W ubiegłym sezonie trzech żużlowców startowało na pozycjach juniorskich w bydgoskiej drużynie. Tomasz Orwat był kreowany na lidera tej formacji, ale po kontuzji odniesionej na początku sezonu było mu ciężko złapać odpowiedni rytm. Mateusz Jagła z kolei robił wszystko co w jego mocy, ale ma jeszcze zbyt małe doświadczenie, by regularnie punktować. Warto jednak zauważyć wolne, ale widoczne postępy w jego jeździe. Postawy Patryka Sitarka lepiej nie komentować. 20-latek oprócz braku umiejętności, okazuje też brak chęci do walki.
Dość krytycznie na temat postawy tych zawodników wypowiada się Ryszard Dołomisiewicz, były jeździec Polonii. Uważa on, że na pierwszy rzut oka widać, z czym najmłodsi w zespole mają problemy. - Jeśli w karierze młodego żużlowca przegapi się jakiś moment, to potem jest już za późno. Gdy 16-latek zaniedba kondycję, to w wieku 23 lat kończy karierę, bo po prostu dostaje zadyszki. W przypadku tej dyscypliny zwyczajnie ręce puchną na drugim czy trzecim okrążeniu. Często nie kończy się po prostu biegu. Bydgoscy juniorzy po dwóch okrążeniach zaczynają jechać coraz szerzej i wolniej. Widać, że nie mają siły - opisuje.
Nasz rozmówca wskazuje też inny czynnik, który negatywnie wpływa na początkujących żużlowców. - Są pozostawieni sami sobie. Od czasu Szymona Woźniaka tak naprawdę nikt punktujący się w Bydgoszczy nie pojawił. A swoją drogą ten chłopak to, co ma teraz zawdzięcza tylko sobie i najbliższym. Był traktowany tak, jakby miał jakiś dług wdzięczności wobec działaczy. Ktoś w dodatku zarzucał mu brak talentu i to dla mnie absurdalne. Curyło popadł z kolei w tarapaty wskutek źle dobranych ludzi wokół. Ale gdzie w tym momencie była jakaś opieka ze strony klubu? Nie było jej wcale - zakończył Dołomisiewicz.
ZOBACZ WIDEO Tomasz Gollob: Wszystko, co przeżyłem w sporcie, przy tym urazie jest małą rzeczą