Na pełnym gazie to cykl felietonów Jana Krzystyniaka, byłego żużlowca i szkoleniowca, a obecnie cenionego żużlowego eksperta.
***
Przy okazji finału Indywidualnych Mistrzostw Polski w Lesznie naszła mnie refleksja dotycząca czasów poszczególnych biegów. Uśmiechałem się pod nosem, gdy zawodnicy pokonywali cztery okrążenia w 62,5 sekundy. Przecież identyczne czasy były trzydzieści lat temu, gdy w Lesznie królował Roman Jankowski. Jak to jest jednak możliwe, skoro dzisiejsi żużlowcy wydają fortunę na sprzęt, a w wywiadach opowiadają, że jadą na kosmicznych silnikach. Czasem, gdy tego słucham, dochodzę do wniosku, że zaraz polecą na motocyklach na księżyc.
Postęp sprzętowy, jaki w przeciągu paru dekad nastąpił, nie przekłada się jak widzimy przesadnie na osiągane prędkości. Nie ma też lepszego niż przed laty widowiska. A może wręcz przeciwnie - jest coraz nudniej. Do myślenia dało mi spotkanie z jednym z kibiców, który zaczepił mnie przy centrum handlowym.
Wyjaśnił mi, że w przeszłości był zapalonym bywalcem stadionu, ale obecnie już na niego nie chodzi. Posmutniałem, bo myślałem, że chodzi o finanse lub zdrowie tego człowieka. Wyjaśnił mi jednak, że zrezygnował z żużla, bo sport ten zaczął go nudzić. - Kiedyś, panie Janku, była to zupełnie inna dyscyplina. Nieraz z kolegami wspominamy, że oglądając żużel w latach 80., włosy dosłownie stawały nam dęba. Tyle było emocji i pikanterii na torze. Zawodnicy walczyli ze swoim sprzętem, rywalami, a także torem - mówił mi. A teraz? Stwierdził, że głównie liczy się start, a potem, przez cztery okrążenia, na ogół nic się nie dzieje.
Często zastanawiam się nad tymi słowami. Są one smutne, ale czy nie ma w nich choć odrobiny prawdy? Nadal uważam, że żużel to piękna i emocjonująca dyscyplina, ale ktoś ją najwyraźniej zabija. Czy decydenci to zauważą dopiero wtedy, gdy stadiony zupełnie opustoszeją?
Frekwencja na meczach ligowych jeszcze się broni, ale zobaczmy, co się dzieje z turniejami indywidualnymi. Gdyby nie rodziny i znajomi młodzieżowców, to w piątek w Częstochowie na turnieju mistrzowskim byłoby 500 osób. Frekwencja na finale IMP w Lesznie także nie powalała na kolana. Jeśli chodzi o wspomnianą ligę, to ratuje je fakt, że kibice przychodzą oglądać zwycięstwa swoich zespołów. Jednak poza wygranym nic od zawodników więcej nie dostają.
Jan Krzystyniak
ZOBACZ WIDEO #EkspertPGEE zawodników Betard Sparty Wrocław
W Toruniu mamy większość biegów gęsiego. Kiedyś było więcej mijanek. Nowe tłumiki? Mniej przyczepne tory? Więcej troski o bezpie Czytaj całość
Dzisiejszy żużel w porównaniu do tego z lat 80-90 jes Czytaj całość