Po meczu nie ukrywał radości z tego osiągnięcia. - Nieoddany ani jeden punkt, tylko same trójki, to jest fajne. Rzadko się to zdarza, a mi to w ogóle. Dobre wyniki okej, ale komplet rzadko, tak że cieszę się.
Zawodnik przyznał, że od jakiegoś czasu prześladował go pech. - Cały miesiąc miałem tyle rzeczy na głowie. Wszystko się psuło. Busy, sprzęt. Ale to było i tak najmniej ważne, bo musiałem walczyć z moimi małymi dziećmi. Ale już jest lepiej. Byliśmy na badaniach i pracujemy, żeby było wszystko dobrze. Z małą Matyldą tak samo. Pojechaliśmy do najlepszych lekarzy i czekamy, co będzie dalej, ale są pierwsze diagnozy, że jest okej. Myślę, że wszystko będzie w porządku - powiedział zawodnik.
Kontynuacją niefortunnych zdarzeń była przygoda z zaginionym kevlarem. - Poprzewracałem się ostatnio parę razy na meczach. Mój kevlar był taki skatowany, dziurawy, więc wysłałem go do firmy, która szyje mi stroje. Oni zdążyli wszystko zrobić, ale paczka gdzieś utkwiła i nie przyjechał kevlar na mecz. Musiałem pożyczyć od mojego kolegi, Koniecznego - wytłumaczył zawodnik.
Wszystkie niepomyślności nie stanęły na przeszkodzie, aby Artur Mroczka był niepokonany podczas niedzielnego spotkania. Tym samym pokazał, że jest gotowy na fazę play-off i dalsze starty z jaskółką na plastronie. Sam zawodnik przyznaje, że chciałby zostać na przyszłe sezony w Tarnowie.
- Marzy mi się przyszły sezon z Unią w Ekstralidze, a marzenia się spełniają. Zobaczymy. Ja się tu czuję, jak w domu. Pomagam chłopakom i też pracuję na wynik. Nie jestem zamknięty na współpracę. Atmosfera jest super. Myślę, że każda drużyna chciałaby mieć taką. Nikt tu w środku nie jest, to nie widzi. Wydaje mi się, że każdy chce nam ją popsuć i mówią różne rzeczy, ale my mamy super atmosferę - skwitował Mroczka.
ZOBACZ WIDEO Filmik promujący finał Lotos MPPK w Ostrowie Wlkp. (WIDEO)