Wydawało się, że po zdobyciu srebrnego medalu w 2016 roku Get Well Toruń na dłużej zagości na podium PGE Ekstraligi, lub przynajmniej regularnie będzie gościć w najlepszej czwórce. Rzeczywistość okazała się zgoła inna. Najpierw dramatyczna batalia o utrzymanie, a przed rokiem prawdziwy rollercoaster. Cały sezon w dolnej części tabeli, zryw w końcówce i zaledwie... centymetry od awansu do play-off. Niedosyt, bo mocno przebudowany zespół liczył na więcej.
Teraz jest podobnie, choć znacząco nie przemeblowano składu, skupiając się na ruchach na dwóch pozycjach. Wypełnienie luki na pozycji młodzieżowca było koniecznością. Nową twarzą został Maksymilian Bogdanowicz. Zważywszy na to, że zadebiutuje na najwyższym ligowym poziomie i szerszej publiczności pokazał się dopiero niedawno, w pełni zastąpienie Daniela Kaczmarka będzie trudnym zadaniem. Niewątpliwie jednak były jeździec klubów z Ostrowa i Gniezna dysponuje sporym i chyba wciąż nie do końca uwolnionym potencjałem.
Z Get Well pożegnał się Paweł Przedpełski, który obrał kurs na Częstochowę. Nie najlepsza współpraca z menadżerem Jackiem Frątczakiem, brak satysfakcjonujących wyników i widmo będącego w pogotowiu na pozycji numer osiem Jacka Holdera, sprawiły, że wychowanek zmienił otoczenie. Jego zastępcą został Norbert Kościuch - pierwszoligowy matador, od 2006 roku niewidziany w Ekstralidze. 34-latek wie, że czeka go sporo pracy, aby zaakcentować swoją pozycję w zespole. Nie ma jednak nic do stracenia, a całkiem sporo do zyskania.
ZOBACZ WIDEO Burza po słowach Witkowskiego. Zmarzlik pyta, a Janowski zaprasza prezesa do parku maszyn
ZOBACZ TAKŻE. Janiszewski: Żużel latem? Dla kibiców? A komu to potrzebne?
Największe znaki zapytania (co zrozumiałe) tyczą się właśnie Bogdanowicza i Kościucha, ale nie mniejsze obawy należy mieć także o inny duet, znacznie bardziej wyposażony w ekstraligowy bagaż doświadczeń. Bez poprawy wyników Rune Holty i Chrisa Holdera bardzo trudno będzie toruńskiemu zespołowi skutecznie zawalczyć o awans do strefy medalowej.
Pierwszy z nich miniony sezon kończył przedwcześnie z uwagi na ciężki uraz, ma już swoje lata i choć menadżer przekonuje, że jego podopieczny będzie w pełni formy, kibiców na razie takie stanowisko raczej nie do końca uspokaja. Tym bardziej, że Holta zanotował w poprzedniej kampanii znaczny regres wyników w porównaniu do tych z Włókniarza z 2017 roku. Drugi znów zaciągnął spory kredyt zaufania, bo ostatnio nawet już na Motoarenie jego wyniki bywały rozczarowujące. Przed Holderem, który nie będzie mieć tym razem na głowie obowiązków z jazdy w cyklu Grand Prix, niezwykle ważny sezon i być może naprawdę ostatnia szansa, jaką otrzyma w Toruniu. Zarówno od szefów, jak i fanów.
Siłą Aniołów muszą być armaty w postaci Jasona Doyle'a i Nielsa Kristiana Iversena, chcących poprawić swoje rezultaty i ustabilizować dyspozycję. Obaj miniony rok mieli zwariowany, będąc niemal cały czas na emocjonalnej karuzeli, głównie przez kwestie zdrowotne. Umiejętnie należy też wykorzystywać "jokera", czyli młodszego z braci Holderów, tak by nie powodować niesnasek wewnątrz parku maszyn, co już niekiedy miało miejsce.
ZOBACZ TAKŻE. Żużlowa mapa Polski: Get Well Toruń. Jedyny taki klub w kraju
Get Well musi przede wszystkim poprawić skuteczność w meczach wyjazdowych, bo nawet niezła jazda na własnym terenie nie zagwarantuje ścigania o medale we wrześniu. Do tego jednak potrzeba z pewnością trzech silnych punktów i nieustannie uzupełniającej się drugiej linii ze skutecznym juniorem. Z uwagi na wiele wspomnianych personalnych zagadek, wzmocnienia większości rywali i w efekcie siłę, jaką będą oni dysponowali, awans do play-offów ponownie może okazać się dla torunian ponad siły.
MÓJ TYP - 6. miejsce.