Działacz ROW-u w rozmowie z telewizją PZM.tv został zapytany, czy na początku jego działalności w klubie z szaf wypadały trupy. - Nie, bo nie było ani jednej. Poprzednicy bardzo dokładnie wysprzątali biura. Udało im się nawet wyrwać panele podłogowe. Zaczynałem kompletnie od zera. Taki był zresztą warunek w moich rozmowach z prezydentem Fudalim. Niczego nie przejmowałem ani niczego od nikogo nie chciałem -wyjaśnił Krzysztof Mrozek.
Dziś ROW Mrozka to klub stabilny finansowo. Kiedy drużyna startowała w PGE Ekstralidze, mogła pochwalić się budżetem na poziomie 7,5 miliona złotych. Teraz, w Nice 1.LŻ, będzie on niższy, ale z całą pewnością wystarczający do tego, by powalczyć o awans.
Mrozek nie zgadza się jednak z opinią, że jego prezesura w Rybniku to droga usłana różami ze względu na wysokie wsparcie ze strony miasta. Przypomnijmy, że ROW od lat może liczyć na pokaźne dotacje. W sezonie 2019 będą to dwa miliony złotych. - Niektórzy mieli chyba bardzo duże problemy z matematyką - stwierdził prezes ROW-u, a później podał liczby, które mają świadczyć o tym, że prowadzony przez niego klub wcale nie żyje tylko z miejskiej kasy.
- Powtarzałem to milion razy, ale nie ma problemu, żebym zrobił to jeszcze raz. Budżet jest tak zbudowany, że miejska dotacja jest na poziomie 38 proc. Całą resztę trzeba ogarnąć z biletów i od sponsorów. O tym już się niestety nie mówi - wyliczył Mrozek.
Za najtrudniejsze momenty w swojej przygodzie z ROW-em Mrozek uznał dwa wydarzenia. W pierwszej kolejności wskazał na tragiczny wypadek Krystiana Rempały. Poza tym przyznał, że sporo nerwów kosztowała go wpadka dopingowa Grigorija Łaguty. - Kiedyś mówiłem, że w żużlu już wszystko przeżyłem i nic mnie nie zaskoczy. Krótko po tych słowach na wierzch wyszedł temat "Griszy". Już nigdy nie powtórzę takiego zdania - podkreślił.
Fakty są jednak takie, że ROW jako klub z wpadki Łaguty wyszedł obronną ręką. Kibice nie odwrócili się od zespołu. Frekwencja na stadionie jest w dalszym ciągu imponująca. - Gdy broniłem "Griszy", zostałem nazwany adwokatem diabła. Do dziś mam teczkę z takim podpisem i jest ona bardzo gruba. Na całą sprawę patrzę jednak inaczej. Zawodników traktuję jak swoje dzieci. Tak było w tym przypadku i nasi kibice właśnie w ten sposób podeszli do tematu - podsumował szef ROW-u.
ZOBACZ WIDEO Burza po słowach Witkowskiego. Zmarzlik pyta, a Janowski zaprasza prezesa do parku maszyn