"Półtora okrążenia" to cykl felietonów Marty Półtorak Marty Półtorak, byłej prezes Stali Rzeszów.
***
W sobotę na Stadionie Narodowym będziemy świadkami wielkiego święta. Znów dostaniemy dowód na to, że żużel jest w naszym kraju czymś więcej niż tylko niszowym sportem. Wielki stadion wypełniony po brzegi zawsze robi olbrzymie wrażenie i działa na zmysły. Sam turniej i już to, że odbędzie się na nim inauguracja cyklu rozpala zmysły. Mam nadzieję, że za całą otoczką i atmosferą na koronie PGE Narodowego pójdą wydarzenia, które będą się działy w centrum biało-czerwonego kotła.
Zastanawiam się, czy układany tor w Warszawie doprowadzi nas do wrzenia i takich emocji, że będziemy dyskutować o tegorocznych zawodach latami. Z tymi nawierzchniami jednodniowymi różnie bowiem bywa. Czasami nie pozwalają rozwinąć zawodnikom skrzydeł i pokazania pełni umiejętności.
CZYTAJ TAKŻE: Powinniśmy przyzwyczajać się do widoku pierwszej czwórki bez Betard Sparty
ZOBACZ WIDEO Artiom Łaguta: Grisza jest twardy, ale to nie oznacza, że będzie lepszy
Teoretycznie pierwsze kolejki PGE Ekstraligi powinny nam pokazać, kto będzie grał wiodące skrzypce w stolicy. Mamy pewną paczkę faworytów. Sęk w tym, że liga jest nieprzewidywalna i sypie nieraz zaskakującymi wynikami. Zawodnicy, którzy świetnie jadą w jeden weekend, drugiego zawodzą. Dlatego uważam, że wytypowanie faworyta w Warszawie jest karkołomnym zadaniem i czymś na wzór wróżenia z fusów. Wiadomo, że lepiej dobrze wejść w sezon, bo to daje moc i przeświadczenie, że jest się w gazie.
W tegorocznej stawce będzie mi osobiście brakować dwóch zawodników - Grega Hancocka i Nickiego Pedersen. Amerykanin to człowiek instytucja i wizytówka tego cyklu. Odnosi się wrażenie, że Greg był w tym cyrku zawsze. Mówisz Hancock myślisz Grand Prix i na odwrót. Być może Hancock jeszcze wróci, ale w Warszawie będzie mi w związku z jego absencją towarzyszyć mała pustka, bo jakby nie było od kilkunastu lat i mimo ich upływu utrzymywał się na równym i wysokim poziomie. Ile to razy słyszeliśmy, że "Jankes" jest wypalony? A on jazdą udowadniał, że za nic ma podobne teorie. Był szaleńczo skuteczny, poza tym odznaczał go elegancki styl.
Nicki z kolei swoją charyzmą, niepokornością ubarwiał zmagania o tytuł IMŚ. Z nim nigdy nie było nudno, a żużel na najwyższym poziomie potrzebuje takich w pozytywnym tego słowa znaczeniu chuliganów. O ile dla nas, fanów speedwaya ubytek Nickiego może być odczuwalny, o tyle niekoniecznie jego rywalom. Żużlowcy jeżdżący ostro, na pograniczu faulu nie mają wielu kolegów. Z drugiej strony od paru sezonów zauważamy pewną przemianę u Duńczyka. Odnoszę wrażenie, że po groźnej kontuzji, która mogła skończyć jego karierę jakby złagodniał i zaczął bardziej liczyć się z kośćmi przeciwników. Zostawia im miejsce. Brawura zastąpiła ogładę.
Wszystko ma swoje plusy i minusy. Zmiana pokoleniowa jest potrzebna. Napływ świeżej jest nieodłącznym elementem każdego sportu. Młode wilczki coraz częściej dochodzą do głosu i nadgryzają stare wygi. To naturalna kolej rzeczy.
Trudno wytypować czarnego konia, ale chodzi mi po głowie jedno nazwisko - Artiom Łaguta. Świeży powiew ze Wschodu. Rosjanin dużo eksperymentuje, kombinuje. Szuka nowych rozwiązań i bez przerwy chce siebie i swój warsztat udoskonalać. Sięga po różne nowinki. Współpracuje z ludźmi dostarczającymi części teamom F1, która jest królową motorsportu. Widać, że nie spoczywa na laurach, tylko prze do przodu.
Ciekawa jestem, co zaprezentują Martin Vaculik i absolutny debiutant Leon Madsen. Słowak imponuje szybkością w motocyklach. W piątkowym meczu ze Speed Car Motorem Lublin akcją w ostatnim łuku piętnastego biegu nie dość, że sam wysforował się na prowadzenie, to zrobił miejsce Nickiemu Pedersenowi, dzięki czemu zielonogórzanie zwyciężyli podwójnie. W trakcie wyścigu z 1:5 zrobiło się 5:1. To oznacza, że zawodnik jest pewny siebie i swojego sprzętu.
Gdybym bawiła się w obstawianie zdarzeń w zakładach bukmacherskich, wskazałabym na triumf Taia Woffindena. Zwyciężył tutaj przed rokiem i teraz również z przytupem zaczął rozgrywki w najlepszej lidze świata. Tak mówi rozum. Serce kieruje się w stronę Bartka Zmarzlika. A jak nie zawodnik truly.work Stali Gorzów, to chyba nie będziemy mieli nic przeciwko żeby był to inny reprezentant Polski. Niech w Warszawie wybrzmi wreszcie Mazurek Dąbrowskiego!
CZYTAJ TAKŻE: PGE Ekstraliga: Kibice pytają czemu nie można przełożyć piątkowych meczów na niedzielę i na odwrót
PS. W poniedziałek 13 maja minęła siódma rocznica tragicznej śmierci Lee Richardsona. Chyba już do końca życia będę sobie zadawać pytanie, czy musiało do tego dojść? Zapamiętam Go jako fantastycznego, miłego i wiecznie uśmiechniętego faceta. Nawet mimo niepowodzeń potrafił wiele kwestii kwitować uśmiechem. Wyznawał zasadę, że zła karta musi się odwrócić. Emanowało od niego niezwykłe ciepło i pozytywna energia. Nigdy o Tobie Lee nie zapomnę!
Marta Półtorak