Okres transferowy rozpoczyna się wprawdzie 1 listopada, ale już teraz można usłyszeć głosy, że jego największym przegranym będzie Grupa Azoty Unia Tarnów. - To zupełnie normalne. Co roku jest tak, że nie znamy jeszcze składów, motocykle nie zawarczały, a niektóre osoby już skazują kogoś na pożarcie, komu innemu zaś przydzielają już medale. Nie przejmujemy się tym i robimy swoje - mówi nam prezes Łukasz Sady.
Działacze beniaminka PGE Ekstraligi nie ukrywają, że po wywalczeniu awansu inaczej wyobrażali sobie przebieg okresu transferowego. Na tapecie były w końcu takie nazwiska jak Artiom Łaguta, Leon Madsen czy Niels Kristian Iversen. Teraz wiadomo, że żaden z nich do Tarnowa nie trafi.
- Przyznaję, że nasz pierwszy plan na budowę zespołu nie został zrealizowany. Tak naprawdę nic z niego z różnych powodów nie wyszło. To nie oznacza jednak, że nie byliśmy na taki scenariusz przygotowani. Plan B i C został przygotowany równie szybko. Wydaje mi się jednak, że tej trzeciej opcji nie będziemy musieli się chwytać. Raczej wypali drugi wariant i moim zdaniem wcale nie musi być gorzej w stosunku do tego, co planowaliśmy na samym początku - tłumaczy Sady.
W Tarnowie przekonują, że rozmowy z żużlowcami nabrały właśnie tempa. Jeśli nie wydarzy się nic nieoczekiwanego, to cały skład na sezon 2018 poznamy do końca tygodnia. Działacze twierdzą, że skompletują drużynę, która będzie mieć realną szansę minimum na utrzymanie się w elicie.
ZOBACZ WIDEO Tobiasz Musielak: Niewielu Polaków ma ten tytuł, co ja