Polski sędzia krytykuje przełożonych. "Rankingi mogą sobie wsadzić. Nie wiem, jak powstają oceny pracy arbitrów"

Mateusz Lampart
Mateusz Lampart
Czuł się pan źle traktowany?

- Tak. Jak pan dobrze prześledzi materiały, to zobaczy pan, że są sędziowie, którzy na siedemnaście kolejek gwizdali siedemnaście razy. Mają oni jednak ranking, z którym ja się nigdy nie zgadzałem i nigdy nie będę się zgadzał. Przez lata mojego sędziowania, jeżeli postępowałem zgodnie z sytuacją na torze i wykluczało się zawodnika z drużyny gospodarzy, to dostawałem ocenę trzy lub maksymalnie cztery. Ale już jeśli w podobnych okolicznościach został wykluczony gość, to dostawałem pięć. Dla mnie taki ranking to można sobie wsadzić. Sędzia ma być uczciwy w stosunku do samego siebie. Nie interesują mnie żadne rankingi. Została jednak przyjęta taka tradycja i tak to działa.

Wróćmy do meczu w Krośnie. Jest pan świadomy błędu. - Jestem świadomy, chociaż w uzasadnieniu, które złożyła Polonia Bydgoszcz, napisałem, że gdyby to nawet dotyczyło sytuacji gospodarzy, to postąpiłbym dokładnie w ten sam sposób. Pomijam fakt rozpoczęcia lub nie rozpoczęcia trzeciego okrążenia przez zawodników. W momencie podjęcia decyzji byłem pewien, że rozpoczęliśmy trzecie okrążenie. To był mój błąd. Zapytałem się chronometrażysty, które było okrążenie. Otrzymałem informację, że trzecie. Skoro tak twierdził, to wydawało się, że sprawa jest jasna. Okazało się, że do rozpoczęcia trzeciego okrążenia brakowało kilkunastu metrów.

Zasugerował się pan czyimś zdaniem.

- Nie doliczyłem się trzeciego okrążenia. To jest mój błąd i ja ponoszę za niego odpowiedzialność. Zakończyłem zawody i dopiero po jakimś czasie zorientowałem się, że zabrakło do trzeciego okrążenia. Gdyby Adamczak wywrócił się trochę później, nie byłoby żadnego problemu. W momencie podejmowania decyzji nie miałem żadnych skrupułów. Gdyby decyzja dotyczyła drugiej strony, werdykt byłby taki sam.

Po meczu był pan w ogniu krytyki. Jak wyglądały pierwsze dni po starciu w Krośnie?

- Nie czytałem niczego. Docierały do mnie różne pogłoski, ale sam niczego nie czytałem. Chciałem mieć spokój. Zdawałem sobie sprawę, że jeżeli dostałem powiadomienie, że Polonia będzie się odwoływała, to coś będzie się działo.

Pana zdaniem dwa lata zawieszenia to kara niewspółmierna do winy?

- Moim zdaniem tak. W piśmie odwoławczym napisałem, że w przypadku takiej kary nie będę miał nigdy możliwości rehabilitacji. Dla mnie dwa lata zawieszenia skutkowały tym, że zostałaby mi do sędziowania ewentualnie Ekstraliga w październiku 2018 roku. Sędziować jej jednak nie będę, ale z innych przyczyn.

Z jakich?

- Mam pisma, które napisałem bodajże w 2006 roku do Stowarzyszenia Sędziów Żużlowych. W nich wyraziłem swoją dezaprobatę. Według pana Ryszarda Kowalskiego, miarą uczciwości sędziego była wysokość płacy sędziego w pracy podstawowej. Twierdził, że jeśli ktoś więcej zarabia, to jest mniej podatny na przekupstwa. Napisałem wtedy do SSŻ, że jest dla mnie bardzo małym człowiekiem, jeśli on tak uważa. Uczciwość wynosi się z domu i jest się uczciwym bez względu na to, ile pieniędzy nosi się w portfelu. Od tej pory wiedziałem, że nie będę już prowadził meczów Ekstraligi. Ostatni raz sędziowałem ją w 2004 roku.

Kontrowersje w Krośnie dotyczyły też powtarzania biegów z powodu nierówno idącej taśmy.

- Każdy zna regulamin. Nikomu nie broniłem kwestionowania takich sytuacji. Był pan kiedyś w wieżyczce sędziego? Widzi pan, jak taśma chodzi? Nie ma pan prawa widzieć taśmy.

Jak było z taśmą w Krośnie?

- Bodajże po dwunastym wyścigu dostałem informację, że poszła nierówno. Obejrzałem wideo i powtórzyłem bieg. Po czternastym biegu znów dostałem wiadomość, że taśma poszła krzywo, znów obejrzałem powtórkę i uznałem, że taki ruch taśmy nie miał wpływu na zawodników. Nie powtórzyłem tego wyścigu. Pan Gollob napisał, że taśma cały czas szła nierówno, ale zarówno jeden, jak i drugi kierownik drużyny mógł mnie o tym poinformować. Nikt wcześniej nie reagował, więc ja byłem przekonany, że tematu nie było.

Na początku stycznia na Facebooku napisał pan: "otrzymałem życzenia świąteczne z automatu od osób, które wcześniej pozbawiły mnie pasji". Czy można ten wpis łączyć z pracą sędziego?

- Komentarz pozostawiam panu. Wiadomo, o co chodzi. Nie powiem, co dostałem i od kogo. Być może chodzi o żużel.

Co dalej w pana sprawie?

- We wtorek minęła mi kara. Teraz czekam, czy zostanę pozbawiony licencji, bo aktualnie nie mam podstaw by mówić, że jej nie dostanę. Zobaczymy, czy GKSŻ przyśle do mnie jakąś wiadomość, czy nie przyśle nic. Nie mam innego wyjścia, niż poczekać. Pogodziłem się z tym, że to może być mój koniec. Na pewno nie będę się już do nikogo odwoływał. Przykro mi, że zostałem tak potraktowany. Dwa lata temu tak samo zrobiono z Jasiem Banasiakiem, który nagle zniknął. Teraz jest podobnie z Maćkiem Spychałą. Kolegi Filipowicza to ja nie widziałem na żadnych zawodach, tak samo kolegi Czarneckiego. Chociaż jeżeli ktoś się orientuje, to Grzegorz Czarnecki to jest fachura nie z tej ziemi, mechanik od wyścigów motocyklowych i samochodowych. W tej dziedzinie ma wszystko w jednym palcu.

Na następnej stronie przeczytasz m.in. o poziomie sędziowania w Polsce, o tym którzy arbitrzy są lepsi - polscy czy zagraniczni oraz o tym czy Leszek Demski to dobry szef sędziów.

Czy Zdzisław Fyda powinien otrzymać tak długą karę?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×