Tai Woffinden w dotychczasowych rundach Grand Prix w sezonie 2018 dojeżdżał do finału. Był regularny jak szwajcarski zegarek. Nawet, jak nie wygrywał, to zdobywał sporo punktów i powiększał przewagę nad rywalami. Nikt mu w tym nie musiał pomagać. Jeździł wybitnie. Brylował na wszystkich torach, bez względu czy nawierzchnia była czasowa czy stała. Po pięciu turniejach Brytyjczyk miał 20 punktów przewagi nad wiceliderem, Fredrikiem Lindgrenem. Niby nie do stracenia, a jednak wszystko mogłoby się jeszcze zdarzyć, co pokazał turniej w Malilli.
Woffinden przed Grand Prix na G&B Arenie miał aż 26 punktów przewagi na Bartoszem Zmarzlikiem. Gdyby nie kontrowersyjne decyzje brytyjskiego arbitra ta różnica mogła zmaleć do 12. Polak zamiast 14 punktów odrobił tylko 4. Niestety, maczał w tym mocno palce sędzia. Ackroyd wciągnął za uszy do półfinału swojego rodaka, Woffindena. Nikt nie odbiera klasy dwukrotnemu już mistrzowi świata, który pewnie zmierza po trzeci w karierze tytuł. Taki żużlowiec jak Woffinden nie potrzebuje wspomagania z wieżyczki. A już bynajmniej nie od swojego rodaka, bo to po prostu wygląda niesmacznie.
Z drugiej strony Ackroyd może w sobotę miał faktycznie problemy ze wzrokiem, bo w drugim półfinale nie dostrzegł, że Patryk Dudek zrobił to samo, co kilkanaście wyścigów wcześniej Brytyjczyk.
Lidera klasyfikacji Grand Prix nie powinno być w półfinale w Malilli. Woffinden Skandynawskie SGP zakończył z dorobkiem dziesięciu punktów, ale mógł sześciu. Stałoby się tak, gdyby jego rodak nie przymknął oka na błąd Woffindena w drugiej serii. I teraz dodajmy bardzo dyskusyjne wykluczenie Bartosza Zmarzlika, który w telewizyjnym wywiadzie przyznał, że sam się nie przewraca. Arbiter znów nie wytrzymał presji. Salomonowym rozwiązaniem była powtórka wyścigu w pełnej obsadzie. Zmarzlik zdobył 14 punktów, a w formie, jaką prezentował w Malilli mógł przywieźć do mety o 6 więcej.
ZOBACZ WIDEO: Do czego służy zawodnikom lewa i prawa noga?
Nie ma co jednak gdybać. Podziwiam Bartosza Zmarzlika za opanowanie, jakie prezentuje po ostatnich kontrowersyjnych wykluczeniach w wywiadach. Nie bluzga na sędziów, nie narzeka na zły los. Po prostu robi swoje i myśli już o kolejnych zawodach. Przed tygodniem w finale IMP był spokojny i wyważony, choć decyzja sędziego być może zabrała mu brakujący tytuł krajowego czempiona.
W Malilii również arbiter zadecydował nie po myśli Polaka. Szkoda, bo Zmarzlik w ostatnich tygodniach jest w wybitniej formie, kto wie, czy nie życiowej. Nie potrafi jednak tego przełożyć na konkretny sukces. Swoją drogą, wszystkiego nie można zwalać tylko na sędziego i nieprzychylne decyzje. Gdyby Zmarzlik w finale IMP nie startował na dwa razy i gdyby w półfinale nie zawalił wyjścia spod taśmy, pewnie nie doszłoby do kontrowersji, bo Polak w cuglach by zwyciężył. Może potrzeba trochę chłodnej głowy na decydujące wyścigi? Bartek, przemyśl to i wyciągnij wnioski. Inaczej będzie trudno o upragnione złota zarówno w kraju jak i na arenie międzynarodowej.
Grand Prix w Malilli mogło być przełomowe w kontekście klasyfikacji końcowej IMŚ. Niestety, Polacy nie wykorzystali genialnego początku zawodów i nie poszli za ciosem, odpadając w półfinałach. Woffinden nadal bezpiecznie okupuje fotel lidera, a Lindgren utrzymał drugie miejsce. Dwóch Polaków jest wciąż w walce o medale. Pytanie, czy jeszcze o złoty?