Mateusz Makuch: Nie byłem przygotowany na wygraną Woffindena. Tor nie dorównał organizacji (komentarz)

WP SportoweFakty / Jarosław Pabijan / Na zdjęciu: Tai Woffinden przed Maciejem Janowskim i Fredrikiem Lindgrenem
WP SportoweFakty / Jarosław Pabijan / Na zdjęciu: Tai Woffinden przed Maciejem Janowskim i Fredrikiem Lindgrenem

Przyznam się bez bicia - wygranej Taia Woffindena, przed i podczas oglądania Grand Prix Polski się nie spodziewałem. Sądziłem, że jeśli nie zwycięży Polak, to zrobi to Fredrik Lindgren. Tymczasem z Brytyjczyka wyszła klasa mistrza.

W tym artykule dowiesz się o:

W swojej opinii nie jestem osamotniony, bo niedługo po zakończeniu zawodów Daria Kabała-Malarz w studio na antenie Canal Plus stwierdziła, że zwycięstwo Taia Woffindena było "cichutkie". Nie ja jeden uważam zatem, że Brytyjczyk, choć przecież przed zawodami był typowany na jednego z faworytów, wygrywając jednak trochę zaskoczył.

My, Polacy, w głównej mierze koncentrowaliśmy się na rodakach i tu też na chwilę stop. Największe fajerwerki dawali nam Bartosz Zmarzlik, Patryk Dudek i przez pierwsze dwie serie również Krzysztof Kasprzak. Tymczasem Maciej Janowski nie notował większych wpadek, raz dał sobie wydrzeć zwycięstwo na ostatnim łuku Lindgrenowi, ale jednak regularnie punktował. I to on wjechał do finału, gdzie ostatecznie zajął drugie miejsce. Po zawodach sam zwrócił uwagę na to, że mało kto w niego wierzył, a to on do końca jako jedyny z Biało-Czerwonych liczył się w walce o zwycięstwo.

Z zawodników zagranicznych najbardziej wyróżniali się Fredrik Lindgren i Artiom Łaguta. Dlatego przed startem finału byłem pewien, że jeśli Rosjanin nie wymyśli czegoś nadzwyczajnego zaraz po zwolnieniu taśmy przez arbitra, to Lindgren usadowiony na korzystnym pierwszym polu wygra w cuglach. Tymczasem obaj przegrali z Taiem Woffindenem, który ruszał ze słabego pola numer 3. To on najbardziej wytrzymał ciśnienie. W ślad za nim pomknął startujący spod bandy Janowski, zaś Lindgren z Łagutą mogli jedynie rozstrzygnąć między sobą, który z nich stanie na najniższym stopniu podium. Bo tego dnia tor na PGE Narodowym nie wybaczał błędów.

Trochę bez echa przeszła wypowiedź Patryka Dudka, który już w piątek po treningu zwracał uwagę, że tor zmienił się in minus od tego zeszłorocznego, kiedy to byliśmy świadkami przednich zawodów. Nasz wicemistrz miał nadzieję, że organizatorzy szybko się uporają z problemami. Niestety, na początku turnieju najpierw walki było jak na lekarstwo, później na chwilę trochę się to zmieniło, a następnie zawodnicy musieli uważać na tworzące się koleiny. Ucierpiał na tym Nicki Pedersen. Duńczykowi wyrwało maszynę w jego czwartym starcie, nie zdołał jej opanować i gruchnął na ziemię, po czym wycofał się z zawodów. Inna sprawa, że Pedersen cały czas zmaga się z urazem dłoni i to na pewno nie ułatwiło mu wyjścia bez szwanku z tej sytuacji.

Organizatorzy zadbali o całą otoczkę, zaś kibice o atmosferę. Znakomicie, że upamiętniono Ivana Maugera, że przypomniano najwspanialsze wyczyny Tomasza Golloba, który przecież przecierał szlaki Polakom w Grand Prix. To wszystko było wspaniałe, a zapewne niejedna osoba się wzruszyła. Czuję jednak niedosyt, bo ostrzyłem sobie zęby na bardziej widowiskowe ściganie, na większe emocje. No i znów zabrakło kropki nad "i", czyli wygranej reprezentanta Polski.

ZOBACZ WIDEO Motocykl żużlowy podczas meczu

Źródło artykułu: