Trudne początki Krzysztofa Buczkowskiego. Aż dziwne, że nie zniechęcił się do żużla

Zdjęcie okładkowe artykułu: WP SportoweFakty / Wojciech Tarchalski / Na zdjęciu: Krzysztof Buczkowski przed Maciejem Janowskim
WP SportoweFakty / Wojciech Tarchalski / Na zdjęciu: Krzysztof Buczkowski przed Maciejem Janowskim
zdjęcie autora artykułu

Patrząc na historię Krzysztofa Buczkowskiego śmiało można stwierdzić, że ścieżka jego kariery nie była usłana różami. Wychowanek GKM-u Grudziądz pokonał wiele przeciwności losu, stając się solidnym żużlowcem.

Na dobrą sprawę Krzysztof Buczkowski mógł zrazić się do speedwaya, zanim w ogóle wyjechał na tor. Gdyby nie wsparcie rodziny, talent grudziądzanin mógł po prostu przepaść. Z pierwszym treningiem wiąże się ciekawa historia.

- Do szkółki chodziłem miesiąc i byłem przygotowany na to, że na początku będę trzymał w ręku miotłę i łopatę i tak też właśnie było do pewnego momentu. Ten czas mi się trochę dłużył. Był taki dzień, kiedy miałem w końcu wsiąść na motor, ale jednak się nie udało. Miałem już wychodzić z parkingu, ale wtedy moja ciocia Mirka zawróciła mnie. Załatwiła mi strój, kask, buty, wujek znalazł mi motor i udało mi się pierwszy raz wyjechać na tor. Ta historia na pewno zostanie w mojej pamięci do końca życia, bo byłem już naprawdę zrezygnowany - wspomina Buczkowski w rozmowie ze speedwayekstraliga.pl.

Gdy wychowanek GKM-u Grudziądz poznawał tajniki żużlowego rzemiosła, nie mógł liczyć na jakiekolwiek wsparcie macierzystego klubu. Znów pomogła rodzina, a także ówczesny trener grudziądzkiego zespołu. - To był bardzo trudny okres i gdyby nie kilka osób na czele z moją rodziną, panem Janem Szydlikiem, który był ówczesnym trenerem GKM-u i panem Markiem Kończykowskim, to byłoby naprawdę trudno rozpocząć karierę. Miałem wtedy już swój prywatny sprzęt i na swoim sprzęcie podchodziłem do egzaminu na licencję. Mam nadzieję, że nikogo tutaj nie obrażę, ale realia były takie, że w klubie mało kogo interesowało, czy mam na czym jeździć, czy nie. Ta grupa osób, o której wspomniałem, poskładała mi te motocykle i to oni tak naprawdę przygotowywali mnie do tego egzaminu - tłumaczy.

W 2002 roku na torze w Pile Buczkowski w końcu zdał zdał egzamin licencyjny. Dla niego nie była to jednak pierwsza próba uzyskania żużlowego certyfikatu. - Pamiętam, że pierwsze podejście do licencji było w Lublinie. Pojechaliśmy tam bez treningu, a pieniądze na paliwo wyłożył trener. Niestety, przez dwa defekty nie udało się zdobyć licencji. Powtórka była w Pile i powiem szczerze, że było troszkę nerwowo, bo bałem się, że powtórzy się historia z Lublina. Na szczęście to podejście miało swój pozytywny koniec, bo część praktyczną i teoretyczną przeszedłem bez zarzutu - dodaje Buczkowski.

Obecnie 31-latek znów reprezentuje macierzysty GKM Grudziądz, do którego powrócił przed sezonem 2015. W międzyczasie startował w Polonii Bydgoszcz i Unii Tarnów.

W ubiegłorocznych rozgrywkach PGE Ekstraligi Buczkowski wykręcił średnią biegową na poziomie 1,929. Taki wynik sklasyfikował go na 20. pozycji w rankingu najskuteczniejszych żużlowców najwyższej klasy rozgrywkowej w Polsce.

ZOBACZ WIDEO Z 1:5 na 4:2. W finałowym biegu na Motoarenie działo się!

Źródło artykułu: