tez postawionych w tekście pod tytułem "Ponad 13 lat zaniedbań". Cechą wspólną obu polemik jest fakt, że panowie nie zrozumieliście mojego tekstu.

Po pierwsze nigdzie nie napisałem, że Polska w Bydgoszczy przegrała z Danią, bo przez 13 lat zaniedbywano szkolenie młodzieży. Padły natomiast takie oto słowa: "Średnia wieku naszej reprezentacji w tych zawodach wyniosła 32,75. Gdyby Tomasz Gollob był w normalnej formie i załapał się do składu, to podwyższyłby tę średnią o kolejne kilka lat. Na długo przed zawodami w Bydgoszczy mówiło się o konieczności odmłodzenia naszej kadry. Kiedy pada to hasło, to z automatu pojawiają się takie nazwiska jak Patryk Dudek, Przemysław Pawlicki, Maciej Janowski, Piotr Pawlicki czy Bartosz Zmarzlik. Tyle, że średnia wieku tych żużlowców wynosi niewiele ponad 20 lat. To pokazuje, że przez 13 lat (a de facto ponad 13 lat, co udowodnię dalej), nie wychowaliśmy godnych następców w reprezentacji Polski! Gdyby z tej listy skreślić braci Pawlickich i Patryka Dudka, którzy bardziej niż efektem ciągłości szkolenia w polskim żużlu są efektem zachowania tradycji rodzinnych, to raptem mamy dwóch zawodników, którzy mogą za parę lat rywalizować z najlepszymi!"

Te słowa są bardziej wyrazem żalu, że szkolenie w Polsce kuleje, niż szukaniem przyczyn porażki. Po drugie - drogi Robercie, mam pełne prawo narzekać na szkolenie młodzieży również w momencie nieudanego dla nas DPŚ (bo uważam, że był nieudany), głównie dlatego, że piszę o tym problemie od dawna. To jedynie GKSŻ uległa względem propozycji klubowych działaczy nie widzi w tym problemu. Od lat twierdzę, że systemy rozgrywek w Polsce preferują rozwój zawodników zagranicznych kosztem rodzimych żużlowców. Ma to odbicie nie tylko w wynikach sportowych, ale również spadającej frekwencji. Kibice chcą oglądać "swoich", a nie obcokrajowców, którzy zmieniają kluby jak rękawiczki.

Na potwierdzenie mojej tezy przedstawię krótkie wyliczenie zawodników, którzy wybijają się sportowo na przestrzeni ostatnich 15 lat w danym roczniku. Pod uwagę wziąłem najlepszą "30" Enea Ekstraligi, "20" I ligi i "10"  II ligi. Poza kadrowiczami, którzy startowali w Bydgoszczy w rozrywkach ligowych czoła zawodnikom zagranicznym stawiają:

Rocznik/WiekZawodnik
1968 - 46 lat Piotr Świst
1975 - 39 Sebastian Ułamek, Maciej Kuciapa
1976 - 38 Grzegorz Walasek, Rafał Trojanowski
1979 - 35 Tomasz Jędrzejak
1980 - 34 Rafał Okoniewski, Mariusz Fierlej
1981 - 33 Karol Baran
1983 - 31 Robert Miśkowiak, Michał Szczepaniak
1985 - 29 Adrian Miedziński
1991 - 23 Maciej Janowski, Przemysław Pawlicki
1992 - 22 Patryk Dudek
1993 - 21 Kacper Gomólski, Szymon Woźniak
1994 - 20 Piotr Pawlicki
1995 - 19 Paweł Przedpełski
1996 - 18 Kaper Woryna

Rzuca się w oczy fakt, że w roczniku 1986 - 1990 nie ma ŻADNEGO zawodnika, który byłby w stanie rywalizować z najlepszymi. Coś to Panom mówi? Tak - to właśnie okres, w którym hurtowo wpuszczono do polskiej ligi zawodników zagranicznych kosztem droższych Polaków. W ten sposób daliśmy możliwość objeżdżenia zagranicznym średniakom. Kilku z nich objeżdżało naszych kadrowiczów w Bydgoszczy. Gdyby taką szansę dano naszym zawodnikom, to wybór trenera Marka Cieślaka prawdopodobnie nie byłby taki oczywisty i miałby ból głowy w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Obraz zaniedbań w tym okresie będzie jeszcze większy, jeżeli z powyższej listy odejmiemy zawodników, którzy kontynuują rodzinne tradycje, a ich poziom sportowy zawdzięczać możemy głównie zaangażowaniu rodziców, a nie odpowiedniemu systemowi szkolenia.

"Tak się zastanawiam, czy my aby nie przesadzamy z tą dbałością o młodych. A może im też, podobnie jak Australijczykom, przydałaby się „szkoła przetrwania”?" - pisze w swoim tekście Piotr Szymański. Nigdy w życiu nie podejrzewałem przewodniczącego GKSŻ o tak świetne poczucie humoru! Przecież to, co obecnie obserwujemy w Polsce, to właśnie szkoła przetrwania nie tylko dla zawodników, ale i klubów! Młodzież jest rzucana na głęboką wodę. Przetrwają tylko ci, którzy mają bogatych rodziców. Bo niestety zasobność portfela to podstawowy atut młodych chłopców, którzy zgłaszają się do szkółek. Narzekamy, że mało młodzieży garnie się do żużla? Warto brać przykład z innych dyscyplin, w których dzieciaki garną się do uprawiani sportu. Dlaczego, bo widzą to, do czego dążą. W siatkówce na przykład jest program SOS, który daje odpowiednie warunki rozwoju młodzieży. Najlepsi trafiają do SMS czyli Szkoły Mistrzostwa Sportowego. Stamtąd prosta droga do najlepszych zespołów i reprezentacji. W żużlu też miała być SMS. Przynajmniej dużo o tym mówiono podczas konferencji w Zakopanem. Z doświadczenia wiem, że nawet przy dużym oporze ze strony urzędników, uruchomienie takiej szkoły to maks 3 miesiące. Tymczasem po 6 miesiącach zamiast przedstawiać efekty pracy, osoba wówczas przedstawiona jako odpowiedzialna za uruchomienie SMS, w ostatnim czasie koordynowała integrację polskiej kadry w hotelu Ireny Eris...

Potencjał polskiego żużla jest w młodych ludziach, których często nie stać nie tyle na zakup sprzętu, co nawet biletu na mecz ligowy. Tym ludziom stworzono świetne warunki w końcówce lat 90-tych. I to właśnie wówczas pojawili się zawodnicy, którzy do dzisiaj stanowią o sile polskich zespołów ligowych. Później GKSŻ pod naciskiem klubów dopuściła do ligi juniorów z zagranicy. Dla młodych - biednych był to jasny sygnał, że po zakończeniu wieku juniora, nie mają szans w konfrontacji z bogatszymi przeciwnikami, stąd w ogóle dali sobie spokój z żużlem. Ilu dzisiaj mamy obcokrajowców na dobrym poziomie? 40? 50? Świetnie - akurat po dwóch na klub. Przywróćmy ograniczenie, dajmy szansę polskim juniorom. Przestańmy tylko narzekać, że inni coś mają (vide siatkówka, której nic samo z nieba też nie spadło, tylko był to efekt przemyślanych działań), tylko weźmy się do roboty. Najprościej winić za wszystko media, w czym przewodniczący Piotr Szymański zaczyna wieść prym. Trudniej coś zrobić, czego uruchomienie SMS, a właściwie jego brak, jest najlepszym przykładem.

Damian Gapiński

Źródło artykułu: