Stanisław Chomski: Jensen jest młody, ale niestabilny

Stanisław Chomski podpisał z gorzowską Stalą nową umowę i będzie pracować w tym klubie w kolejnym sezonie. Jak przyznaje, na jego barkach spoczywać będzie duża odpowiedzialność.

WP SportoweFakty: Czy pozostanie w Gorzowie było łatwą decyzją? To klub, z którym przez lata był pan związany.

Stanisław Chomski: Urodziłem się w Gorzowie, później tam jeździłem, a następnie byłem trenerem, pracując zarówno u podstaw, jak i przy pierwszym zespole. W tym czasie miałem okazję pracować z legendami polskiego żużla. Ten gorzowski speedway jest mi wobec tego bardzo bliski. Z chęcią przyjąłem zaproszenie do dalszej współpracy, ale z drugiej strony czuję też dużą odpowiedzialność. Gorzów to nie jest środowisko, które chciałoby tylko tego, by żużel był, a zawodnicy jeździli w lewo. Zwłaszcza, że poprzednie lata owocowały w znaczące sukcesy, już nie wspominając roku 2014. Za miniony sezon kibice nas rozgrzeszyli, ale w przyszłym roku, abstrahując od ostatecznego składu Stali, będzie się oczekiwać od nas wyniku na miarę godła i historii klubu.

Jaki cel będzie przyświecał Stali? Większość klubów deklaruje, że najpierw chce dostać się po prostu do play-offów.

- Zgadza się, tak trzeba do tego podchodzić. Z roku na rok jest coraz więcej drużyn, które aspirują do tego celu, czyli czwórki. U nas w klubie też zakładanym planem jest walka o medale, ale najpierw trzeba znaleźć się w play-offach, by o tym rozmawiać. Wygląda na to, że w większości klubów zrozumiało na czym polega kompletowanie składu. Są one dość rozsądnie budowane i na ten moment brakuje w zasadzie dream teamów. Mogą co prawda powstać takie w Lesznie, Zielonej Górze czy Toruniu, ale ostateczne składy tych drużyn są jeszcze niewiadomą. Można mniej więcej przewidzieć, kto zajmuje pierwszą czy drugą lokatę w tabeli, ale kandydatów do czwartego miejsca, które też premiuje awansem do play-offów na pewno będzie kilku. Życie pisze różne scenariusze, ale jeśli nic niespodziewanego się nie wydarzy, walka o play-offy powinna być równie, jeśli nie bardziej emocjonująca jak przed rokiem.

Co może pan powiedzieć o nowym nabytku Stali - Jepsenie Jensenie? Będzie on dużym wzmocnieniem zespołu?

- To się okaże. Jepsen Jensen bardzo fajnie się spisywał, gdy jeździł w Gorzowie przed trzema laty. Zdobył wtedy tytuł Indywidualnego Mistrza Świata Juniorów i miał naprawdę dobry sezon. Później jego drogi ze Stalą się rozeszły i przez dwa sezony nie spisywał się już tak udanie. Ma potencjał i potrafił wygrywać z najlepszymi, ale też pamiętajmy, że w wielu przypadkach przegrywał, i to z zawodnikami znacznie słabszymi. To zdolny żużlowiec i pokazał to w cyklu Grand Prix, ale nadal mocno nieustabilizowany. Co w ostatnich dwóch latach miało na to wpływ? Tego jeszcze nie wiem, ale spróbuję to rozgryźć. Czeka go na pewno dużo pracy. Jeśli zdoła ustabilizować swój poziom, to nie tylko my, ale i Duńczycy, którzy też wiążą z nim pewne nadzieje, będziemy miel dużo pociechy z tego zawodnika.

Nie ma więc stuprocentowej pewności, że ten transfer wypali?

- Zgadza się, ale nie zaglądając nikomu w metrykę trzeba zauważyć, że nasi zawodnicy przekraczają już barierę trzydziestki. Patrząc na żużel i wyniki w nim osiągane, jest to bardzo dobry wiek i doświadczeni żużlowcy radzą sobie udanie. Trzeba jednak myśleć też przyszłościowo i patrzeć na zawodników młodego pokolenia, którzy w niedalekim czasie zaczną naciskać tych starszych, stanowiąc w coraz większym stopniu o sile zespołu. Konkurencja w drużynie musi być zwiększona i stąd między innymi sprowadzenie Jensena.

Za rok juniorem nie będzie już Bartosz Zmarzlik. Obecni seniorzy muszą się liczyć z tym, że któryś z nich zostanie przez niego wygryziony?

- Wokół tego też będą skupiać się moje działania w sferze motywacji mentalnej. Każdy z naszych seniorów będzie miał świadomość, że jeśli chce zostać w drużynie na kolejny rok, to musi jechać na dobrym, równym poziomie. Bartek Zmarzlik już teraz jako junior potrafi być najlepiej punktującym zawodnikiem, a jako senior też będzie chciał stanowić o sile tego zespołu.

Czy wychowanie nowego młodzieżowca, który za rok wskoczy do składu w miejsce Zmarzlika to pana osobiste wyzwanie?

- Przy tej budowie składu, jaką mamy obecnie, będzie to trudne. Nie ukrywam, że przewijała się też inna, dosyć odważna koncepcja, w której większą rolę odegraliby nasi juniorzy. Przeważyła ostatecznie inna i trzeba będzie sobie z tym poradzić. Potrzebna jest na pewno instytucja gościa dla juniorów, by ci młodzi zawodnicy mieli okazję do jazdy i mogli przygotować się do startów w Ekstralidze. W przyszłym roku wiek juniora kończy zarówno Bartek Zmarzlik, jak i Adrian Cyfer. Trudno mi powiedzieć czy któryś z młodszych zawodników dostanie w nowym sezonie swoją szansę w Gorzowie, bo nasi obecni juniorzy też potrzebują regularnej jazdy. Młodszym, z racji dużo mniejszego doświadczenia, ciężko jest z Bartkiem i Adrianem rywalizować.

Rozumiem, że pana koncepcja niekoniecznie pokrywała się z wizją zarządu?

- To jest podyktowane wieloma warunkami: ekonomicznymi czy organizacyjnymi, a także celem sportowym, z którego jesteśmy rozliczani. Nie tylko trener, ale i zarząd. Na koniec sezonu nie liczą się nazwiska i wiek zawodników, tylko to, czy klub osiągnął dobry wynik. W sporcie właśnie tak to wygląda.

Klub opuścił już Linus Sundstroem, ale co z Tomaszem Gapińskim? Czy pana zdaniem powinien podjąć się ponownej walki o miejsce w składzie na Ekstraligę?

- Myślę, że tu trzeba rozważyć dwa aspekty. Albo zwycięża koncepcja odmładzana składu, albo druga związana z wynikiem. Tomek Gapiński dobrze wpisuje się w gorzowski skład i z pewnością mógłby z powodzeniem tu rywalizować. Niemniej zobaczymy jak zakończy się okres budowania składu, na przyszły sezon. Od tego wiele zależy.

Rozmawiał Michał Wachowski 

Źródło artykułu: