Przed kilkoma laty Simon Gustafsson był jednym z najbardziej obiecujących zawodników młodego pokolenia w Szwecji. 24-letni żużlowiec nie pójdzie jednak w ślady swojego ojca Henrika, który z powodzeniem rywalizował m.in. w cyklu SGP.
[ad=rectangle]
Gustafsson przyznał, że od pewnego czasu starty na żużlu nie sprawiały mu przyjemności. - Miałem tego dosyć. Straciłem inspirację. To trwało na przestrzeni kilku ostatnich lat. Moje występy w Anglii były jeszcze na przyzwoitym poziomie, ale w innych krajach już tak dobrze mi nie szło. Starałem się entuzjastycznie podchodzić do tego sportu, ale z czasem traciłem ten zapał. To uczucie było coraz silniejsze w ostatnich trzech sezonach - powiedział Szwed na łamach "Swindon Advertiser".
Były zawodnik m.in. toruńskiego Unibaksu miał również dość ciągłych podróży, na które skazany jest żużlowiec startujący w kilku ligach równocześnie. - Musiałem próbować motywować się przed każdym spotkaniem, to nie było coś normalnego. Myślę, że dlatego moje wyniki nie były tak dobre jak być powinny. Jeśli nie zdobywasz wielu punktów i nie zarabiasz pieniędzy, to nie masz z tego sportu zbyt wielu radości. Oczywiście, musisz poświęcić mu dużo czasu, podróżować z miejsca na miejsce, tracisz część swojego życia na portach lotniczych - dodał szwedzki żużlowiec.
Młody Szwed podkreśla fakt, że żużel jest sportem, w którym niezwykle łatwo o kontuzję, co pomogło mu podjąć decyzję o zakończeniu kariery. - To niebezpieczny sport. Jeśli nie jesteś w stanie zaangażować się w stu procentach, to lepiej podjąć taką decyzję. Jeśli doznałbym jakiejś kontuzji, nie czułbym się z tym wszystkim dobrze. Od mojego ostatniego występu w Anglii nie siedziałem nawet na motocyklu, bo nie miałem na to czasu. Sprzedałem większość mojego ekwipunku żużlowego i nie żałuję tej decyzji. Może to się zmieni, gdy sezon się rozpocznie, ale wątpię, by tak było - podsumował Simon Gustafsson.