Kolejna porażka MRGARDEN GKM-u Grudziądz nie wchodziła w grę. Cel na mecz z Grupa Azoty Unią Tarnów był jasny - wygrana za trzy punkty. W innym wypadku żółto-niebiescy mogliby już tylko pomarzyć o utrzymaniu w PGE Ekstralidze. Ostatecznie GKM pokonał tarnowskie Jaskółki 52:38 i odetchnął z ulgą. Choć działaczy, trenerów i kibiców zmartwiła na pewno trochę wygrana Falubazu Zielona Góra z Betard Spartą Wrocław.
- Cieszę się z naszego zwycięstwa i jednocześnie martwię triumfem Falubazu. Nie ma jednak co narzekać, tylko patrzeć na siebie i robić swoje. Tym bardziej, że mecz z Zieloną Górą mamy jeszcze na własnym torze i możemy go wygrać. Jesteśmy cały czas w grze. W obecnej sytuacji przydałyby się nam też jakieś punkty bonusowe. Będziemy do tego dążyć - powiedział po spotkaniu w rozmowie z naszym portalem, Robert Kempiński.
Mobilizacja w grudziądzkim obozie była ogromna. Po ostatniej porażce ze Spartą zawodnicy GKM-u wykonali sporo pracy w materii sprzętowej. Szczególnie Antonio Lindbaeck, który zawodził na całej linii i Krzysztof Buczkowski. - Przygotowaliśmy się do tego meczu najlepiej, jak mogliśmy. Tak jest zresztą zawsze, ale wszyscy zdawaliśmy sobie sprawę z wagi tego spotkania. Mocno popracowaliśmy nad sprzętem. Zawodnicy oddali swoje silniki na serwis do mechaników, niektórzy mieli zupełnie nowy sprzęt. Nie wygląda to jeszcze w stu procentach tak, jak powinno, ale jest lepiej. Mamy jeszcze rezerwy - twierdzi trener MRGARDEN GKM-u.
- Było widać, że coś drgnęło. Krzysztof Buczkowski zdobył jedenaście punktów, ale w kilku biegach musiał się mocno napocić. Dlatego mówię, że jest jeszcze sporo do poprawienia. Z drugiej strony każdy chciałby się tak męczyć, jak Krzysztof i zdobywać tyle punktów - kontynuuje Kempiński.
GKM zachował szansę na utrzymanie, ale w dalszym ciągu czeka ich ciężki bój o Ekstraligę. Najbliższy mecz to wyjazd do Gorzowa i raczej nikt się nie spodziewa, że grudziądzanie wywiozą stamtąd jakiekolwiek punkty. - Zdajemy sobie sprawę z siły gorzowskiej drużyny, ale zawsze jedziemy po jak najlepszy wynik. Gdybyśmy kolejny mecz mieli u siebie, na pewno Pieszczek pojechałby od początku. Mamy jednak jeszcze sporo czasu do meczu w Gorzowie i podejmiemy najlepszą decyzję dla drużyny - kończy szkoleniowiec żółto-niebieskich.
ZOBACZ WIDEO #SmakŻużla po wrocławsku