Dariusz Ostafiński, WP SportoweFakty: Po co pan został w ROW-ie Rybnik? Miał pan propozycje z PGE Ekstraligi.
Kacper Woryna, żużlowiec ROW-u Rybnik i reprezentacji Polski: Pierwszy powód jest taki, że dałem słowo, a ono jest dla mnie droższe od pieniędzy. Poza tym stawiam na rozwój, a żeby on był możliwy, to muszę się dobrze czuć. Mam świetną relację z prezesem ROW-u, Krzysztofem Mrozkiem. Zresztą, ja mieszkam w Rybniku, to też ma dla mnie znaczenie. Tak wyszło, że jestem jedynym zawodnikiem z ubiegłorocznego składu, mam na myśli seniorów, który został w klubie. Uważam jednak, że dobrze zrobiłem.
Nie wiem, czy dobrze. Miał pan wystrzałowy początek sezonu 2017, został pan odkryciem PGE Ekstraligi. To jednak dawało szansę na dalszą dobrą jazdę w elicie.
Teraz można gdybać. Wszedł jednak w PGE Ekstralidze zapis o ósmym zawodniku w meczowym składzie. Nie wiadomo, czy nie skończyłbym jako ten ósmy, czyli rezerwowy. W ROW-ie mam natomiast pewne miejsce w składzie. Jeśli do tego dodamy Anglię i Szwecję, to wychodzi na to, że mam zapewnione częste starty.
Rozumiem, że za nowym kontraktem z ROW-me poszła podwyżka?
Jaka podwyżka? W pierwszej lidze są limity finansowe. Stawki maksymalne są mniejsze niż w PGE Ekstralidze. Jeszcze mi obcięli.
Chyba pan żartuje?
Nie no, czekam na mercedesa, którego prezes miał mi kupić. Na razie jednak nic na placu pod domem nie stoi. A tak poważnie, to może jeszcze kiedyś ta podwyżka do mnie przyjdzie. Zasadniczo, tak jak powiedziałem wcześniej, nie zawsze kasa jest najważniejsza. Kluczowe są dobre relacje, a na prezesa Mrozka mogę liczyć w każdej chwili. Nawet o trzeciej rano mogę zadzwonić. Wiem, że nie śpi, bo to energetyczny wampir. Oczy ma zawsze otwarte.
Woryna dla ROW-u może się stać kiedyś takim zawodnikiem, jakim jest Zmarzlik dla Stali. Myślę, że prezes Mrozek, kusząc pana, miał to z tyłu głowy.
Wiadomo, że jestem miejscowy i to ma znaczenie. Kiedyś w każdym klubie było tak, że jeździli sami wychowankowie. Teraz są sami najemnicy, a wychowanków mało. Taka osoba to rzadkość, wartość dodana. Jak jest lokalny matador, to dobrze.
ZOBACZ WIDEO Wypadek Tomasza Golloba wstrząsnął Polską. "To najważniejszy wyścig w jego życiu"
Jak rozmawialiśmy na starcie sezonu 2017, to mówił pan, że siłę dają panu sałatki od mamy.
Dieta została zmodyfikowana. Teraz jest dużo koktajli. Mam nowego dietetyka, który nie uznaje suplementów diety, ani żadnych wspomagaczy. I dobrze, bo nie muszę się martwić, co biorę, a czego nie biorę. Nic nie biorę. Jem truskawki i maliny, a tam nic nie ma. Chyba że GMO.
Samą dietą formy się jednak nie przygotuje.
Wiadomo, że im bardziej dam sobie w kość przez zimę, tym lepiej. Jednak nie wolno przesadzać. Regeneracja też jest ważna. Treningi mam urozmaicone, więc na każdy chodzę z uśmiechem na ustach. Gimnastyka, joga, basen, siłownia z trenerem Mateuszem Musiolikiem i sala z Olkiem Pojdą. Teraz biegamy ubrani w kaski i kevlary.
A piłka nożna? Gra pan jeszcze w C-klasowym KS Szczerbice?
Grałem trzy mecze na koniec rundy jesiennej. Na pozycji napastnika, ale żadnego gola nie strzeliłem. Wygraliśmy jednak te spotkania i to się liczy. W każdym z meczów wchodziłem na około piętnaście minut.
W sezonie żużlowym pewnie nie będzie czasu na piłkę?
Pewnie, bo muszę skupić się na żużlu, co zresztą robię. Piłka, podobnie jak kosz czy rower, będzie teraz rekreacyjnie.
Ma pan już w warsztacie jakieś szybkie silniki od Finna Rune Jensena?
Silniki właśnie są w remoncie. Wszystko w rękach Finna. Czy wyjdą z tego rakiety? Zobaczymy, jak włożymy to wszystko do ramy i wyjedziemy na tor. Wtedy się okaże. Dodam, że mam też jeden silnik od Rysia Małeckiego i kolejny od Jana Anderssona. Mam trzy ligi, więc muszę mieć wybór. Jazdy będzie dosyć, o ile mnie wcześniej nie wyrzucą.
Za co?
Jak będę słabo jeździł, zrobią to. Mam oczywiście nadzieję, że tak nie będzie. Wolę jednak mówić inaczej, żeby potem pozytywnie się rozczarować.