Z drugiej strony ekranu to cykl felietonów Gabriela Waliszki, dziennikarza nSport+.
***
Zacznijmy od Jancarza. Pierwszy finał Gorzowa z Lesznem przypominał przeciąganie liny. Nikt nie miał na tyle sił i środków żeby przechylić szalę na swoją korzyść. Starty, zwarcia, remisy. Nawet brak starego dobrego Janusza Kołodzieja nie zaszkodził Fogo Unii w pokazaniu byczej postawy. To się nazywa zespół. Puzzle Piotra Barona zostały tak poukładane przez tęgie leszczyńskie głowy, że w przypadku kryzysu ważnego ogniwa, inni łatają dziurę w godny podziwu sposób. Duży wyczyn. A co będzie dalej?
Wcale nie musi być na Smoczyku do jednej bramki. To, że faceci ze Stali nie zbudowali wielkiej zaliczki przed rewanżem nie znaczy, że są skazani na porażkę w finałowym dwumeczu. Zmarzlik swoje pojedzie, Vaculik i Kasprzak są gotowi na wszystko, a pozostali dwaj gorzowscy wojownicy też potrafią walczyć w ważnych monetach sezonowych zmagań. Juniorzy? Hmmm, tu będzie dla Stali najtrudniej, acz jak pokazał drugi bieg na Jancarzu, wcale nie beznadziejnie. Stawiam na ostateczny werdykt w 15. wyścigu.
Na zapleczu najlepszej ligi też niby dużo się wyjaśniło, choć też bym tu uważał na przedwczesne sądy. Bo fakt, Rekiny zapędziły Kozły do narożnika, jednak na własnym torze z wypoczętym Oskarem juniorem Motor będzie nadzwyczaj rozpędzony. A jak jeszcze lubelscy żużlowcy zerkną w kierunku wypchanych trybun, to będzie ich ten doping pewnie nieść dość wysoko. No i ta szansa, która może się szybko nie powtórzyć winna ekipę Dariusza Śledzia podkręcić do ambitnej walki. Dużo tych argumentów dla lublinian, a po stronie rybniczan jeszcze ich więcej. Rekiny mają uzasadnione apetyty, licząc i wierząc, że oni do najszybszej ligi są w stanie szybko dojechać.
W najgorszej sytuacji z tych wszystkich klas jest sympatyczny Ostrów. Bo porażka na własnych śmieciach boli najbardziej, choć szukając optymizmu też wszystkiego jeszcze nie przekreśla. Stal musi w rewanżu wykazać faktyczną chęć na awans, bo złośliwi ludzie wciąż nie dają spokoju drużynie z Rzeszowa. Tu akurat sytuacja przegranego nie jest wcale taka tragiczna, bo baraż to wcale nie jest sprawa nie do wygrania. Przegrany w finale zespół II ligi nie jest pozbawiony szans na awans, co daje dodatkowy smak najbliższej rywalizacji. Żużel już rozmaite cuda przecież widział. I to nie tylko te pod osławioną Jasną Górą.
Gabriel Waliszko
ZOBACZ WIDEO Marcin Majewski, nSport+: Jamróg największą niespodzianką sezonu. Powinien zostać w PGE Ekstralidze