Nicki Pedersen uniknął poważnej kontuzji. "W ciągu kilku dni powrócę na tor"

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Nicki Pedersen, po trzech wygranych wyścigach, zaliczył groźnie wyglądający upadek po kontakcie z Emilem Sajfutdinowem. Skończyło się jednak tylko na bólu głowy i nosa.

Świadkami niesamowitego ścigania byli kibice w Lesznie podczas drugiej edycji PGE Indywidualnych Międzynarodowych Mistrzostw Ekstraligi. Praktycznie w każdym biegu zawodnicy jechali w kontakcie. Często dochodziło do sytuacji skrajnie niebezpiecznych. Skończyło się jednak na szczęście tylko na jedynym upadku. Przewrócił się wówczas Nicki Pedersen. [ad=rectangle] Było to w biegu siedemnastym. Duńczyk próbował przedrzeć się przed Emila Sajfutdinowa, jednak na wejściu w drugi wiraż zahaczył o jego tylne koło. - Nie było w tym winy Emila. Walczyłem po prostu o wyższą lokatę. Emil skręcił troszkę w lewo, a ja wtedy odbiłem w prawo. Niestety doszło do kontaktu. Mój motocykl od razu pojechał z ogromną szybkością wprost na bandę. Postanowiłem więc, że tuż przed nią zeskoczę z motocykla. Uderzyłem jednak głową o tor, ale tak nieszczęśliwie, że moje gogle uszkodziły mi nieco nos, który potem mocno krwawił. Teraz muszę jechać jeszcze na jego prześwietlenie - powiedział "Power".

Pedersen zdaje sobie sprawę, że miał w tej całej sytuacji mnóstwo szczęścia. Teraz jednak skupia się na rehabilitacji, bowiem w sobotę czeka go Grand Prix w Horsens, a dzień później mecz ligowy Fogo Unii Leszno w Toruniu. - Mam szczęście, że będę miał parę dni odpoczynku. Myślę, że będę gotowy do jazdy w ciągu kilku dni, bo tak naprawdę większych obrażeń nie doznałem. Moja szyja jest też co prawda zdrętwiała i lekko boli mnie głowa, ale dobrze, że nie skończyło się choćby na wstrząśnieniu mózgu - przyznał duński zawodnik.

Pedersen miał szczęście w nieszczęściu
Pedersen miał szczęście w nieszczęściu

38-latek przed upadkiem spisywał się bardzo dobrze. W pierwszym wyścigu co prawda przyjechał czwarty, lecz później już nie do pokonania. Z wyścigu, w którym upadł, został wykluczony, co uniemożliwiło mu start bezpośrednio w finale. Musiał walczyć o awans jeszcze w półfinale. Ostatecznie zdecydował się więcej nie ryzykować i nie wyjechał już do tej gonitwy.

- Ogólnie było dobrze. Uzbierałem trzy "trójki". Jedynie pierwszy bieg był katastrofą. Potem zmieniłem ustawienia w sprzęcie i znów wróciła mi szybkość w motocyklach. Oczywiście też dotknął mnie w postaci upadku, bo myślę, że miałem potencjał na zwycięstwo w tych zawodach. Zdecydowałem się odpuścić ostatni wyścig, z myślą o następnych zawodach, które mnie czekają. Chcę wrócić zdrowy w stu procentach - zakończył Nicki Pedersen.

Źródło artykułu:
Czy Nicki Pedersen wygrałby PGE IMME, gdyby nie feralny upadek?
Tak
Nie
Zagłosuj, aby zobaczyć wyniki
Trwa ładowanie...
Komentarze (14)
Gostyniak
6.08.2015
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Nicki to Król speedwaya  
avatar
kotołak
3.08.2015
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Dzik j-----ł kłami w bandę aż zadzwoniło.Jednak co dzik to dzik.Wstał otrzepał się i po płaczu.Twarda sztuka.  
avatar
sympatyk żu-żla
3.08.2015
Zgłoś do moderacji
0
1
Odpowiedz
Tak to bywa ostra jazda bez pardonowa. Może Nicka i innych nauczy szacunku do kolegi na torze,  
--.night.--
3.08.2015
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
ja uwazam ze to wina emila.. a czemu? popatrzecie na pwtorki on sie oglada co sekunde zwalniaja na koneic i wtedy nicki wali w kolo. gdyby emil sie nie ogladal jechlaby trsozke wyzbuicje a to Czytaj całość
avatar
Goldi
3.08.2015
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Nicki musi walczyc, bo na koniec sezonu czekaja dwa medale z GP i IME. Nie wazne, ze boli, jak to mowi zuzel to meska zabawa.