- Artur Czaja widniał w naszych planach na kolejny sezon. Chcieliśmy go zatrzymać. Dyskutowaliśmy długo. Zarówno Artur jak i my jako klub byliśmy bardzo zadowoleni z dotychczasowej współpracy i osiąganych wyników. Czaja przekazał nam jednak, że jest jeszcze na tyle młody i ambitny iż potrzebuje regularnej jazdy. A tę łatwiej będzie mu uzyskać na torach pierwszoligowych - nie ukrywa prezes Jaskółek Łukasz Sady.
"Józek" przeniósł się stosunkowo niedaleko, bo do spadkowicza z PGE Ekstraligi - RKM-u ROW Rybnik. Cel przyświecający zespołowi ze śląska jest bliźniaczo podobny do tego jaki wychowanek Włókniarza Częstochowa napotkał ostatnio w Tarnowie. Błyskawiczny powrót ze swoim zespołem do najlepszej ligi świata.
W Rybniku powinien być pewny występu w każdym meczu. W Tarnowie, beniaminku PGEE mógłby być z tym przynajmniej na początku kłopot. Niewykluczone, że tutaj czekałaby go ciężka walka o skład. Choć trzeba przypomnieć, że u progu poprzednich rozgrywek Czai też przypisywano rolę rezerwowego, czekającego na potknięcie kolegi z zespołu. Tymczasem przez cały rok 2017 był pewnym punktem ekipy dowodzonej przez Pawła Barana.
- Zgadzam się, że rola zawodnika oczekującego nie jest wygodna dla samego zainteresowanego, ale już dla klubu to spory komfort. Odpukać, w razie kontuzji lub innych względów pojawia się alternatywa i jest szansa zastąpienia słabiej spisującego się ogniwa - tłumaczy Sady.
Czaja wyszedł z założenia, że po wielu latach nietrafionych wyborów nie może sobie pozwolić na ewentualny, kolejny stracony sezon, czy siedzenie w nieskończoność na ławce. Zdaje sobie zapewne sprawę, że jeśli chce coś jeszcze wycisnąć ze swojej kariery to musi coraz częściej minimalizować ryzyko i dogłębnie analizować swoje wybory.
ZOBACZ WIDEO Tomasz Gollob: Wszystko, co przeżyłem w sporcie, przy tym urazie jest małą rzeczą
Tarnów był bez szans na ten numer...