Autor książki "Pół wieku na czarno": Dochód dzielimy z Markiem na pół

Mateusz Kędzierski
Mateusz Kędzierski
Jak długo trwał proces tworzenia książki? Jak to wszystko wyglądało od kuchni?

- Pomysł zrodził się przed rokiem. Pracę nad książką rozpoczęliśmy w połowie kwietnia. Trwało to około dwóch miesięcy. Gdy rozpoczął się Drużynowy Puchar Świata to wtedy na jakiś czas sobie odpuściłem. Wszystko ze względu na sporą ilość imprez żużlowych. Marek miał głowę gdzieś indziej i ja też nie nalegałem. Poza tym wiedziałem, że zależy mu na tym, żeby ta książka wyszła w 2016 roku. Z uwagi na jego 50-lecie nie trzeba było się spieszyć. Z drugiej strony, niekiedy Marek nie był do końca przekonany co do publikacji książki. Na początku nie masz poczucia, że za jakiś czas książka ujrzy światło dzienne i wszyscy ją przeczytają. Im bliżej druku, tym człowiek bardziej się zastanawia co tam naopowiadał. Cieszę się, że Marek w trakcie pisania tej książki sam się nakręcał. On czuł, że coś warto dodać do danego rozdziału i czasami dzwonił do mnie i informował o tym. Często mnie pytał: - Jak tam żołnierzu, napisałeś już? Tak naprawdę książka powstała na telefon. Znamy się i mamy do siebie zaufanie, więc nie musieliśmy się spotykać. Marek na co dzień urzęduje w Jaskrowie pod Częstochową, a ja we Wrocławiu. Dzwoniłem i rozmawialiśmy godzinę, półtorej i tak w zasadzie powstawał rozdział. Później ja to wszystko spisywałem.

Czy miał pan momenty kryzysowe, gdy brakowało weny i były trudności z pisaniem?

- Podczas pisania byłem jeszcze szefem działu sportu w jednej z gazet. Tam praca jest od rana aż do uzyskania sukcesu, czyli często do późnej nocy. Dziennikarz żeby przeżyć musi się imać różnych rzeczy. Ja też nie lubię czegoś zostawiać w połowię, tylko muszę zrobić to od A do Z. Jak spisywałem jakiś rozdział, to siedziałem dwa dni - też od rana aż do uzyskania sukcesu. Nie miałem momentów kryzysowych. Marek naprawdę był przygotowany. Ustalaliśmy rozdziały i umawialiśmy się o czym będziemy rozmawiać danego dnia. Marek miał parę dni żeby ułożyć sobie wszystko w głowię. Dzięki temu mówił bardzo ciekawie. Czułem, że tworzymy coś fajnego i mieliśmy nadzieję, że to "chwyci".

A jak to jest ze spotkaniami, podczas których promujecie książkę? Wiem, że jedno odbyło się we Wrocławiu, a drugie w Warszawie tuż przed Grand Prix.

- Marek przed Grand Prix bardzo długo pozował do zdjęć. Niczym miś na Krupówkach. Pierwsze spotkanie Marek miał w dniu premiery w Częstochowie. Tam sprzedano wszystkie książki, które zostały przygotowane i padł wtedy rekord wydawnictwa. Marek miał już spotkania w Lesznie, Gorzowie, Zielonej Górze, Wrocławiu. Kolejne spotkania są w trakcie organizacji.

Jaki jest nakład?

- Premiera miała miejsce 13 kwietnia i nakład wyniósł 10 tys. egzemplarzy, a już dwa dni później wydawnictwo zdecydowało się na dodruk. To nie oznacza, że te 10 tys. książek od razu się sprzedało, natomiast rozeszło się po księgarniach. Chcę iść za ciosem. Już teraz jestem pytany o kolejne książki żużlowe. To nie jest hop siup, bo nie każdy jest Markiem Cieślakiem. Nie każdy tyle widział i tyle przeżył. Nie każdy ma też taki dar opowiadania anegdot i nie każdy jest tak szczery. Są też ludzie, którzy chcą poczekać do końca kariery.

Teraz ludzie zadają mnóstwo pytań. Jak się pan czuje "z tej drugiej strony"?

- Ja znam swoje miejsce w szeregu i to Marek jest gwiazdą. To on to wszystko przeżył. Na pewno rola dziennikarza jest niemała. Jak wspomniałem, rola jest taka, żeby nie spieprzyć tego potencjału. To jest tylko tyle i aż tyle. Czytanie pozytywnych recenzji jest bardzo miłe i budujące. Ludzie mówią mi, że to jest pierwsza taka książka o żużlu w takim stylu. Ja tak sobie wyobrażałem tę książkę.

Zdradzi pan szczegóły porozumienia z Markiem Cieślakiem jeśli chodzi o dochód ze sprzedaży? Umówiliście się na pół na pół?

- Myślę, że można zdradzić. Weszliśmy w spółkę pół na pół.

Czyli teraz czekamy na kolejną twoją książkę, której bohaterem będzie Sławomir Drabik. Będzie hit?

- Szczerze mówiąc, jeszcze ze Sławkiem o tym nie rozmawiałem, ale wiele lat temu myślałem o napisaniu książki właśnie z nim. Nie wiem jak z pamięcią Sławka, bo on robił różne rzeczy w życiu. Z racji jego kariery oraz syna Maksyma byłoby co opowiadać. Na pewno nie powstałoby to w trakcie sezonu, bo Sławek jest bardzo zaabsorbowany karierą syna. Być może w niedalekiej przyszłości coś zaczniemy działać w tym kierunku.

Rozmawiał Mateusz Kędzierski



KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×