Jacek Frątczak wskazuje kandydatów do stałych dzikich kart. Co z Hampelem?

Znamy już 11. stałych uczestników cyklu Grand Prix w sezonie 2017. Do obsadzenia wciąż pozostały cztery wolne miejsca. Jacek Frątczak w rozmowie z naszym portalem wskazuje swoich faworytów.

Radosław Gerlach
Radosław Gerlach
Jarosław Hampel i Patryk Dudek WP SportoweFakty / Bartosz Przybylak / Jarosław Hampel i Patryk Dudek

WP SportoweFakty: Lada dzień BSI przyzna cztery dzikie karty na cykl Grand Prix w sezonie 2017. Pewniakami wydają się być Matej Zagar i Nicki Pedersen. Jak Pan postrzega kwestię stałych "dzikusów" na przyszłoroczny cykl?

Jacek Frątczak (ekspert naszego portalu, były menedżer Falubazu Zielona Góra): To jest trudny temat. Mam wrażenie, że poziom w światowym żużlu bardzo się wyrównuje. W przyszłym roku będzie bardzo ciekawie. Nie chcę podawać nazwisk, ale w tym sezonie kilku zawodników traktowaliśmy w kategoriach outsiderów. Ciężko było brać ich pod uwagę w kontekście półfinałów, już nie wspominając o finałowych wyścigach. Za rok prawdopodobnie już tego nie będzie. Rywalizacja o dzikie karty zapowiada się pasjonująco. Do tej pory zazwyczaj zawodnicy z miejsc 9-10 otrzymywali stałą dziką kartę na następny sezon. Dlatego Matej Zagar zdecydowanie tak. Ale tuż za nim uplasował się Maciej Janowski. Ja mam tylko nadzieję, że przy doborze zawodników pod uwagę będzie brana dyspozycja sportowa, a nie parytet narodowy. Jeśli mają to być zawody rangi mistrzostw świata, to oczekujemy by były one jak najmocniej obsadzone. Zagar miał bardzo dobrą końcówkę sezonu, gdzie niemal w każdym turnieju zdobywał w okolicach 10 punktów. Poza tym, on przed rokiem otarł się o brązowy medal. Do tego dochodzi także turniej w Krsko. Natomiast Nicki Pedersen miał dość słaby sezon. Oczywiście przydarzyła się kontuzja. Ale uważam, że Duńczyk po prostu gra o tę dziką kartę. Pokazuje w mediach społecznościowych jak dużo trenuje, by wrócić do pełnej dyspozycji. Dzika karta to dla niego jedyny ratunek i to normalne że o nią zabiega. Trudno wyobrazić sobie cykl Grand Prix bez Nickiego Pedersena. Jego osobowość dodaje kolorytu całemu cyklowi. Ale z drugiej strony pojawia się szerokie grono innych, młodszych zawodników. To nie jest tak, że my jesteśmy cały czas skazani na te same nazwiska. Mam wątpliwości, czy tylko zasługi mają decydować o przyznawaniu stałych dzikich kart.

Gdyby od Pana zależało przyznanie czterech dzikich kart, to którzy zawodnicy zostaliby przez Pana desygnowani do udziału w przyszłorocznym cyklu Grand Prix? Zakładając, że cała czwórka przyjęłaby zaproszenia.

- W pierwszej kolejności byłby to Emil Sajfutdinow. To jest temat poza dyskusją i nie trzeba uzasadniać tej kandydatury. Druga dzika karta poszłaby dla Macieja Janowskiego. I nie mówię tego tylko dlatego, że to Polak. Uważam, że jeden słabszy sezon nie powinien decydować o tym, że takiemu młodemu chłopakowi odbiera się możliwości dalszego rozwoju. Poza tym, proszę zauważyć że w całym cyklu zdobył tyle samo punktów co chwalony przed chwilą Zagar. Oczywiście, wszyscy myśleli że w tym roku Maciek będzie osiągał lepsze rezultaty niż w sezonie 2015. I początkowo było jeszcze nieźle. Jako trzeciego mianowałbym Grigorija Łagutę. On przez lata spisuje się na wysokim i równym poziomie, a w Grand Prix jeszcze szansy nie dostał. Natomiast czwartego "dzikusa" wysłałbym Zagarowi. Ten kwartet chętnie widziałbym w przyszłorocznym cyklu.

ZOBACZ WIDEO Martin Vaculik: TOP-8 celem na Grand Prix

Ten wspomniany parytet zostałby wówczas mocno zachwiany, bo w cyklu zostałby już tylko jeden Duńczyk - Niels Kristian Iversen.

- Tak jak powiedziałem, jeśli miałby decydować czynnik sportowy to postawiłbym na Sajfutdinowa, Janowskiego, Łagutę i Zagara. No chyba, że Grigorij Łaguta nie jest zainteresowany, to wtedy następnym w kolejce jest Pedersen.

Łaguta jest zainteresowany. Dzika karta to dla niego jedyna możliwa przepustka do Grand Prix, bo w eliminacjach od lat startować nie chce. Oczekuje stałej dzikiej karty wyłącznie za sprawą dobrych występów w polskiej lidze.

- Uważam, że BSI powinno pochylić się nad tą kandydaturą. Duńczycy w ostatnim czasie naprawdę przeżywają jakieś wewnętrzne kłopoty i jest to bardzo widoczne. Brakuje następców Erika Gundersena czy Hansa Nielsena. Nawet Iversen wyraźnie stracił dawny wigor. To, że jeden Duńczyk zakończył tegoroczne zmagania w czołowej "10". Grand Prix świadczy o problemach tej nacji. Od pewnego czasu wśród Duńczyków nie ma jakości. Nie widzę potrzeby wpychania na siłę Duńczyków do stawki, jeśli mają oni stanowić tło dla konkurencji. Czas skończyć z przyznawaniem dzikich kart z uwagi na parytet. Mieliśmy przez lata Chrisa Harrisa i czas powiedzieć "do widzenia". Sport zawsze się obroni, jeśli tylko poziom będzie odpowiedni. Jeżeli ci zawodnicy, których wskazałem faktycznie otrzymają dzikie karty, to proszę mi wskazać wyraźnego faworyta przyszłorocznego cyklu.

Nie ma. Wiele wskazuje na to, że przyszłoroczne Grand Prix może być najlepiej obsadzoną edycją w historii.

- Zdecydowanie tak. I właśnie to chciałem podkreślić. Jest wielka szansa na to, że przyszły sezon będzie najmocniejszy w historii. Nie ma wyraźnego faworyta, ale co jeszcze ważniejsze - nie ma wyraźnych outsiderów. Każdy będzie mógł wygrać turniej. Jeżeli dzikie karty zostaną rozdane z głową, to będziemy mieli piekielnie interesujący cykl.

Ciąg dalszy na następnej stronie. Jacek Frątczak opowiada między innymi o szansach na dziką kartę Jarosława Hampela.

Któremu Polakowi przyznałbyś stałą dziką kartę?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×