Woffinden i jego rakiety. Nawet Pedersen wyszedł z założenia, że nie ma sensu go blokować (bohater kolejki)

WP SportoweFakty / Katarzyna Łapczyńska / Na zdjęciu: Tai Woffinden
WP SportoweFakty / Katarzyna Łapczyńska / Na zdjęciu: Tai Woffinden

Tai Woffinden wykręcił komplet punktów dla Betard Sparty w meczu na szczycie drugiej kolejki PGE Ekstraligi przeciwko Stelmet Falubazowi Zielona Góra (49:41). Brytyjczyk został bohaterem gospodarzy i całej serii spotkań.

Brytyjczyk wszedł w rozgrywki w stylu godnym dzierżonego tytułu mistrza świata. Na jedenaście wyścigów przegrał tylko jeden. Ten inauguracyjny w Lesznie. W niedzielnej potyczce na Stadionie Olimpijskim przedłużył więc serię do dziesięciu z rzędu, gdy nie pozostawiał rywalom złudzeń.

Nie będzie wielkim przekłamaniem jeśli napiszemy, że Tai Woffinden jest aktualnie najszybszym zawodnikiem świata. Silniki - rakiety od Ryszarda Kowalskiego spisują się absolutnie fenomenalnie. Legendarny komentator telewizji polskiej Włodzimierz Szaranowicz krzyknął kiedyś z podziwem po kolejnym dalekim skoku Adama Małysza: nie ma mocnych na Polaka. W tym momencie nie ma mocnych na Woffindena.

Czytaj także: Siedmiu wspaniały. Woffinden jak rakieta

Dariusz Śledź doskonale wiedział, że w biegach z udziałem Taia żadna krzywda jego zespołowi nie ma prawa się stać. Woffinden jest prawdziwym motorem napędowym działań Betard Sparty Wrocław. Dla dobra widowiska powinniśmy życzyć sobie, aby reprezentant Wielkiej Brytanii (tak jak kilka razy przytrafiło mu się w niedzielę) częściej przysypiał na starcie. Wtedy możemy oglądać go w pełnej krasie, przedzierającego się na trasie.

ZOBACZ WIDEO Jakub Jamróg: Zdawałem sobie sprawę, że czeka mnie ciężki sezon we Wrocławiu

Menedżer gości Adam Skórnicki tylko załamywał ręce obserwując wyczyny lidera Betard Sparty. Już po pierwszym starcie Taia zdał sobie raczej sprawę, że zatrzymanie go będzie misją graniczącą z cudem. Niewykluczone nawet, że już wtedy wypełnił sobie program na zapas, wpisując mu trójki do końca zawodów, zakładając w pięciu gonitwach z jego udziałem remisy 3-3.

Ale jeśli już sam Nicki Pedersen dochodzi do wniosku, że prowadzenie nierównej walki z Woffindenem jest pozbawione większego sensu, wiedz, że coś się dzieje. Przecież normalny Nicki, okrzykniętym niegdyś dzikiem, w trzynastym biegu nie zostawia takiej autostrady przy bandzie szarżującemu przeciwnikowi. Nie odpuściłby tak łatwo, wystawiłby koło i za wszelka cenę próbowałby zblokować akcję. Na szczęście rozsądnie wyszedł z założenia, że taki proceder nie przejdzie, bo Tai i tak prędzej czy później znajdzie dziurę by się wcisnąć.

Czytaj także: Plusy i minusy weekendu. Za chwilę Get Well będzie kandydatem do spadku

Wcześniej w tym samym wyścigu z podziwem obserwowaliśmy kunszt i maestrię w prowadzeniu i opanowaniu motocykla przez 28-latka ze Scunthorpe. W chwili pogoni za Duńczykiem, na wyjściu z pierwszego łuku Woffindenowi podniosło przednie koło. Niejeden żużlowiec na jego miejscu zacząłby od razu rozmyślać jak wylądować na bandzie i nic sobie nie zrobić. Tai nie dość, że wyszedł z opresji cało, zdążył nadgonić prowadzącego Pedersena i "strzelić" go na trasie. Czapki z głów.

Źródło artykułu: