SPAR Falubaz rozczarowany zachowaniem Łoktajewa. Frątczak: To było działanie z premedytacją

Aleksandr Łoktajew został przyłapany na stosowaniu zakazanych środków. Nieodpowiedzialne zachowanie Ukraińca uderzy w SPAR Falubaz, który zostanie pozbawiony punktu bonusowego za dwumecz z KS Toruń.

Pierwsze informacje o możliwych problemach Aleksandra Łoktajewa pojawiły się już w środę. Klub oficjalne stanowisko otrzymał natomiast w piątek. - Chciałbym uciąć wszelkie spekulacje, bo byłem pytany o prawdopodobieństwo sytuacji z Łoktajewem już w środę po meczu w Rzeszowie. Chcę jeszcze raz podkreślić, że na to są dokumenty i maile, że klub informację o "Saszy" otrzymał w piątek rano o godzinie 10:00. Wcześniejsze kuluarowe spekulacje i plotki nie są przedmiotem zainteresowania klubu. Nie wiem czemu jest takie przeświadczenie, że klub o pewnych sprawach wie wcześniej, kilka dni coś ukrywa i knuje. Tak nie jest - wyjaśnił Jacek Frątczak.

[ad=rectangle]

Ukrainiec co prawda nie znalazł się w awizowanym składzie SPAR Falubazu Zielona Góra na niedzielny mecz z Unią Tarnów, lecz nie było wykluczone, że 21-latek pojechałby w tym spotkaniu. Wszystko ze względu na niekorzystne prognozy pogody na sobotni wieczór w Malilli. - W czwartek, biorąc pod uwagę prognozy pogody, rozmawiałem z kolegą z klubu na temat sobotniego Grand Prix w Malilli i o sytuacji, gdyby ten turniej został odwołany i przełożony, bo jest takie prawdopodobieństwo. Gdyby tak się stało, zawody z automatu zostałyby przeniesione na niedzielę. W takiej sytuacji bardzo poważnie rozpatrywaliśmy wariant, by mimo wszystko odjechać ten mecz, choć ze strony Ekstraligi jest zapis, który mówi o automatycznym odwoływaniu spotkań. W sytuacji, gdy bylibyśmy w stanie porozumieć się z Ekstraligą i z Unią Tarnów, odjechalibyśmy ten mecz z szacunku do naszych kibiców, zastępując Andreasa Jonssona właśnie Aleksandrem Łoktajewem. To są informacje z czwartkowego wieczora - zdradził dyrektor sportowy zielonogórskiego klubu.

W SPAR Falubazie nie ukrywają rozczarowania zachowaniem "Saszy". Ekipa z Winnego Grodu współpracuje bowiem z doktorem Robertem Zapotocznym, który praktycznie przez całą dobę jest do dyspozycji zawodników. - Młody człowiek, mając wszystko do dyspozycji, cały wachlarz możliwości informacyjnych, konsultacji, weryfikacji, podjął głupią decyzję, nie było kontroli i stało się. Jest mi niezmiernie przykro, że w kontekście Falubazu znów mówimy o rzeczach pozasportowych i rozmawiamy o bardzo trudnych rzeczach jeśli chodzi o wizerunek klubu. To już jest historia, czekamy na dalsze rozstrzygnięcia związane z Aleksandrem. Absolutnie nie chcę spekulować na temat jego przyszłości w Zielonej Górze czy w sporcie żużlowym, bo nie taka jest moja rola - dodał.

Próbka od Aleksandra Łoktajewa została pobrana po meczu z KS Toruń. Ukrainiec dopiero po wspomnianym spotkaniu wyjawił, że dwa tygodnie wcześniej palił marihuanę. - Zgodnie z regulaminem na godzinę przed meczem zgłaszam skład sędziemu. Po złożeniu dokumentów zawodnicy są zadeklarowani przez klub. Po zgłoszeniu jest informacja, że będzie komisja dopingowa, o czym ja informuję żużlowców i mówię "słuchajcie panowie, jeśli z waszej strony jest jakiekolwiek podejrzenie, że coś jest nie tak, macie jakiś problem, czegoś się boicie, ktoś coś spożył, to proszę mi o tym powiedzieć". To nie jest dlatego, że ja kogoś nie dopuszczę do badania, bo nie ma takiej możliwości. Co mam zrobić z zawodnikiem, który po zgłoszeniu do meczu i zadeklarowaniu jego startów, dowiaduję się, że on ma problem z dopingiem? Ja nie jestem w stanie wycofać go z badania antydopingowego. Jest jeszcze inna kwestia: przed meczem nie jest wiadome, który żużlowiec zostanie poddany badaniom. Jeśli miałbym informację, że któryś z zawodników ma podejrzenia co do własnego spożywania czegokolwiek, to jesteśmy w stanie uchronić klub przed stratą punktów. W takiej sytuacji nie wyjeżdża on do żadnego biegu i zastępuje go rezerwowy, który uważa, że jest "czysty". Taki przekaz, po ubiegłorocznych wydarzeniach, kieruję do zawodników - wytłumaczył Frątczak.

To już drugi przypadek w ciągu roku, gdzie żużlowiec SPAR Falubazu ma problem z zakazanymi środkami. Po zawieszeniu Patryka Dudka zielonogórski klub wyciągnął co prawda wiele wniosków, lecz tak naprawdę nikt nie jest w stanie w pełni kontrolować zachowań zawodników. - Nie chciałbym tych dwóch spraw łączyć, ale powraca temat Patryka. Jedyny związek jest taki, że są to zawodnicy tego samego klubu. W przypadku Dudka mieliśmy do czynienia z niewiedzą, ale nie było wątpliwości, że nie było premedytacji w działaniach. Jeśli ktoś jednak pali marihuanę albo spożywa alkohol, a następnie wsiada do samochodu, to nie potrzeba do tego szkoleń czy badań, bo jest to po prostu działanie z premedytacją. To znaczy, że ktoś funkcjonuje w nieco innym świecie, oderwanym od naszej rzeczywistości. To obcokrajowiec, wyjechał na Ukrainę, była przerwa. Nie wyobrażam sobie jednak sytuacji, gdzie jako klub będziemy funkcjonować w ramach policyjnych, czyli 22:00 to godzina policyjna, zawodnicy muszą być w łóżkach i na zmianę ktoś ich sprawdza, a jak przyjeżdżają na zawody, to wchodzimy z psem i sprawdzamy ich torby, a zwierzęta wąchają, czy czasem czegoś nie wozili. Wchodzimy w absurd. Zawodnicy mają prawo do skorzystania z rewelacyjnego serwisu w zakresie rehabilitacji, konsultacji medyczno-suplementacyjnej czy żywieniowej. Jeśli miałbym chodzić z testem antynarkotykowym co mecz, to przepraszam bardzo, ja nie chcę się bawić w takim sporcie - zakończył dyrektor sportowy w SPAR Falubazie Zielona Góra.

Źródło artykułu: