15 lat temu mył motocykle Rafała Szombierskiego. Teraz jest prawą ręką Antonio Lindbaecka
Antonio Lindbaeck w zeszłym roku jeździł w kratkę. Słabo zaczął rozgrywki PGE Ekstraligi, ale dobrze je zakończył. Po sezonie narzekał na swojego poprzedniego menedżera, a chwalił tego obecnego. - Udało mi się do niego dotrzeć - mówi Marcin Momot.
To właśnie tam uczył się fachu. Najpierw pomagał swoim rówieśnikom w przygotowaniu motocykli. Współpracował z Wojciechem Druchniakiem czy Michałem Mitko. Czerpał z doświadczenia takich mechaników, jak Ryszard Małecki czy Henryk Romański. Za młodych lat zaliczył także wakacyjny epizod w Szwecji.
- Później przyszedł czas na większe nazwiska. Pracowałem dla Rafała Szombierskiego i Romana Povazhnego. Temu pierwszemu myłem motocykle jakieś 15 lat temu. Zacząłem się także uczyć języka i w końcu byłem gotowy, żeby spróbować swoich sił dla jednego z żużlowców zagranicznych. Tym pierwszym był Emil Lindqvist - wyjaśnia Momot.
ZOBACZ WIDEO Kołodziej i Dudek mówią o gigantycznych kosztach zawodnikówZobacz także: Kenneth Bjerre słaby w walce na łokcie
Obecnie jest menedżerem Antonio Lindbaecka. Ich drogi po raz pierwszy skrzyżowały się w 2008 roku. - W Szwecji byłem wtedy już kojarzony dzięki pomocy Zdzisława Kolsuta z Olles Speedway. Antonio podpisał kontrakt z Vargarną Norrkoeping. Skontaktował się ze mną menedżer tego klubu, który znał mnie z przygody z Emilem. Spytał, czy chciałbym pracować dla Szweda. Przyjechałem na okres próbny i zostałem na prawie sześć lat - wyjaśnia.
Później drogi Momota i Lindbaecka się rozeszły. Ten pierwszy podjął pracę u Petera Kildemanda. Po trzech latach panowie rozstali się za porozumieniem stron. Duńczyk szukał czegoś innego, nowego bodźca a Momot chciał być bliżej domu.
Wtedy dość niespodziewanie znowu zeszły się jego drogi z Antonio Lindbaeckiem. - Spotkaliśmy się dwa lata temu przy kawie podczas Grand Prix Czech. Z czasem wrzuciłem na Instragrama posta z informacją, że szukam pracy. Nie musiałem długo czekać. Odezwał się do mnie menedżer Antonio i zaproponował pracę. Dołączyłem do niego przed DPŚ w 2017 roku - wspomina Momot.
Zobacz także: Żużlowe szaleństwo w Lublinie. Motor przebił Stal
W teamie Lindbaecka najpierw pełnił funkcję mechanika. Menedżerem został nieco później. Dzięki namowie swojego kolegi z teamu zaproponował Antonio swoją kandydaturę, którą ten przyjął. Jak się okazało, był to strzał w dziesiątkę. Szwed podkreślał, że jego zdecydowanie lepsza forma w drugiej części ubiegłego sezonu to w dużej mierze zasługa Momota.
- W naszych szeregach zapanował większy spokój. Nie wykonywaliśmy już tylu nerwowych ruchów. Pomogła przede wszystkim nasza długa znajomość, która trwa od jego młodych lat. Antonio jest specyficzny, czasami wybuchowy i nie każdy potrafi do niego dotrzeć. Mnie się to udaje - podkreśla Momot, który w teamie ma teraz sporo obowiązków.
- Zajmuję się kontaktem ze sponsorami, logistyką i zaopatrzeniem teamu w sprzęt oraz jego działalnością gospodarczą w Polsce. Prowadzę także rozmowy z klubami. Antonio ma tylko się przygotować pod względem fizycznym i jechać. Jaki będzie dla niego ten nowy sezon? Tego nie wiem, ale jedno mogę obiecać. Nie będzie mógł narzekać na kiepskie zaplecze sprzętowe. Wszystko będzie na najwyższym poziomie - podsumowuje Momot.
Follow @J_Galewski
KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>