Get Well Toruń rozpocznie niebawem trzeci sezon pod rządami Przemysława Termińskiego. To w tej chwili chyba najbardziej charyzmatyczny z właścicieli klubów ekstraligowych. Takich ludzi w środowisku żużlowym nie ma wielu. - Nie da się go porównać z nikim innym - mówi nam Jacek Gajewski. - Gdyby się jednak głębiej zastanowić, to w niektórych obszarach działania najbliżej mu do poprzedniego właściciela toruńskiego klubu Romana Karkosika - dodaje.
Gajewski Termińskiego przez te dwa lata mógł poznać z różnej strony i w różnych sytuacjach. Prowadzonej przez niego drużynie wiodło się różnie. Były wzloty, upadki, a w zeszłym roku poważny kryzys, którego apogeum nastąpiło w rundzie zasadniczej podczas spotkania w Gorzowie. Szef toruńskiego klubu nie patyczkował się wtedy z drużyną. Nie zostawił na niej suchej nitki. Wtedy było mnóstwo wątpliwości, czy dogadają się z Gajewskim, który ma zupełnie inne styl bycia.
- Od środka to wyglądało trochę inaczej - tłumaczy nam menedżer. - Temperament to nic złego. Właściciel jest bezpośredni, ale nigdy w żaden sposób nie ingerował w to, jak prowadzę drużynę. Miałem i mam ogromną swobodę. Nigdy nie próbował na mnie wymusić zmiany w ustawieniu par. Kiedy był rozgoryczony postawą Vaculika, to również niczego mi nie sugerował. Powiedział prosto z mostu, co myślał wtedy o Martinie i na tym się w zasadzie skończyło. Mogłem normalnie dalej pracować - wspomina Gajewski.
W toruńskim klubie mówią nam, że Termiński zawsze wali prostu z mostu. To nie oznacza jednak, że trudno się z nim współpracuje. - Nie można wyciągać wniosków tylko na podstawie medialnych wypowiedzi - przekonuje Gajewski. - Wszyscy pracownicy w klubie mają bardzo dużą swobodę. To nie jest szef, który we wszystko się wtrąca, próbuje sterować i na każdym kroku kontrolować. Jeśli ktoś rzetelnie pracuje, to po krótkim czasie dostaje już kredyt zaufania. Wiem, że w innych klubach jest z tym gorzej. Prezesi potrafią ingerować we wszystko - dodaje Gajewski.
W środowisku nie brakuje jednak opinii, że temperament Termińskiego bywa problemem. Niektórzy twierdzą, że właściciel Get Well przesadził, kiedy zrugał Vaculika i gdyby nie tamto wydarzenie, to Słowak nadal jeździłby w Toruniu. Gajewski, który bronił wtedy swojego zawodnika, dziś patrzy na to nieco inaczej. - Niektórzy zawodnicy mają chore mniemanie o sobie. Chcą być traktowani jak porcelana - tłumaczy. - Pewne rzeczy trzeba czasami powiedzieć wprost. Tak jest w każdej pracy. Niektóre tematy załatwia się wewnątrz, a o innych mówi się głośno. Szef nigdy się na żadnego zawodnika nie obraził. Zdarzają mu się też refleksje. Po czasie potrafi wyciągnąć rękę, przeprosić i przyznać, że przesadził lub że jego słowa mogły zostać źle zrozumiane - podsumowuje Gajewski.
ZOBACZ WIDEO Pojedziemy na biało-czerwono tylko w polskich rundach
Ale gosc taki jak p.Roman Karkosik to chyba juz sie temu sportowi nie trafi.
Karkosik jaki byl taki byl ale......pieniadze mial i na klub w Czytaj całość