PGE Ekstraliga: Dziwne tłumaczenia Marka Cieślaka. Włókniarz dostał lanie, bo był źle przygotowany

WP SportoweFakty / Tomasz Kudala / Na zdjęciu: Marek Cieślak w środku, obok Michał Finfa
WP SportoweFakty / Tomasz Kudala / Na zdjęciu: Marek Cieślak w środku, obok Michał Finfa

forBET Włókniarz został zmiażdżony na własnym torze. Marek Cieślak tłumaczył się sobotnim Grand Prix i dodawał, że problemem na pewno nie był tor. - Moim zdaniem było zupełnie odwrotnie - twierdzi nasz ekspert Jacek Gajewski.

Częstochowianie w rywalizacji z Fogo Unią Leszno byli kompletnie pozbawieni argumentów. Pretensji nie można mieć w sumie tylko do Jakuba Miśkowiaka, który zaliczył pozytywne występ. Reszta zawiodła. Bardzo słabo jechali liderzy, którzy dzień wcześniej zajęli dwie pierwsze lokaty w Grand Prix Polski. Szczególnie rozczarował Fredrik Lindgren. Trener Marek Cieślak po meczu przywoływał syndrom Jasona Crumpa i tłumaczył, że to efekt zawodów na PGE Narodowym.

- Moja odczucia i doświadczenia związane z tak zwanym syndromem Grand Prix są zupełnie inne - mówi nam Jacek Gajewski, były menedżer Get Well Toruń. - Kiedy pracowałem w klubach, to zawsze obawiałem się dwóch rzeczy. Kontuzji i słabszego występu w Grand Prix. Brak wyniku potrafił negatywnie wpłynąć na psychikę zawodnika i to przekładało się na ligę. To dotyczyło w szczególności ludzi ambitnych, którzy stawiali sobie najwyższe cele. Pojawiał się problem z uporządkowaniem myśli - dodaje.

Zobacz także: Robert Dowhan kpi sobie z Przemysława Termińskiego. Jak tu oszukać przeznaczenie?

Były menedżer Get Well Toruń podaje nawet konkretny przykład na poparcie swojej tezy. - Niech będzie nim Ryan Sullivan. Po dobrym występie w Grand Prix jechał na tory, które mu nigdy specjalnie nie pasowały. Tak było między innymi w Pile, gdzie zrobił 17 punktów i drużyna wygrała mecz. Rzecz w tym, że dzień wcześniej spisał się bardzo dobrze w rywalizacji o tytuł mistrza świata. Ważna jest psychika, a zawodnicy Włókniarza wyjechali z Warszawy w bardzo dobrych humorach. Poza tym Lindgren w poprzednich latach miał wiele pozytywnych występów po turniejach Grand Prix, więc to naprawdę kiepska wymówka - przekonuje Gajewski.

Dlaczego zatem forBET Włókniarz dostał takie lanie od Fogo Unii? - Złożyły się na to dwie kwestie. Po pierwsze gospodarze mierzyli się z najlepszą drużyną żużlową świata. Mistrzowie Polski są w tej chwili piekielnie mocni. Nie chodzi już nawet tylko o kwestie sportowe. To niesamowicie zgrana ekipa, panuje tam świetna atmosfera, wszyscy potrafią ze sobą rozmawiać. Bardzo podobał mi się komentarz Jarka Hampela po wygranym biegu Emila Sajfutdinowa. Było widać, że autentycznie cieszy się z sukcesu kolegi. To pokazuje, że w ekipie Piotra Barona jest chemia - uważa Gajewski.

- A co do Włókniarza, to mocno zastanowiłbym się nad torem, a raczej przygotowaniem drużyny do meczu. Nie wiem, co chcieli przygotować i na czym trenowali częstochowianie, ale od początku spotkania rzucało się w oczy, że jest sucho i twardo. Można tłumaczyć się godziną spotkania i działaniami komisarza, ale według mnie to jest słabe. Wszyscy wiedzą, co oznacza mecz zagrożony i jakie są wtedy uwarunkowania. Do tego należy się odpowiednio przygotować, bo pewne rzeczy podczas odbioru toru nie przejdą. Kombinacje są z góry skazane na porażkę. Lepiej to zrozumieć i trenować na nawierzchni, której można się spodziewać podczas meczu. Tego chyba zabrakło. Goście podeszli do tematu zdecydowanie lepiej. Było widać, że świetnie wychodzili ze startu, a na dystansie również czuli się bardzo pewnie. Wiedzieli, co mogą zastać w Częstochowie i się na to przygotowali - podsumowuje Gajewski.

ZOBACZ WIDEO Historyczny sukces Piasta Gliwice! Zobacz fetę po zdobyciu mistrzostwa Polski

Źródło artykułu: