Smutek i radość, piekło i niebo. 11 punktów, które podzieliło żużlową Polskę (tak mi minął rok)

Na pytanie, jaki według mnie był żużlowy rok 2017, odpowiem: bardzo ciężki. Do końca nie było pewne, czy bliska mi drużyna utrzyma się w krajowej elicie. Sezon ten zapamiętam jednak głównie z uwagi na dramat Tomasza Golloba.

Moje serce zabiło mocniej… w momencie, gdy pojawiły się pierwsze informacje o wypadku Tomasza Golloba. Wywodzę się z tego pokolenia, które pamięta pierwsze międzynarodowe sukcesy polskiego mistrza, na zawodniku którym uczyło się żużla i dobrze pamięta jego porywającą jazdę. Choć zdecydowanie bliżej mi do żużlowego Torunia, niż Bydgoszczy, nazwisko Gollob każdy kibic żużla, obojętnie skąd, powinien traktować szczególnie. Jego wkład w polski speedway jest nieoceniony. Kwietniowa wieść o tragicznym zdarzeniu w Chełmnie mocno mnie poruszyła i zasmuciła. Mistrz musi zmierzyć się z niewyobrażalnym bólem i życiowym piekłem. Znając jednak charakter i usposobienie Tomasza Golloba, wszyscy możemy być pewni, że nigdy się nie podda w walce o godne życie.

[b]

Mój bohater sezonu...[/b] Jarosław Hampel, czyli kolejna wielka postać polskiego żużla, której los swego czasu nie oszczędził. Powrót jednego z najbardziej utytułowanych polskich zawodników do bardzo dobrej formy to kolejny dowód na to, że w życiu sportowca nie ma rzeczy niemożliwych. Ba, za to, że Jarek w ogóle powrócił do żużla po tak ciężkim urazie, jest prawdziwie bohaterskim wyczynem i radością dla wszystkich kibiców "czarnego sportu". Niejednokrotnie cieszył mnie fakt, że ponownie go widzę w walce na torze i że przy jego nazwisku ponownie można zapisać dwucyfrowe zdobycze punktowe. Powrócić w takim stylu potrafią nieliczni i zarazem wybitni.

Akcja roku... finalny atak Bartosza Zmarzlika w finale Grand Prix Szwecji w Malilli. Nieczęsto zdarza się, by losy zwycięstw, tym bardziej w zawodach takiej rangi, rozstrzygały się na ostatnich metrach. Wielu pamięta genialny bieg Golloba z Wrocławia z 1999 roku, czy Hampela, też z Malilli, z 2011 roku. Zmarzlik dokonał rzeczy podobnej. Przez cztery kółka ścigał Antonio Lindbaecka, aż w końcu go dopadł i wpadł na kreskę jako triumfator, wygrywając swój pierwszy turniej GP poza Polską (zupełnie jak Gollob, który 20 lat wcześniej, również w Szwecji, wygrał w świetnym stylu w Linkoeping). To był żużlowy majstersztyk. Takie zwycięstwa smakują najlepiej, a i uszczęśliwiony kibic podskoczy wtedy z krzesełka i ryknie z radości.

Skandal roku... w tym miejscu można bez zastanowienia wpisać sprawę dopingową Grigorija Łaguty i zarazem do bólu przeciąganie z jego strony (i nie tylko z jego) działań, by móc wydać jakikolwiek werdykt. Byłoby to jednak pójściem na łatwiznę. Zdecydowałem się więc "wyróżnić" inny skandal. Mianowicie listopadowy konflikt pomiędzy Speedway Ekstraligą a zawodnikami przy okazji ogłoszenia nowego regulaminu. Przyznam, że nie rozumiem, jak tak zaciekle dbająca o wizerunek spółka mogła w tak prosty sposób wystawić się na szwank opinii publicznej. Czytając niektóre zapisy (tj. ewentualne kary finansowe), które mocno uderzały w zawodników i nawet ich działalności poza torem, można było się złapać za głowę. Cały konflikt był dość poważny i choć ostatecznie został w pewnym stopniu zażegnany, to jak głosi puenta znanego dowcipu: "niesmak pozostał". Fakt. Pozostał. I to duży.

ZOBACZ WIDEO Tomasz Gollob: Wszystko, co przeżyłem w sporcie, przy tym urazie jest małą rzeczą

Cytat roku... wybieram ten autorstwa Patryka Dudka, który zapytany o to, kogo szczerze podziwia, odpowiedział: "Patryka Dudka. Po tym wszystkim, co przeżył. Dziwię się, że dalej jeździ i ma się dobrze". Zawodnik z Zielonej Góry znany jest z ciekawych odpowiedzi na pytania dziennikarzy i ten wyjątkowo przypadł mi do gustu. Indywidualny wicemistrz świata doświadczył przecież w swoim życiu wielu trudnych chwil. Zakrzepica, krwiak na wątrobie, wpadka dopingowa. Droga do Grand Prix była bardzo długa, ale gdy już Dudek ją przemierzył, zrobił w cyklu furorę. Najcenniejsze jednak jest to, że 25-latek w ogóle może się ścigać i jeszcze przy tym, jak sam podkreśla, ma się dobrze. A patrząc na jego możliwości, może być jeszcze lepiej.

Liczba roku... 11. Jak bumerang wraca sprawa Łaguty. Rosjanin w czerwcowym meczu ROW - Włókniarz (49:41), po którym został przyłapany na stosowaniu niedozwolonego środka, zdobył 11 punktów. Tyle też więc zostało mu później zabranych i następnie odjętych od dorobku jego zespołu. W efekcie w górę tabeli przesunęły się GKM i Get Well. Anulowanie zdobyczy Rosjanina było oczywiste i rzecz jasna sprawiedliwe ze sportowego punktu widzenia, a że rykoszetem dostał ROW, który w efekcie stracił zwycięstwo i bonus, to pech tego klubu był podwójny. Rybnickie środowisko zostało uderzone obuchem i w pełni zrozumiałe jest jego rozgoryczenie. Jeden człowiek zniweczył wysiłek wielu.

Niezrozumiałe do końca było jednak kilka późniejszych działań niektórych osób i rozpoczęcie ukradkiem nagonki przede wszystkim na Bogu ducha winny klub z Torunia, który długo był ostatni w tabeli. Chęć znacznej części żużlowej Polski, by nie "karać" (teraz) rybniczan i jakimkolwiek sposobem zrzucić z ligi torunian, którzy nigdy nie zaznali goryczy spadku, była doprawdy groteskowa. Nikt z wyjątkiem Łaguty ROW-u nie ukarał. Jedno wyszło przez drugie. Anulowanie wyniku zawodnika zweryfikowało siłą rzeczy wynik drużyny. Równie dobrze te punkty mogły nie wpłynąć na rezultat meczu. Tutaj wpłynęły. Dlaczego jednak sprawy dwóch zawodników Falubazu sprzed lat nie ciągnęły się tygodniami i dlaczego nie było takiego nacisku na władnych, by dobrze się "zastanowili" nad weryfikacją tabeli? Ciekawe pytanie. Może dlatego, że w grę nie wchodził ligowy byt kilku klubów, a może przede wszystkim, że nie dotyczyło to akurat nielubianego z Torunia?

Z politowaniem patrzę na historie mówiące o tym, żeby nałożyć (a raczej przełożyć) "sankcje" na klub na kolejny sezon. No to jak w końcu? Podobno ROW-u miałoby się nie karać, a teraz nagle dać mu "po rękach" na starcie nowego sezonu? Gdzie tu logika? A co z tymi, którzy nikogo nie oszukali? Zawodnicy z Grudziądza i Torunia postępowali fair, więc dlaczego mieliby być na koniec poszkodowanymi? Oni w sportowej walce okazali się od ROW-u minimalnie lepsi. Gdzie tu więc ten przysłowiowy "zielony stolik", skoro wina była jasna już od 18 lipca (dzień wyniku próbki B) i jedyną słuszną rzeczą, którą należało zrobić, to doprowadzić do tego, by wynik sezonu był w pełni sportowy? I jeszcze jedna kwestia. O co przede wszystkim chodzi w sporcie? Sądzę, że o wzajemny szacunek i na koniec jak najbardziej sprawiedliwe rozstrzygnięcia.

Z tego tekstu byłem szczególnie dumny... Jestem dumny z każdego, który może zaskoczyć czytelnika i zostać odebranym przez niego pozytywnie. Przywołać mogę tutaj wszystkie te teksty, które zawierają w sobie zestawienia liczbowe i uwzględniają różne ciekawostki na temat danego klubu, zawodnika czy turnieju. Jednego konkretnego nie wybiorę, bo na przestrzeni mijającego roku było ich sporo. Mam nadzieję, że byli tacy, którzy zagłębili się w treści i wynieśli z niej coś dla siebie na przyszłość.

Źródło artykułu: