Mateusz Cierniak: Tylko kataklizm i kosmiczne problemy finansowe zmusiłyby mnie do odejścia z Tarnowa (wywiad)

WP SportoweFakty / Grzegorz Jarosz / Na zdjęciu: Mateusz Cierniak
WP SportoweFakty / Grzegorz Jarosz / Na zdjęciu: Mateusz Cierniak

Jeden z najzdolniejszych młodzieżowców w naszym kraju - Mateusz Cierniak został po spadku z PGE Ekstraligi w rodzinnym Tarnowie. - Do odejścia zmusiłyby mnie tylko kosmiczne problemy klubu. Nice 1 LŻ. to w tym momencie najlepsza opcja - zaznacza

[b][tag=71535]

Kamil Hynek[/tag], WP SportoweFakty: Dla pana to pierwsze zgrupowanie reprezentacji, a z tego co mówią pozostali debiutanci ich włosy po chrzcie nie ocalały?[/b]

Mateusz Cierniak, Grupa Azoty Unia Tarnów: Ze mną jest podobnie (pokazuje ściągając czapkę). Póki co muszę się przyzwyczaić do łysej głowy.

Jak odnalazł się pan na obozie, bo nie wszystkich znał pan wcześniej?

Rzeczywiście, ale nie okazało się to wielki problemem. Z dnia na dzień poznawaliśmy się coraz lepiej i ten kontakt był coraz lepszy. Starsi zawodnicy starali się, abyśmy pod razu czuli się pełnoprawnymi członkami reprezentacji i nie tworzyli żadnych barier. Same pozytywy.

Zajęcia w terenie przypadły panu do gustu, coś zaskoczyło, czy na wszystko był pan przygotowany?

Zarówno narty jak i snowboard nie są mi obce. W tym roku położyłem nacisk na "deskę". Z tym, że tutaj raczej unikaliśmy podobnych harców, aby ograniczyć ryzyko kontuzji. Niektóre elementy ćwiczeń powtarzały się, ale parę rzeczy było nowych. Generalnie jednak "biegówki", albo jazda na łyżwach, bo na taflę również się wybraliśmy, są formami treningu, z którymi miałem już do czynienia.

ZOBACZ WIDEO Majewski: Zawodnicy nie mogą się chować po meczu

Zobacz także: Miasto znów zadrwiło z żużlowców. Śmiesznie niska dotacja dla Grupy Azoty Unii Tarnów 

Rozmawiałem z kilkoma zawodnikami i wszyscy podkreślali, że przez ostatni rok wyraźnie zmieniła się pana postura. Smukła sylwetka i wyraźniejsza muskulatura, to wynik różnorodnych treningów jakie pan stosuje?

Nie lubię stać w miejscu, chcę próbować nowych rzeczy. Wielotorowość w przygotowaniach i utrzymaniu formy jest czymś, co mi odpowiada. Wspominaliśmy narty, łyżwy, snowboard. Oprócz tego dużo biegam, jeżdżę na rowerze, regularnie uczęszczam na basen. Większą wagę przywiązuję do treningów wytrzymałościowych i kondycyjnych niż siłowych. Z drugiej strony wydaje mi się, że nic nadzwyczajnego nie robię. Ciało raczej zawsze miałem dobrze rozwinięte. "Osiemnastka" na karku, może przez to bardziej zmężniałem (śmiech).

Jest też coraz popularniejsze "morsowanie". Często widzimy pana na zdjęciach z Kubą Jamrogiem i Patrykiem Rolnickim. Chłopaki z Tarnowa wciągnęli pana we wchodzenie do lodowatej wody?

Za tym, że zainteresowałem się "morsowaniem" stoi przede wszystkim Kuba. Strasznie mi się to spodobało. Potem namówiłem Patryka i teraz tworzymy tercet. Kto wie, może niedługo nasza grupa się powiększy.

Kuba i Patryk korzystają z usług trenera personalnego. Z resztą taki rodzaj przygotowań do sezonu jest wśród żużlowców z każdym rokiem bardziej pożądany. Jak to wygląda u pana?

Szlifuję formę sam. Opieram się na doświadczeniach taty Mirosława. Dużo mi w tej materii podpowiada, zwraca uwagę, co jemu pomagało, a czego raczej unikać. Na razie nie widzę potrzeby zatrudniania, lub inwestowania w osobę z zewnątrz.

Zobacz także: Jarosław Hampel: Nigdy nie złamałem danego słowa. Działacze potwierdzą

Przed panem pierwszy pełny sezon w rozgrywkach ligowych. W związku z tym przygotowania różnią się jakoś w porównaniu do poprzednich. "Dołożył" pan do pieca, są mocniejsze?

Nie odbiegają od tego jak wyglądały przed sezonem 2018. Jedyne co zmieniłem, więcej korzystam z domowego roweru stacjonarnego. Rytm jest sprawdzony, mówiliśmy o nim wcześniej. Nie ingerujemy w coś, co zdawało do tej pory egzamin.

A jeśli chodzi o sprzęt, skompletowany, czy jeszcze czeka pan na jakieś części?

Za chwilę wszystko będzie na tip top. Jesteśmy na etapie dokręcania ostatnich śrubek i za niedługo planujemy wyjazd na tor.

Opierał się pan do tej pory na silnikach Jacka Rempały. Dalej będzie pan korzystał tylko z jego jednostek, czy woli pan posiadać w zanadrzu jeszcze sprzęt od innych tunerów?

W ogóle o tym nie myśleliśmy. Silniki od pana Jacka świetnie pasowały i na tym poprzestaniemy. Nie zamierzamy mącić sobie w głowie i nawiązywać współpracy z kolejnymi mechanikami.

Przyszły sezon spędzi pan w Nice 1 LŻ. i Grupie Azoty Unii Tarnów. Ile daje pan sobie czasu na przejście do PGE Ekstraligi?

Trudno powiedzieć i prognozować. Nie chcę nawet rzucać przybliżonymi datami. Przecież nie wiadomo jak potoczy się najbliższy sezon. Tamten rok uznaje za bardzo dobry, zanotowałem kilka niezłych występów. Nie życzę sobie czarnego scenariusza, ale przecież następny wcale nie musi być podobny i może pójść w kompletnie drugą stronę.

Podkreśla pan na każdym kroku, że wielki wpływ na rozkwit pana talentu miał duet: trener Paweł Baran i tata Mirosław Cierniak. Co zaczerpnął pan od jednego, a co od drugiego?

Z tatą przebywam na co dzień. Kształtował mnie od małego i uczył speedwaya od podstaw. W skrócie, sprawuje nade mną ogólną pieczę. Od trenera Barana, na bieżąco otrzymuję wskazówki, które także okazują się niezwykle pomocne. Obaj pracują razem, świetnie się uzupełniają i to jest w tym najlepsze. Cieszę się, że są przy mnie. Przy okazji dziękuje głównemu partnerowi Grupie Azoty jak również moim indywidualnym sponsorom za stwarzanie warunków do jak najlepszego rozwoju.

Nie czarujmy się, w okresie transferowym otrzymał pan mnóstwo telefonów z PGE Ekstraligi, a mimo to został pan w Tarnowie. Od razu stawiał pan sprawę jasno, deklarował, że nigdzie się stąd nie rusza i dalsze odbieranie połączeń nie ma sensu, ponieważ zdanie nie podlega zmianie?

Prawda jest taka, że musiałby się wydarzyć totalny kataklizm, abym opuścił Jaskółcze Gniazdo. Skłoniłyby mnie do takiego kroku pewnie wyłącznie jakieś kosmiczne problemy finansowe klubu. Nie widzieliśmy powodu odejścia zwłaszcza, że przede mną dopiero pierwszy poważny rok w dorosłym żużlu. Nice 1 LŻ. jest idealnym rozwiązaniem. Inną ważną okolicznością jest to, że uczęszczam na miejscu do szkoły. Wieczne rozjazdy w tak młodym wieku są trochę uciążliwe i potrafią negatywnie oddziaływać na jeszcze młody organizm.

Źródło artykułu: