Brian Andersen: Żużel wciąż jest ważny w moim życiu (wywiad)

Newspix / Jarosław Pabijan / Brian Andersen
Newspix / Jarosław Pabijan / Brian Andersen

Brian Andersen to zawodnik, który w Polsce jest wspominany z dużym sentymentem. Sympatyczny Duńczyk w lidze polskiej pojawił się w 1991, ale najlepszy okres w jego seniorskiej karierze przypada na koniec lat 90. Dzisiaj wciąż jest blisko żużla.

W tym artykule dowiesz się o:

Michał Czajka, WP SportoweFakty: Czym się pan obecnie zajmuje? Nadal przygotowuje pan silniki zawodnikom?

Brian Andersen, były żużlowiec, w lidze polskiej reprezentant takich klubów jak m. in. Stal Rzeszów, Unia Leszno, uczestnik cyklu Grand Prix w latach 97-01: Można powiedzieć, że mam firmę, która jest podzielona na dwa obszary - żużel, a także produkcja części dla różnych firm. Przygotowujemy wiele różnych produktów dla żużla, a ja sam zajmuję się również tuningiem. Współpracuję z wieloma zawodnikami. Nie są to zawodnicy z cyklu Grand Prix, ale pracuję nad tym, by mieć żużlowca, któremu poświęcę 100% uwagi.

Jakie są pana najlepsze wspomnienia z żużlowej kariery?

Szczerze mówiąc, mam wiele wspomnień, bo moja kariera była dosyć długa. Jednak rzeczywiście kilka z nich wybija się ponad inne. Myślę tu przede wszystkim o złotym medalu indywidualnych mistrzostw świata juniorów, który zdobyłem w Coventry w 1991 roku. Drugie takie wydarzenie, które zapamiętałem szczególnie to wygrana w turnieju Grand Prix w Bradford w 1997 roku.

Wielu kibiców w Polsce kojarzy pana z bardzo dobrych występów w barwach Stali Rzeszów. Jakie są pańskie wspomnienia z występów w tym klubie?

Rzeczywiście spędziłem tam trzy bardzo udane lata. Jest to okres, który zawsze wspominam z wielką radością i sentymentem. Zawsze spotykałem się w Rzeszowie z bardzo miłym przyjęciem i przy okazji pozdrawiam wszystkich kibiców z tego miasta.

Ciągle śledzi pan dokładnie to, co dzieje się w świecie żużla?

Tak, żużel wciąż jest bardzo ważny w moim życiu. Poza tym, że zajmuję się tuningiem silników, to również pomagam mojemu synowi, który zaczyna swoją przygodę z żużlem. Ma dopiero 9 lat, ale widać, że ten sport mocno go kręci i czyni stałe postępy. Ma moje wsparcie w stu procentach.

W minionym sezonie najlepszy w cyklu Grand Prix okazał się Jason Doyle. Czy to było dla pana zaskoczenie?

Muszę przyznać, że w żadnym stopniu. Jason powinien zdobyć tytuł już rok wcześniej, ale kontuzja, którą odniósł pod koniec sezonu mu to uniemożliwiła.

W dzisiejszych czasach duński żużel przeżywa trochę gorszy okres. Jak pan sądzi - z czego to wynika?

Ciężko jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Wydaje mi się, że rywalizacja staje się coraz bardziej wyrównana i inne kraje wychowują coraz większą liczbę zawodników światowej klasy. W cyklu Grand Prix różnorodność krajów, które reprezentują żużlowcy jest większa niż kiedyś. Polska ma teraz wielu zawodników młodego pokolenia, którzy już są na bardzo wysokim poziomie, a inni mają z tym problem. Dania wzięła się mocno za wychowanie nowych talentów, ale na efekty trzeba chwilę poczekać - to nie stanie się od razu.

Nie tak dawno mówiło się, że silniki Marcela Gerharda mogą być rewolucją w żużlu. Czy jest to rzeczywiście możliwe?

Nie wydaje mi się. Moim zdaniem, nie zostało udowodnione, że są one trwalsze niż silniki GM-a. Co jednak na pewno możemy twierdzić to fakt, iż nie uzyska się z nich tyle mocy, ile z silników GM-a. Żaden z zawodników światowej czołówki nie wskoczył na silniki Gerharda i nie powiedział, że są one najlepsze na świecie. Powiedzmy sobie szczerze - spisują się dobrze tylko na śliskich torach.

A czy Jawa może wrócić do swoich lat świetności?

Nowy silnik Jawy jest dobry, ale to nie jest wystarczające. Potrzeba im jednego zawodnika z cyklu Grand Prix, który jeździłby na ich silniku i stale uzyskiwał dobre wyniki. Wtedy moglibyśmy mówić o przełomie.

ZOBACZ WIDEO Falubaz przespał okres transferowy. "Za późno się zorientowali, że trzeba działać"

Źródło artykułu: