Jasna deklaracja Grzegorza Zengoty. "Unia Leszno ma pierwszeństwo"

WP SportoweFakty / Bartosz Przybylak / Grzegorz Zengota
WP SportoweFakty / Bartosz Przybylak / Grzegorz Zengota

Grzegorz Zengota przyznaje, że jego obecny klub - Fogo Unia, ma pierwszeństwo przy negocjacjach w sprawie przyszłego sezonu. - Nie ukrywam, że dobrze czuję się w Lesznie i chciałbym tu zostać - mówi.

Leszczyńska drużyna nie zrealizowała przedsezonowego celu i nie awansowała do play-offów PGE Ekstraligi. Jednym z zawodników, do których nie można mieć większych pretensji jest jednak Grzegorz Zengota. Uzyskał on w meczach ligowych średnią biegopunktową 1,833, a skuteczniejsi byli od niego tylko Emil Sajfutdinow i Nicki Pedersen.

"Zengi" nie ukrywa, że czeka obecnie na sygnał ze strony leszczyńskiego klubu. - Chciałbym zostać w Lesznie, ale póki co żadne rozmowy nie są prowadzone. Uważam, że na torze wywiązałem się w tym roku ze swojej roli. Ruch jest teraz po stronie zarządu i czekam, co się wydarzy - zaznacza Zengota.

28-latek nie myśli na razie o ofertach z innych klubów. Te - z racji jego solidnej postawy na przestrzeni ostatnich sezonów - z pewnością się pojawią. - Unia ma pierwszeństwo i zobaczymy, co przyniosą najbliższe tygodnie. Wiadomo, że w tym roku okres transferowy jest stosunkowo krótki. Nie mogę więc czekać w nieskończoność. Nie ukrywam jednak tego, że czuję się dobrze w Lesznie. Nie będę robić żadnych nerwowych ruchów, ale byłoby fajnie, jakby coś w kierunku przyszłego sezonu zaczęło się już dziać - dodaje.

Zengota odniósł się przy tym do nieudanego dla Fogo Unii tegorocznego sezonu. Drużyna, która miała mistrzowskie aspiracje, uplasowała się ostatecznie na siódmym miejscu w tabeli. Jak przyznaje, złożyło się na to wiele czynników. - Myślę, że nikt takiego scenariusza dla nas nie zakładał. Nie jesteśmy jednak pierwszym i nie ostatnim zespołem, który po tak udanym sezonie rok później boryka się z problemami. Jest to na pewno trudne do zrozumienia. Sam dochodzę do wniosku, że złożyło się na to wiele czynników. Już zimą mieliśmy sytuację z Piotrkiem Pawlickim. Chłopak nie miał czystej głowy, by się przygotowywać do sezonu. Nie mnie oceniać, czyja to była wina, ale uważam, że było to niepotrzebne. Druga rzecz to nasz tor, na którym nie odjechaliśmy żadnego sparingu. Przystąpiliśmy do ligi po w zasadzie jednym treningu w Lesznie i tę inaugurację przegraliśmy. Te problemy zaczęły się nawarstwiać; drużyna straciła pewność siebie i pojawiła się presja. Zaczęliśmy patrzeć na terminarz, ile zostało nam meczów i gdzie możemy ewentualnie przegrać. Może nasza postawa była zbyt pasywna i zamiast atakować, myśleliśmy o tym, by nie doznać kolejnych wpadek - przyznaje "Zengi".

Gdyby tego było mało, leszczynian przez długą część rozgrywek nękały urazy. Drużyna jechała w komplecie dopiero w końcowej fazie rundy zasadniczej. - Do tych wszystkich zmartwień doszła kontuzja Emila Sajfutdinowa, który wrócił dopiero w połowie sezonu. Nikt nie mógł poza tym przypuszczać, że gorszy sezon niż poprzedni zanotuje Peter Kildemand. Na początku rozgrywek upadki wybiły go z rytmu i też potrzebował czasu, by się pozbierać. Wychodzę jednak z założenia, że nie ma sensu płakać nad rozlanym mlekiem. Sezon nam nie wyszedł, ale trzeba iść dalej. Trzeba wrócić po tym mocniejszym i "odkuć" w przyszłym roku - kwituje Zengota.

ZOBACZ WIDEO: Stal - Wybrzeże: upadek Sundstroema, wykluczenie Nichollsa (źródło TVP)

{"id":"","title":""}

Źródło artykułu: