Jak się później okazało, słowa Zagara miały odzwierciedlenie w rzeczywistości. Gnieźnieński Start wpadł w niemałe tarapaty finansowe. Zadłużenie klubu przekroczyło trzy miliony złotych. Postanowiono ogłosić upadłość układową spółki oraz zawrzeć układ z wierzycielami. To się udało. Zaległości zostały w odpowiedni sposób rozłożone na raty, ostatnie z nich miały być uregulowane w 2016 roku. Działacze klubu z Grodu Lecha zdołali delikatnie poprawić swoją sytuację, dzięki czemu drużyna uzyskała licencję nadzorowaną na start w kolejnych rozgrywkach.
Zespół został skonstruowany z zawodników, jak to mówił Adam Skórnicki, "wyjętych spod prawa". Kadrę Startu zasilili jeźdźcy, którzy w większości mieli kłopot ze znalezieniem pracodawcy w Polsce. Było to spowodowane różnymi względami. Do zespołu dołączyli między innymi Jonas Davidsson czy Wadim Tarasienko. Ponadto z czerwono-czarnymi barwami nie rozstał się Duńczyk, Bjarne Pedersen. Na dobre punktowanie dla gnieźnieńskiej drużyny liczyli Adrian Gomólski oraz Damian Adamczak.
Kibice przed sezonem 2014 mieli nieciekawe nastroje, biorąc pod uwagę kadry poszczególnych drużyn, uznawali, że gnieźnieńskie Orły są jednym z głównych kandydatów do spadku. Nic bardziej mylnego! Drużyna z Grodu Lecha okazała się "czarnym koniem" rozgrywek. Zawodnicy szkoleni przez Dariusza Śledzia z łatwością zwyciężali na domowym owalu, dzięki czemu po rundzie zasadniczej plasowali się w pierwszej czwórce, co umożliwiło im jazdę w play-offach. Tam czerwono-czarni już nie zachwycali. Ostatecznie zespół zakończył zmagania na czwartej lokacie w zestawieniu ligowym.
Rok 2014 był dla gnieźnieńskiego Startu bardzo udany.
Sympatycy drużyny może i czuli mały niedosyt, ale trzeba przyznać, że plan został wykonany z nawiązką. Przed rozpoczęciem rozgrywek przecież nikt nie przewidywał, że Start zdoła powalczyć o taki wynik. Głównym celem drużyny było zapewnienie sobie utrzymania na zapleczu Ekstraligi. To udało się zrealizować, a ponadto pojawiły się zapewnienia, że kondycja finansowa nie została pogorszona.
- W 2014 roku pojechaliśmy za takie pieniądze i zespół spisał się dobrze. Wszystko zostało rozliczone i obecnie działamy, żeby zbudować podobną drużynę za porównywalne pieniądze. Wiadomo, że będzie to trudniejsze, dlatego, że w zeszłym roku podpisywaliśmy kontrakty z zawodnikami niechcianymi gdzie indziej, a którzy chcieli jeździć w Gnieźnie. Teraz apetyty są większe i chcielibyśmy zakontraktować zawodników na tym samym poziomie, co mieliśmy lub trochę lepszych. Wiadomo, że zawodnicy lepszej klasy mają wyższe wymagania finansowe. Musimy to wszystko wypośrodkować - podsumowywał przewodniczący Rady Nadzorczej Start Gniezno S.A., Robert Łukasik.