Licencyjne mity byłej pani prezes
Zacznę od tego, że GKSŻ nie jest od tego, żeby polemizować z felietonistami, a do tego grona zalicza się od pewnego czasu była prezes rzeszowskiego klubu pani Marta Półtorak. Trudno jednak nie odnieść się do pewnych stwierdzeń, które mijają się z prawdą i wprowadzają kibiców sportu żużlowego w błąd.
Zacznijmy od tego, że w polskim żużlu przyznawaniem licencji i późniejszą kontrolą klubów zajmuje się Zespół ds. Licencji. Marta Półtorak bardzo często o tym zapomina lub po prostu nie chce tego pamiętać, bo regularnie mówi w tej kwestii o roli, jaką powinna spełniać GKSŻ. To pierwsze nadużycie.
Marta Półtorak w swoich felietonach wielokrotnie krytykowała fakt wprowadzenia licencji nadzorowanych. W tym miejscu warto zwrócić uwagę na jedną istotną kwestię. To narzędzie wprowadzał Zespół ds. Licencji po wcześniejszej aprobacie Zarządu Głównego Polskiego Związku Motorowego. A kto zasiadał w tym organie PZM jeszcze we wrześniu ubiegłego roku? Otóż właśnie była prezes rzeszowskiego klubu pani Marta Półtorak. Ten temat był bardzo długo analizowany przez Zespół do spraw licencji oraz Zarząd Główny PZM. Zatem osoba, która jest teraz głównym krytykiem działań władz polskiego żużla, sama najpierw miała procedury i instrumenty, akceptowała i miała na nie realny wpływ.
Co więcej, była pani prezes twierdzi, że nadajemy radom nadzorczym niespotykane wcześniej uprawnienia. To oczywista nieprawda, bo rzeczy, na które zwróciłem wcześniej uwagę wynikają wprost z kodeksu spółek handlowych. Rady nadzorcze mają wręcz obowiązek kontrolować działalność zarządów w swoich spółkach i podnosić alarm w obliczu trudnej sytuacji finansowej.
Marta Półtorak twierdzi, że pierwszym ogniwem powinny być w tym zakresie władze polskiego żużla, bo to one przyznawały licencje. Chciałbym tylko przypomnieć, że Stal Rzeszów w minionym sezonie nie startowała z licencją nadzorowaną czy warunkową i to właśnie rada nadzorcza, w której zasiadała pani Marta, jako pierwsza powinna była zwrócić uwagę na to, że coś dzieje się nie tak. Była pani prezes kolejny raz pomija niewygodne dla niej fakty. Tym razem zasłania się również tym, że rada nadzorcza miała ograniczone narzędzia, bo była zwoływana w czerwcu, a tematy na niej poruszane dotyczyły roku poprzedniego. To kompletnie bezsensowne tłumaczenie, bo nic nie stoi na przeszkodzie, żeby w takim gronie spotykać się nawet co miesiąc i rozmawiać o sprawach bieżących. Wystarczyło tylko chcieć i podjąć konkretne działania. Łatwiej jest jednak zrzucić winę na innych i opowiadać mity dotyczące licencji. Znacznie trudniej jest jednak działać i dyskutować w oparciu o fakty.
Zbigniew Fiałkowski
Przeczytaj poprzednie felietony w ramach cyklu "Z centrali" ->
Dorosle osoby a zachowuja sie jak przedszkolaki.