Grzegorz Drozd: Laska, która wygrała z żużlem

Grzegorz Drozd
Grzegorz Drozd
Niewdzięczna robota i prawie zdolny Dróżdż

Celebracja złota zaczęła się już na dobre w parkingu. Trudno było na spokojnie zamienić kilka słów z bohaterami wieczoru. Raz, że było mnóstwo osób chętnych do wspólnych zdjęć, a po drugie sami żużlowcy nie mieli zacięcia do wylewnych komentarzy w chwili wielkiego odprężenia i sukcesu, który nie przyszedł tak łatwo, jak przecież wszyscy zakładali. - W pewnej chwili serce miałem w gardle - zwierzał się prezes Rusiecki, który cały czas zachowywał stoicki spokój. - No i co prezes? Zadowolony? - pytał uradowany menedżer Sajfutdinowa, Tomasz Suskiewicz. - Takie chwile wiele dla mnie znaczą. Cudownie jest robić coś, co się bardzo lubi - przyznawał Roman Jankowski. Spokojny, ale wzruszony był Adam Skórnicki. - Żużel to całe moje życie. Na tytuł z Unią czekałem od zawsze. Kocham was ludzie żużla! - krzyczał do publiczności Skóra. Na meczu nie brakowało byłych zawodników Unii. Pojawili się Zbigniew Jąder, Roman Feld, Stanisław Gała, czy Ryszard Buśkiewicz. - Zaskoczył Kubera. W naszych czasach do szkółki w dwa miesiące zgłaszało się po 120 chłopaków. Tamte czasy już nie wrócą, ale ze szkoleniem nie jest u nas źle. Zresztą popatrz na trybuny. Leszno to wciąż żużlowy fenomen - rozpoczął Buśkiewicz. - Odżywają wspomnienia. Gdy patrzę na te tłumy przypomina mi się nasz pierwszy tytuł wywalczony w 1979 roku. Zdobyty po 25 latach przerwy. Musieliśmy wygrać z Toruniem i też nie był to łatwy mecz. Stal walczyła o swój pierwszy medal w historii. Gdybyśmy przegrali mistrzem zostałaby Stal, ale ta z Gorzowa - przypomniał popularny Buśka, który w pojedynku z Toruniem był najlepszym zawodnikiem gospodarzy i poprowadził Unię do długo wyczekiwanego złota.

W ten niedzielny wieczór była jedna rzecz, której mi brakowało. Był świetny żużel, twarde wyścigi, emocje do końca, komplet na trybunach, prawie dobre przepisy i sędziowanie. Prawie, bo jakim cudem Damian Dróżdż z usztywnioną i zabandażowaną ręką przyniósł zaświadczenie o byciu zdolnym do jazdy? Była wspaniała atmosfera, a Unia nie zapomniała o Adamsie, który wypowiedział za pomocą telebimu do kibiców kilka ciepłych słów. Ale zabrakło mi pamięci o byłych polskich zawodnikach. Czemu nie można tych panów ubrać w klubowe kurtki i przewieźć ich wokół toru przed kibicami i krzyknąć: Patrzajta ludziska. Przed wami Buśka. To on załatwił nam tytuł w 1979 roku! Tak mi się marzy, żeby w Polsce bardziej pamiętano o historii, bo to ona tworzy legendę, więź i wartości, które są najważniejsze. W parkingu pracował najsłabszy zawodnik mistrzowskiej drużyny z 1979 roku Andrzej Cichy. - Pomagam Dominikowi Kuberze. Wcześniej współpracowałem z Krystianem Klechą, Adamem Kajochem i Tobiaszem Musielakiem. Uwielbiam pracować z młodymi chłopakami, bo cieszy obserwowanie ich postępów. Poza tym oni nie mają worka pieniędzy i nie stać ich na opłacanie rzeszy mechaników i pomocników - mówi Cichy. - Kubera ma talent, ale w tym roku miał również ogromnego pecha. Zaliczył groźne i dokuczliwe kontuzje. Najpierw złamany obojczyk. Szybko wrócił i gdy rozkręcał się zaliczył kraksę w Gorzowie. Doznał wstrząśnienia mózgu. Przez jakiś czas jedno oko uciekało w bok i naprawdę truchleliśmy, co to dalej będzie. Na szczęście wszystko skończyło się dobrze. Dominik w wieku 7 lat zaczynał od motorynki, następnie był motocross, do którego sprzęt sprawił sobie za pieniądze z I Komunii Świętej. Później za 4 tys. złotych rodzice kupili mu żużlówkę. To była Jawa od Rafała Konopki, którą ujeżdżał na prowizorycznym mini torze w podleszczyńskim Dąbczu i Śremie. Miała obicia Leigha Adamsa. Być może coś spłynęło tego żużlowego geniuszu Australijczyka na Dominika - śmieje się Cichy.

- Kiedyś chłopaki trenowali w Pawłowicach. Tam zaczynał m.in. Jarek Hampel. Tor został zbudowany na wysypisku śmieci znajdującym się na terenie PGR-u, ale nowy prezes kazał zaorać ten tor i teraz trzeba szukać nowych miejsc. Zimą trenujemy na zamarzniętym jeziorze w Osiecznie, żeby Dominik ćwiczył technikę wyłamania maszyny. Tak pracowałem z Tobiaszem Musielakiem. Żużel to niewdzięczna robota. Pięć minut jazdy i frajdy tego chłopaka, to pięć godzin naszej żmudnej pracy przy sprzęcie, bowiem Dominikowi pomaga także cała rodzina. Bez ich pracy i wolontariatu nie byłoby to wszystko możliwe - dodaje.

Po-rachunki z komuną

Kubera to przyszłość Unii. Są jeszcze Kaczmarek i Smektała. A co z przyszłością złotej i srebrnej drużyny? Wszyscy deklarują, że chcą zostać. - My budowaliśmy ten skład na trzy lata - mówi Baron. W Lesznie też przekonali się, że spokój i ewolucja są gwarantem sukcesu. "Zostań z nami!" - co rusz krzyczeli kibice po wystąpieniu kolejnego bohatera na pomeczowej fecie zorganizowanej na przystadionowej alejce. - Leszno dla mnie wiele znaczy i chcę być z wami dłużej, ale chyba zapracowałem na podwyżkę? - wykrzykiwał uszczęśliwiony Zengota, który z roku na rok robi postępy. - Obiecuję wam, że zrobię wszystko, aby ta drużyna pozostała na przyszły rok - deklarował ze sceny prezes Rusiecki. W przyszłym tygodniu mistrz zaczyna budowanie składu. Nieprzypadkowo na pierwsze rozmowy zostali zaproszeni bracia Pawliccy. Sporo zależy od oczekiwań Piotra juniora, który publicznie nie ukrywał, że też liczy na podwyżkę. Z tym może być ciężko, bo Piotrkowi odpada wielki oręż w negocjacjach - przestał być juniorem. Ponadto w klubie obawiają się jego ewentualnych kontuzji w GP. Wiadomo, że porywczy na torze Piter będzie walczył na całego.

Do tego dochodzi słaba forma Przemka, który w tygodniu poprzedzającym finał lekko sobie pofolgował i uciął sobie małe zagraniczne wakacje. Od ułożenia rozmów z braćmi wiele zależy w układaniu dalszych klocków, dlatego idą na pierwszy ogień. Przekonamy się niebawem jak to wszystko się ułoży. W każdym razie kibice mogą spać spokojnie, bo klubem zarządzają odpowiedzialni ludzie. - Różnica między mną, a innymi prezesami jest taka, że ja to robię dla frajdy, a nie dla pieniędzy - oświadczył Rusiecki, który przygotował specjalne koszulki dla swojej ekipy oznaczające 15 tytuł DMP dla Leszna, choć formalnie jest to czternasty złoty medal. - Komunistyczne przepisy nie interesują mnie - zripostował Rusiecki.

Feta trwała do późnych godzin nocnych. Tego dnia w sercach wszystkich leszczynian królował speedway, choć... nie do końca. - W trakcie zawodów wezwaliście do jednego z sektorów karetkę. Co się stało? - spytałem Oskara Baldysa, kierownika zawodów, który w młodości brawurowo śmigał na speedrowerze. - Nie uwierzysz, ale dwóch gości pobiło się o dziewczynę - odpowiedział. - Na finale? - spytałem zdziwiony. - Nieźle, co? Laska wygrała z żużlem!

Grzegorz Drozd

KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×