Leigh Adams - niekoronowany król cz. V

Zdjęcie okładkowe artykułu: PAP / Adam Ciereszko   / Na zdjęciu: Leigh Adams
PAP / Adam Ciereszko / Na zdjęciu: Leigh Adams
zdjęcie autora artykułu

Działacze Poole Pirates nie mogli siłą zatrzymać u siebie Leigh Adamsa, więc ewentualny transfer wycenili na dwadzieścia pięć tysięcy funtów, a po Australijczyka ustawiła się kolejka chętnych.

W tym artykule dowiesz się o:

Usługami młodego "Kangura" zainteresowane były teamy Bradford Dukes, Cradley Heath Heathens czy Wolverhampton Wolves, ale w kluczowym momencie do gry włączył się zespół Swindon Robins. To tam wylądował utalentowany jeździec z Mildury, który na początku 1990 roku sięgnął w ojczyźnie po srebro indywidualnych mistrzostw seniorów, złoto czempionatu do lat dwudziestu jeden oraz tytuł mistrza stanu Wiktoria. - Przenosiny do Swindon były trudne, gdyż włodarze Piratów początkowo nie chcieli mnie nigdzie puszczać - wspomina legendarny żużlowiec. - Ich celem było zatrzymanie mnie na kolejny sezon, ponieważ rok później zamierzali ubiegać się o miejsce w najwyższej klasie rozgrywkowej - dodaje. Niespełna dziewiętnastoletni jeździec nie zamierzał jednak dłużej czekać na możliwość stanięcia w szranki z najlepszymi. Posłuchał rad Ivana Maugera oraz Hansa Nielsena, postawił na swoim i w sezonie 1990 znalazł się w składzie Rudzików konkurujących w British League.

Żegnając się z Poole Leigh myślał, że straci jednego ze swoich bardzo ważnych sponsorów, firmę Coastal Windows, lecz bardzo się pomylił. Darczyńcy podążyli za nim do hrabstwa Wiltshire, żeby wspierać nie tylko jego, ale cały team Swindon Robins. Zestawienie zespołu z Abbey Stadium prezentowało się naprawdę imponująco, gdyż oprócz Adamsa znajdowali się w nim tacy zawodnicy jak John Davis, Brian Karger, Peter Nahlin, Jimmy Nilsen, Andrew Silver czy David Smart. Nieopierzony Australijczyk wchodząc w tak doborowe towarzystwo założył sobie, że na koniec sezonu zadowoli się 8-punktową średnią, co było celem ambitnym i jednocześnie realnym. Na początku lat dziewięćdziesiątych na Wyspach ścigała się bowiem cała światowa czołówka, a składy klubów pękały w szwach od natłoku gwiazd. Polska i Szwecja dopiero otwierały się na żużlowców zagranicznych.

Leigh Adams zadebiutował w barwach Rudzików dokładnie 24 marca 1990 roku, zdobywając 8 punktów w przegranym 38:51 z Oxford Cheetahs starciu o Gold Cup. Nie był to wymarzony początek, lecz Rudziki szybko zrekompensowały sobie to niepowodzenie pokonując przed własną publicznością King's Lynn Stars, a "Kangur" uzbierał wówczas 11 "oczek". Wkrótce przyszło również wyjazdowe zwycięstwo nad Gepardami z Oksfordu, kiedy to Leigh po raz pierwszy przyjechał do mety przed swoim idolem - Hansem Nielsenem. - To było jak sen na jawie - przywołuje tamte chwile jeździec z Antypodów.

U progu lat dziewięćdziesiątych australijski speedway miał pociechę z jeszcze jednego młodego i niezwykle utalentowanego zawodnika - Todda Wiltshire'a. Pochodzący z Nowej Południowej Walii żużlowiec w sezonie 1990 przywdziewał plastron Reading Racers, a jego pojedynki z Leigh Adamsem stanowiły ozdobę spotkań British League. Menadżer reprezentacji, James Easter, wpadł więc na chytry plan i powołał obu młokosów do kadry na mistrzostwa świata par. - Nieźle mi się za to oberwało - opowiada coach. - Wiedziałem jednak, że ci dwaj powinni zbierać doświadczenie, więc postanowiłem sprawdzić jak sobie poradzą w zawodach na najwyższym poziomie.

Młode "Kangury" nie przyniosły wstydu ojczyźnie i zostały największą niespodzianką zmagań o tytuł najlepszej pary świata. Adams z Wiltshirem zajęli trzecie miejsce w półfinale w Wiener Neustadt, po czym w Landshut musieli uznać wyższość jedynie Duńczyków w osobach Jana O. Pedersena i Hansa Nielsena, co dawało im... srebrny medal! Przed dziesięciotysięczną publicznością na Speedwaystadion Ellermuehle Leigh uzbierał 16 punktów. Pomógł mu w tym doświadczony mechanik, Norrie Allan, który miał na koncie współpracę z takimi tuzami jak Ivan Mauger i Shawn Moran. Zresztą to sześciokrotny IMŚ dał Adamsowi numer do tego specjalisty stacjonującego w Bristolu. - Znał się na długich torach, a z Ivanem jeździł na wszystkie zawody na kontynencie, więc doszliśmy do porozumienia jeśli chodzi o pomoc podczas MŚP - opowiada Leigh. - To była znakomita informacja, gdyż mieliśmy gwarancję, iż nie przepadniemy z kretesem na zupełnie nieznanym nam terenie.

Mistrzostwa świata par w 1990 roku zaowocowały dla Leigh Adamsa nie tylko srebrnym medalem na szyi, ale również chwilą refleksji nad bezpieczeństwem zawodników. Podczas zmagań o tytuł najlepszego duetu globu w każdym wyścigu domyślnie stawało na starcie sześciu żużlowców, czyli o dwóch więcej niż normalnie. W takim tłoku o wiele łatwiej o fatalny w skutkach wypadek, o czym brutalnie przekonał się Piotr Świst, który w jednej z odsłon zawodów w Wiener Neustadt próbował ominąć upadającego Ryszarda Dołomisiewicza, przez co niemal stracił życie. - Do bandy były zaledwie dwa metry - relacjonuje Stanisław Maciejewicz, mechanik towarzyszący na tamtych zawodach polskim reprezentantom. - Po chwili uderzył w nią i zamiast się od niej odbić - jak to zwykle bywa - wyłamał kilka desek, wpadł w pas bezpieczeństwa, złamał słupek bandy i wyleciał w górę wyrzucony jak z katapulty. Następnie spadł głową w dół, odbił się od schodów i znowu wyleciał w górę. Trzecim razem spadł plecami na trybuny. Wyglądało to okropnie.

"Kangur" z Mildury brał udział w tamtej gonitwie, a "Dołek" właśnie po jego ataku z piątej pozycji zaliczył kontakt z nawierzchnią. Ciężko jednak obwiniać Australijczyka o złe zamiary, gdyż cała sytuacja była po prostu feralnym zbiegiem okoliczności, który jednocześnie zmobilizował FIM do zastanowienia się nad zmianą formuły zmagań o MŚP. Debata nie trwała długo i zaowocowała tym, że od kolejnego sezonu sześcioosobowe wyścigi poszły w odstawkę. [nextpage] W kampanii 1990 Leigh Adams rywalizował również o tytuł indywidualnego mistrza świata wśród seniorów. Wiodło mu się obiecująco, lecz zajmując czternastą lokatę w Finale Zamorskim na Brandon Stadium w Coventry pogrzebał swoją szansę na udział w ostatecznej bitwie. Czuł też olbrzymią zazdrość wobec Todda Wiltshire'a, który nie tylko wystąpił w finale IMŚ w Bradford, ale stanął w nim na najniższym stopniu podium. Rodak Adamsa triumfy święcił również na ligowym podwórku, gdyż Reading Racers z nim w składzie wygrali ligę. Rudziki natomiast uplasowały się na dopiero szóstym miejscu w stawce dziewięciu zespołów. Leigh nie zrealizował także swojego indywidualnego celu, jakim było osiągnięcie 8-punktowej średniej, ale i tak często był najlepszym punktującym Robins, w barwach których startował gościnnie Phil Crump jako zastępstwo za kontuzjowanego Briana Kargera. - Leigh radził sobie naprawdę dobrze i w większości przypadków pokonałby mnie na torze - mówi "Crumpie". - Ja byłem w stanie go objechać jedynie wychodząc perfekcyjnie spod taśmy i starając się utrzymać prowadzenie. On był na fali wznoszącej, a ja nie chciałem doznać jakiejś poważnej kontuzji, więc to również działało na moją niekorzyść. Zwyczajnie nie byłem już w stanie konkurować ani z Leigh, ani z całą tą plejadą młodych wilków.

Przy okazji sezonu 1990 nie mogło zabraknąć również zmagań o drużynowe mistrzostwo świata i reprezentacji Australii z Leigh Adamsem w składzie. W pierwszej fazie turnieju "Kangury" znalazły się w grupie "B", a jeździec rodem z Mildury najbardziej pamięta wyprawę do Gorzowa Wielkopolskiego, zakończoną kompletem punktów oraz miażdżącym triumfem podopiecznych Jamesa Eastera nad Węgrami, Finlandią oraz Polską. To jednak nie same zawody reprezentant Australii wspomina z łezką w oku. Chociaż kraj nad Wisłą przechodził przemiany ustrojowe, a mur berliński upadł, to od poprzedniej wizyty Leigh niewiele się tam zmieniło. - Nadal handlowaliśmy sprzętem i każdy chciał wykorzystać tę wyprawę najlepiej jak się dało - opowiada. - Jeśli miałeś przy sobie puszkę coca-coli, to miejscowe dzieciaki próbowały ci ją ukraść. Pamiętam, że "Boycey" zawsze był leniem, więc chłopakowi z trybun dał dwie puszki tego napoju w zamian za umycie motocykli.

Wizyta w Gorzowie Wielkopolskim to niejedyne wspomnienie Adamsa z 1990 roku związane z Polską. Ówczesny zawodnik Swindon Robins doskonale pamięta również Igrzyska Solidarności w Gdańsku, podczas których turniej żużlowy organizował sam Barry Briggs. - Przylecieliśmy do Warszawy, po czym czekaliśmy przez kilka godzin na prywatny samolot Lecha Wałęsy, który zabrał nas prosto do Gdańska - opowiada Leigh. - Kelly Moran wraz z resztą ekipy zalał się w trupa po zakupie wódki w sklepie bezcłowym. Pamiętam, że już w samolocie do Gdańska Mitch Shirra skręcał jointa, a Kelly dalej drinkował. Lecieliśmy na te zawody jak królowie, ale nikt z chłopaków się tym nie przejmował. Każdy po prostu upajał się chwilą.

"Kangurów" ostatecznie zabrakło w finale DMŚ 1990 w Pardubicach, ale ogólnie rzecz biorąc Leigh Adams mógł być zadowolony ze swojego drugiego sezonu w zawodowej karierze. Po powrocie do ojczyzny także nie narzekał na brak sukcesów, sięgając po raz trzeci zarówno po tytuł mistrza stanu Wiktoria, jak i czempiona Australii do lat dwudziestu jeden. W zmaganiach wyłaniających indywidualnego mistrza kraju, czyli tych najważniejszych, nie mógł jednak wystąpić ze względu na kontuzję nadgarstka, jakiej nabawił się w wyścigu dodatkowym po test-meczu w Mildurze, w którym reprezentacja Australii zmierzyła się ze Związkiem Radzieckim.

Stara miłość nie rdzewieje, a uczucie pomiędzy Leigh a Kylie na początku 1991 roku rozkwitło na nowo. Chłopakowi zależało na dziewczynie tak bardzo, że zapragnął zabrać ją ze sobą do Anglii nie na tydzień czy dwa, lecz na cały sezon. Sprawa nie była prosta, gdyż młoda kobieta świetnie radziła sobie w szkole, a przekonanie jej rodziców, żeby zgodzili się na przeprowadzkę na inny kontynent, graniczyło niemal z cudem. Żużlowiec nie zamierzał jednak się poddawać i postanowił walczyć o uczucie z co najmniej takim samym zaangażowaniem jak o punkty na torze. - Zapytałam go, czy jest pewien tego, co robi - opowiada Joan Adams. - Kylie wspaniale zdała egzaminy, miała dobre oceny na świadectwie, jej ojciec wiązał z nią duże nadzieje, a tu nagle nasz syn zamierzał wyskoczyć z taką propozycją. Kibicowałam mu, lecz jednocześnie nie chciałam, żeby zrujnował tej dziewczynie karierę zawodową.

Przed konfrontacją z surowym ojcem swojej miłości, Leigh postanowił porozmawiać z jej matką, z którą naprawdę dobrze się dogadywał. Nie miał reputacji hulaki, jaką cieszyło się wielu jego kumpli po fachu, dlatego udało mu się postawić na swoim. Gdy przybył na Wyspy, żeby znów startować w barwach Swindon Robins, zastał jednak mały bałagan, gdyż British League troszkę się rozrosła, a władze postanowiły wprowadzić w niej system spadków i awansów. Ponadto skład Rudzików dość poważnie się odmienił i był oparty w większości o młodych zawodników z Brianem Kargerem w roli kapitana.

W kampanii 1991 Adams miał startować nie tylko w lidze brytyjskiej. Podpisał również kontrakt z Motorem Lublin, ścigającym się wówczas w najwyższej klasie rozgrywkowej w Polsce, która przechodząc przemiany ustrojowe dopiero nieśmiało pukała do świata wielkiego speedwaya. Australijczyk swój przedostatni sezon w gronie juniorów zamierzał wykorzystać w stu procentach i powalczyć wreszcie o większy sukces klubowy oraz medal indywidualnych i drużynowych mistrzostw świata. Speedway jest jednak sportem pełnym niespodzianek, więc ciężko było przewidzieć, że spadek formy Briana Kargera przyczyni się do beznadziejnych rozgrywek w wykonaniu Rudzików, a majowe starcie z Marvynem Coxem podczas domowego meczu przeciwko Poole Pirates zakończy się dla Leigh Adamsa kontuzją barku, koszmarnym bólem i sezonem pełnym rozczarowań.

Koniec części piątej. Kolejna już w najbliższą niedzielę.

Bibliografia: Sunraysia Daily, Daily Echo, Swindon Advertiser, Leigh Adams i Brian Burford - Leigh Adams: The Book, Robert Borowy - Dekada radości i smutków.

Poprzednie części: Leigh Adams - niekoronowany król cz. I Leigh Adams - niekoronowany król cz. II Leigh Adams - niekoronowany król cz. III Leigh Adams - niekoronowany król cz. IV

Źródło artykułu: