Stelmet Falubaz Zielona Góra właściwie od początku tego sezonu ma duże problemy z domowym torem. Nie jest on atutem zielonogórzan i to widać niemal w każdym kolejnym meczu. Z Fogo Unią Leszno było tak samo. Betonowa nawierzchnia kompletnie zagotowała Piotra Protasiewicza (takiej nie lubi). Pól startowych także Falubaz nie zrobił pod siebie, choć gospodarz ma takie prawo.
Tor na mecz z mistrzem Polski został zrobiony na 8 godzin przed rozpoczęciem spotkania. Potem już tylko polewaczka wyjeżdżała co 20 minut, żeby polać tor, bo słońce grzało niemiłosiernie. Polewaczka przy okazji wykonywania kolejnych kółek uklepała pola numer 2 i 3 i dlatego, już w trakcie rywalizacji Falubazu z Unią, były one gorsze od dwóch skrajnych. Miejscowi mogli jednak coś z tym zrobić, mieli bowiem prawo ruszyć pola startowe i przygotować tak, by stanowiły ich atut. Z naszych informacji wynika, że sędzia Krzysztof Meyze im tego nie zabraniał.
Czytaj także: Plusy i minusy. Get Well Toruń równa się chaos
Zielonogórzanie nie skorzystali jednak z prawa do ponownego zbronowania startu i zaskoczenia Unii. Sami zostali zaskoczeni, bo w 1. biegu Emil Sajfutdinow wyskoczył z pierwszego pola niczym z procy. Wykorzystał w ten sposób jego moc. Falubaz miał dużo szczęścia, że w drugim biegu to samo zrobił Norbert Krakowiak, a sędzia w kontrowersyjnej sytuacji między Bartoszem Smektałą i Martinem Vaculikiem w 4. biegu wykluczył tego pierwszego. Część ekspertów twierdziła, że powinno być na odwrót i przywoływała wykluczenie Adriana Miedzińskiego w niemalże identycznej sytuacji.
ZOBACZ WIDEO: Menedżer gdzieś między depresją i załamaniem nerwowym
Pierwsza seria mogła skończyć się katastrofą Falubazu. Z drugiej strony, przy podjęciu próby przygotowania pól startowych jeszcze mogli zielonogórzanie wypracować po czterech biegach większą zaliczkę niż 2 punkty. Zwłaszcza, że juniorzy nie przegrali swojego biegu ze znakomitą parą gości.
Czytaj także: Tak Sparta stawia zawodników na nogi. Jamróg z pierwszą dwucyfrówką
Torowe perturbacje pokazują, że w Falubazie muszą na poważnie zastanowić się nad tym problemem. Brak atutu własnego toru to przecież olbrzymi kłopot. A popracować trzeba nie tylko nad tematem pól startowych, ale i też pewną spójnością, gdy idzie o nawierzchnię na treningu, a potem na zawodach. Już nie pierwszy raz z zielonogórskiego obozu docierają informacje, że na meczu jest inny tor niż na treningu, który ma służyć dopasowaniu silników.
W sprawie toru próbowaliśmy się skontaktować z menedżerem Adamem Skórnickim i prezesem Adamem Golińskim, ale ich telefony milczały.
W Lesznie też tak partaczył tor, nieprzypadkowo Unia radziła sobie lepiej na wyjazdach niż u siebie.
To, że o Czytaj całość