W koszu nie wylądują, ale za wcześnie na weryfikację GTR-ów. Do grona testujących ma dołączyć Greg Hancock

WP SportoweFakty / Arkadiusz Siwek / Na zdjęciu: Greg Hancock.
WP SportoweFakty / Arkadiusz Siwek / Na zdjęciu: Greg Hancock.

Kilku zawodników jest po pierwszych testach nowych, ulepszonych silników Marcela Gerharda. Sprawdziany wypadały różnie, ale żaden z nich nie odrzucił definitywnie GTR-ów na półkę. Woffinden i Kołodziej ligę rozpoczną jednak na GM-ach.

Zarówno Brytyjczyk jak i Polak potraktowali na razie nowy produkt Marcela Gerharda dość luźno i z pewną dozą dystansu. Włożyli go do ramy na pierwsze treningi w celu rozjeżdżenia, rozprostowania kości i złapania rytmu po zimie. Ewentualnie użyli ich przy okazji pierwszych treningów punktowanych, zaraz po połowie marca. Na tym koniec.

Testy wychodziły różnie i tak naprawdę trudno o obiektywną ocenę. Kołodziej kiepsko wypadł podczas sparingu przeciwko Stelmet Falubazowi Zielona Góra, ale Woffinden błysnął z Ostrowem we Wrocławiu. Klasę drużyn ciężko jednak nawet porównywać. Poza tym Anglikowi towarzyszył w boksie sam Gerhard. Kiedy majstra już nie było przy boku mistrza świata, na tym samym silniku, w Częstochowie objeżdżali go praktycznie wszyscy. Kołodziej dostał zapewnienie od mechanika, że gdy zajdzie taka potrzeba może stawić się i u niego. Dowiezie większą ilość sprzętu, naniesie poprawki. W grę wchodzi również wypróbowanie innych silników wychodzących spod jego ręki.

Czytaj także: Ostafiński: Tak się bawi Unia Tarnów

Widać, że Gerhardowi zależy na przekonaniu do siebie jak największej liczby uznanej klasy zawodników. Zdaje sobie sprawę, że ponowne wbicie się w mocno ograniczony rynek tunerski nie będzie łatwą sztuką, dlatego olewanie i obchodzenie się ze swoimi klientami po macoszemu nie wyjdzie mu na dobre

ZOBACZ WIDEO #SmakŻużla Bus Krzysztofa Buczkowskiego

Oprócz chwalonej przez żużlowców dłuższej żywotności jednostek, co powoduje minimalizację kosztów, ponieważ nie trzeba ich tak często serwisować, każdy silnik ponoć ma odmienną charakterystykę i różnie się zachowuje. Silniki nie są takie same i jeśli jeden nie przypasuje, to drugi może okazać się złotym strzałem.

Topowi zawodnicy wychodzą z założenia, że obok "szaf" Gerharda nie należy przechodzić obojętnie chociażby przez wzgląd na to, do jakich sukcesów doprowadził w pewnym momencie Fredrika Lindgrena. Wyniki szły w świat a renoma Szwajcara rosła. Zauważono, że potencjał GTR-ów jest ogromny.

- Nie było go kilka lat, ale żużlowcy z uwagą obserwują postępy Marcela. Trochę nawet patrzą mu na ręce. Nie chcą nic przegapić żeby nie zostać przypadkiem w tyle. Liczy się każdy niuans. Różnice w czołówce są zbyt niewielkie. A ten Lindgren chodzi im po głowie - słyszymy od jednego z mechaników. - Zwróćmy uwagę na to, że Gerhard nie przyjął pod swoje skrzydła byle kogo. Zgrupował doskonałych techników, potrafiących świetnie operować gazem - wskazuje z kolei Marian Maślanka.

Na tę chwilę żaden z żużlowców i tak nie postawi w lidze na Gerharda. Taki ruch jest obarczony zbyt wielkim ryzykiem. Nie jest to równoznaczne z całkowitym rzuceniem GTR-ów w kąt, lub nawet na szrot. Na pierwszy ogień pójdą GM-y od sprawdzonych tunerów. Do tematu zawodnicy wrócą, gdy będą już rytmie meczowym i ich wiedza na temat własnej formy będzie szersza. Sami też pamiętają "Gerhardy" świetnie pracujące w początkowej fazie sezonu, gdy temperatury nie są zbyt wysokie. Im bliżej było lata tym konstrukcja Szwajcara mocniej się "gotowała" i traciła na swoich zaletach i przede wszystkim szybkości.

Czytaj także: Holta potrzebuje jeszcze trochę czasu. Jest szansa, że pojedzie w 3. kolejce

Swój akces do zbadania GTR-ów zgłosił także ponoć Greg Hancock. Amerykanin to dobry znajomy Gerharda. Panowie współpracowali ze sobą przy pierwszej ekspansji Marcela na rynek europejski. Wciąż darzą się wielką sympatią, a że Amerykanin nie startuje na razie w lidze polskiej, dysponuje sporą ilością wolnego czasu. Bez pośpiechu i spinania może pozwolić sobie na testowanie przeróżnych nowinek.

Komentarze (0)